Niestety, stosunek społeczeństwa do rodzin posiadających troje i więcej dzieci jest częściej negatywny lub obojętny (65 proc.) niż pozytywny. To jeden z powodów, dla których liczba rodzin wielodzietnych cały czas spada. Z danych GUS wynika, że obecnie w naszym kraju żyje w nich 3,4 mln osób. W sytuacji, gdy wskaźnik dzietności utrzymujący się obecnie na poziomie 1,3 plasuje Polskę prawie na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej i na jednym z ostatnich na świecie, niezbędne jest podjęcie skutecznych działań na rzecz rodzin z licznym potomstwem. I nie mam tu na myśli tylko wsparcia finansowego. – Wciąż utrzymuje się społeczne naznaczenie, pojmowanie rodziny wielodzietnej jako patologicznej. „Jesteście nieodpowiedzialni, nieporadni życiowo”. „Nie umieliście się zabezpieczyć, żeby nie mieć dzieci”, słyszymy. Wielu trudno przyjąć, że my po prostu wybraliśmy taki styl życia, mając świadomość konsekwencji, chociażby obniżenia materialnego poziomu życia. Oni odbierają posiadanie licznego potomstwa jako porażkę. Tymczasem my jesteśmy zadowoleni z siebie i z tego, jak żyjemy. I mamy na to dowody w postaci badań – mówi mama siedmiorga dzieci, prezes Związku Dużych Rodzin (ZDR) „Trzy Plus” Joanna Krupska.
Wielodzietność pod lupą
To właśnie ZDR „Trzy Plus” zlecił grupie badawczej Ipsos Polska przygotowanie pierwszego wszechstronnego badania dotąd nieopisanego zjawiska wielodzietności w Polsce. Zależało mu bowiem na tym, aby pokazać rzeczywistość rodzin wielodzietnych. Raport zatytułowany „Wielodzietni w Polsce 2016” pokazuje, że mimo niesprzyjającego klimatu społecznego aż 78 proc. wielodzietnych jest zadowolonych ze swojego modelu życia. Określając szczegółowo swój poziom zadowolenia z różnych obszarów życia, na pierwszym miejscu stawiają rodzinę i miłość, która ich łączy (93 proc), a następnie relacje z innymi, w tym ze znajomymi i przyjaciółmi (70 proc.). Ciekawe jest to, że statystycznie rodzice w dużych rodzinach to ludzie stosunkowo młodzi, co wskazuje, że nadal drzemie w nich potencjał demograficzny. Aż 44 proc. kobiet w rodzinach wielodzietnych ma mniej niż 34 lata, średni wiek matek to 35,7 lat. Mężczyźni są nieco starsi – średnio mają 38,8 lat (do przedziału do 34 lat zalicza się 27 proc. panów). Polskie rodziny wielodzietne mieszkają głównie na wsiach (60 proc.) i w małych miastach (8 proc.). W dużych (do 500 tys. mieszkańców) zamieszkuje tylko 5 proc., a w największych – 8 proc. Zbadano także rozłożenie geograficzne. Najliczniej wielodzietni zamieszkują region wschodni (22 proc. ze wszystkich polskich rodzin z trojgiem i więcej dzieci) i południowy (20 proc.). W Polsce północno-zachodniej to np. 15 proc. Raport wyraźnie pokazał, że w naszym kraju mamy do czynienia z biedą mieszkaniową, ponad 60 proc. rodzin wielodzietnych żyjących w miastach ma bowiem mieszkania mniejsze niż o powierzchni 70 metrów kwadratowych, a co czwarta rodzina nawet mniejsze niż 50. To m.in. od poprawy sytuacji mieszkaniowej 28 proc. wielodzietnych uzależnia decyzję o kolejnym dziecku. Jeszcze większy wpływ na nią ma sytuacja finansowa. 36 proc. rodzin od wzrostu dochodów uzależnia swoją otwartość na nowe życie. I tutaj ważną rolę może odegrać rządowy program „Rodzina 500+”, odbierany zresztą, jak przyznaje Joanna Krupska, przez środowisko ZDR „Trzy Plus” jako istotne wsparcie materialne dla rodzin. A wielodzietni nie narzekają na wyrost. Aż 58 proc. objętych badaniem osiąga dochód w gospodarstwie domowym mniejszy niż 3 tys. zł netto. Negatywnie na pytanie czy w ostatnim roku dochody pozwalały na zaspokojenie bieżących potrzeb rodziny, odpowiedziała blisko połowa rodzin. Wielodzietni przyznają, że znaczną część budżetu domowego pochłaniają wydatki na żywność, spłatę zobowiązań i opłaty mieszkaniowe, a co trzecia rodzina deklaruje, że nie wydaje nic na kulturę i rozrywkę.
Trwałe i solidne
Wracając do planów powiększenia rodziny, ponad połowa dużych rodzin nie zamierza starać się o następne dziecko. Jednocześnie 30 proc. z nich deklaruje otwartość na każde kolejne poczęte życie. Małżeństwa wskazują przy tym, że oprócz wspomnianych barier finansowych i mieszkaniowych, istotne dla nich są także negatywne reakcje otoczenia na pojawienie się kolejnego dziecka w rodzinie. Zastanawiające jest to, że negatywnie na kolejne potomstwo reaguje najbliższa rodzina – rodzice i teściowie (w 54 proc, przypadków), dalsza rodzina (48 proc) i osoby z najbliższego otoczenia sąsiedzkiego (42 proc.).
Małżeństwa wychowujące troje i więcej dzieci stawiają, co pokazuje raport, na trwałość związku. Zdecydowana większość rodziców to małżeństwa sakramentalne (64 proc.), jedynie ślub cywilny zawarło 20 proc., a w wolnym związku, bez ślubu żyje tylko 10 proc. par.
Jak przyznaje Szymon Wytykowski, prezes Oddziału Wielkopolskiego ZDR „Trzy Plus”, ojciec siedmiorga dzieci, z zawodu architekt, z badań wyłania się jeszcze lepszy obraz rodzin wielodzietnych niż ten, którego się spodziewano. – To rodziny dość dobrze funkcjonujące, w dużej mierze bardzo zaangażowane w działalność społeczną. Rodzice często mają wyższe wykształcenie i dbają także o dobre wykształcenie dzieci. Troszczą się też o to, aby rozwijały one swoje talenty i w przemyślany sposób inwestują w nie pieniądze, które mogą przeznaczyć na dzieci. Można powiedzieć, że rodziny wielodzietne to taki kwiat rodzin – stwierdza z uśmiechem.
Karta mało znana
„Idea bardzo dobra, ale faktyczne korzyści z posiadania karty są raczej symboliczne i nie odczuwa się ich w budżecie domowym”. To jedna z wielu opinii zawarta w najnowszym raporcie Najwyższej Izby Kontroli oceniającym Kartę Dużej Rodziny (KDR) jako element polityki rodzinnej państwa. Od wprowadzenia ogólnopolskiej KDR miną niedługo dwa lata, ale już od ponad 10 lat istnieją karty samorządowe w ramach lokalnych form wsparcia rodzin wielodzietnych. Prekursorem był tu Wrocław, który jako pierwszy w marcu 2005 r. uruchomił program pod nazwą „Dwa plus Trzy i jeszcze więcej”. Definiując ogólnopolską KDR za jej stroną www.rodzina.gov.pl przypomnijmy, że to system zniżek i dodatkowych uprawnień, zarówno w instytucjach publicznych, jak i w firmach prywatnych, przysługujących rodzinom wychowującym troje i więcej dzieci. Jedną z wiodących idei wprowadzenia ogólnopolskiej KDR stanowiło bezpośrednie wsparcie rodzin wielodzietnych i kreowanie pozytywnego wizerunku wielodzietności. Przeprowadzona przez NIK analiza dotychczasowej funkcji i postrzegania przez beneficjentów przydatności KDR miała wskazać, na ile zaproponowane rozwiązania są zbieżne z oczekiwaniami rodziców i w jakim kierunku powinny zostać podjęte działania, by stanowiły realne wsparcie rodzin wielodzietnych. Kontrolą objęto rok 2014 i pierwsze półrocze minionego. Zacznijmy od tego, że znaczna część rodzin wielodzietnych (około 60 proc.) w ogóle nie wystąpiła o przyznanie ogólnopolskiej karty. Za główny powód respondenci podawali fakt, że w pobliżu miejsca ich zamieszkania nie ma firm, które oferowałyby takie zniżki, kolejnym jest brak odpowiedniej wiedzy na temat tego, gdzie i jak można z karty skorzystać. W 2015 r. wydano więc zaledwie 27 proc. zarezerwowanych na KDR środków budżetowych.
Jeszcze nie wspiera jak trzeba
Uzyskane przez NIK wyniki sugerują, że ogólnopolska KDR przynosi oszczędności tym rodzinom wielodzietnym, które znajdują się w relatywnie dobrej kondycji bytowej. Natomiast rodziny wielodzietne, którym wiedzie się najgorzej, w najmniejszym stopniu odczuwały finansowe korzyści wynikające z korzystania z karty. Cytowana w raporcie rodzina z Siedlec zauważa np.: „W małych miastach oferta dla KDR jest praktycznie zerowa. Zniżki są znikome, najczęściej nie przysługują na artykuły, które są najbardziej kosztowne (np. na pieluchy). Jedyna wymierna korzyść, to ulga przy przejazdach koleją”.
Jeśli chodzi o partnerów biznesowych KDR, to do końca 2015 r. zawarto z nimi prawie tysiąc umów. Niestety ich opinie dotyczące udziału w programie ogólnopolskiej KDR były raczej sceptyczne. Większość z nich wskazywała, że przystąpienie do niego rozminęło się z oczekiwaniami, które dotyczyły przede wszystkim wzrostu liczby klientów oraz szerszej kampanii reklamowej promującej firmy włączone do programu. Udział partnerów w programie nie wpłynął w zauważalny sposób na zainteresowanie ich ofertą, a tym samym nie przełożył się na wyniki sprzedaży.
Dziewięcioosobowa rodzina Sylwii i Szymona Wytykowskich mieszkająca w Mosinie koło Poznania przyznaje, że jest dumna z posiadania karty. – Chcielibyśmy z niej jak najczęściej korzystać, na razie jednak ciągle czekamy na pojawienie się większych możliwości z nią związanych. Zauważamy brak promocji karty, bardzo słabą informację o tym, gdzie są zniżki. Niektóre honorujące ją sklepy w ogóle nie są oznaczone. To główne, naszym zdaniem, bolączki karty, ale wiążemy z nią też duże nadzieje. Liczymy, że jeszcze się rozwinie i że do programu dołączą kolejni partnerzy – mówią małżonkowie, dodając, że do tej pory korzystają z KDR głównie kupując bilety na pociągi oraz na zakupach w sieci Carrefour, która przyznaje kupony rabatowe nawet do wartości 10 proc. zakupów.
Z analizy przeprowadzonej przez NIK wynika, że idea wprowadzenia ogólnopolskiej i lokalnych kart dużej rodziny została odebrana przez rodziny wielodzietne, podobnie jak w przypadku Wytykowskich, pozytywnie. Postrzegają ją jako przejaw docenienia ich znaczenia dla społeczeństwa, ale jednocześnie zauważają, że w wymiarze praktycznym karta nie stanowi wymiernego wsparcia, przy czym dotyczy to w większym stopniu karty ogólnopolskiej niż programów lokalnych. Finansowy poziom korzyści okazuje się być niski, a dostępność oferty oraz zakres i skala ulg nie spełniają w pełni oczekiwań rodzin. Co jednak ważne, dzięki posiadaniu kart możliwe jest częstsze niż wcześniej korzystanie przez rodziny wielodzietne z oferty sportowo-rekreacyjnej i kulturalnej. Karty dużej rodziny bez wątpienia są potrzebnym, choć jedynie uzupełniającym instrumentem polityki rodzinnej. Trzeba jednak przyznać, że jego skuteczność na chwilę obecną jest jednak ograniczona i wymaga działań dostosowujących ten instrument do potrzeb i oczekiwań społecznych.