Moją uwagę przykuło niedawno wiele filmów, na których mama z małymi dziećmi wykorzystuje praktycznie każdą okazję, by poćwiczyć. Myje dziecku głowę i rozciąga nogę na krawędzi wanny; układa z dzieckiem klocki, robiąc pompki; wykonuje skłony do leżącego na podłodze dziecka, by dać mu buziaki… W pierwszej chwili pomyślałam: świetnie, kobieta codzienne obowiązki zmienia w okazję do ćwiczeń. Spodobało mi się, że mamy małych dzieci znajdują chwile, by zadbać o zdrowie, bez specjalnego wyszukiwania czasu na ćwiczenia.
Później jednak pomyślałam, że to próba wprowadzenia wielozadaniowości. Badania naukowe jednoznaczne pokazują, że gdy próbujemy robić wiele rzeczy naraz, wykonujemy je gorzej i zajmują nam więcej czasu. A udaje się to w miarę dobrze wyłącznie wtedy, gdy łączymy dwa proste zadania. Na przykład możemy robić skłony przy wieszaniu mokrego prania. Jednak gdy próbujemy jednocześnie zajmować się dzieckiem i ćwiczyć, ono czuje, że jest na drugim planie. A zatem niekoniecznie to najlepsze rozwiązanie.
Dla emocjonalnej równowagi
Wychowywanie dzieci jest jednym z najbardziej wynagradzających doświadczeń życiowych. Widzimy to, gdy nasze pociechy wchodzą w dorosłość. Jednak w perspektywie codziennego zajmowania się dziećmi bywa to naprawdę trudne. Dzieci wpadają w złość lub rozpacz z najrozmaitszych powodów – a to brat popatrzył krzywo lub za głośno coś powiedział, a to do smarowania kanapki użyto nie tego noża, który upatrzyło sobie dziecko. We wczesnym dzieciństwie mama obarczona jest ważnym zadaniem pomocy dziecku w zapanowaniu nad emocjami, które je zalewają. Jednak po kilku godzinach wiele mam jest zmęczonych, zdezorientowanych, skłonnych do wybuchu. To reakcja naturalna, spowodowana odpowiedzialnością i podwyższonym poziomem kortyzolu – hormonu stresu. Jeżeli zaciskamy zęby i staramy się zapanować nad sobą, nasze emocje udzielają się dziecku. Jeśli próbujemy problemy zignorować i uciekamy od trudnych zachowań, dziecko odczytuje to jako brak zainteresowania.
Dlatego właśnie potrzebujemy, szczególnie w okresie wczesnego dzieciństwa naszych pociech, dbania o swoją równowagę emocjonalną. Co możemy zrobić?
Jedzenie podnoszące nastrój
Brzmi to groźnie, bo kojarzy się nam z zajadaniem smutku, objadaniem się słodyczami i tyciem. Rzeczywiście cukrowo-tłuszczowa bomba w postaci batonika chwilowo podnosi nastrój, jednak gdy poziom cukru we krwi gwałtownie opada, wraca podły humor. Chodzi o coś innego. Niektóre z substancji podnoszących emocje i je stabilizujących (np. serotonina) są zależne od naszego pożywienia. Potrzebujemy jedzenia bogatego w tryptofan (który dodatkowo pomaga w wydzielaniu melatoniny, odpowiedzialnej za dobry sen). Gdzie go znajdziemy? Banany, makarony razowe, tłuste ryby (np. makrela, łosoś), jaja, mięso, pestki dyni i słonecznika, sezam, ser typu parmezan, cheddar. Aby mózg produkował odpowiednie ilości serotoniny, potrzebne są też witaminy B6 i B12. Tu znów pojawia się banan, a dodatkowo awokado, pieczone ziemniaki, wołowina, kurczak, ryby, orzechy. Ostatni ze składników, który jest niezwykle istotny dla równowagi emocjonalnej to magnez zawarty m.in. w kakao, kaszy gryczanej, białej fasoli, orzechach laskowych, płatkach owsianych, ciecierzycy, grochu, migdałach i… bananach.
Dodatkowo warto wiedzieć, że śniadanie powinno być bogate w białko, a kolacja raczej w węglowodany. Jeżeli dopadnie nas głód, a do planowanego posiłku jest sporo czasu, nie sięgajmy po batoniki, pełne cukru jogurty itp., ale raczej po orzechy, migdały, owoce czy kanapkę z razowego chleba z serem i jajkiem. Częstym błędem jest podgryzanie w wolnej chwili, jedzenie „w biegu” tego, co akurat pod ręką, i dojadanie niezjedzonych przez dzieci porcji.
Dietetycy odradzają młodym mamom odchudzanie. Wszelkie diety cud, poza zrzuceniem kilku kilogramów (które i tak zaraz wrócą) powodują podwyższone wydzielanie hormonów stresu i większą skłonność do irytacji.
Na rolki i na masaż!
Złe samopoczucie wiąże się po części z niedoborem witaminy D. Jej podstawowym źródłem jest przebywanie na słońcu. Nie chodzi przy tym o opalanie się, lecz o codzienny spacer w słońcu. Pewien japoński naukowiec sprecyzował nawet, że najbardziej relaksujący jest dwudziestominutowy spacer w temperaturze 13-14°C. Z punktu widzenia pozbycia się nadmiaru tłuszczu optymalny jest spacer godzinny, ponieważ dopiero po 40 minutach wysiłku fizycznego zaczynamy spalać nagromadzone zapasy.
Dobrze jest też przeznaczyć osobny czas na ćwiczenia. Wysiłek fizyczny najskuteczniej redukuje poziom hormonów stresu, a podnosi poziom endorfin. Gdy dziecko jest małe, klasyczny spacer z wózkiem można zamienić na przejażdżkę na rolkach z wózkiem po parku. Gdy dzieci są większe – ćwiczmy razem z nimi. Przygnębiająco wiele mam nie korzysta jednak z takich okazji. Maluch jeździ w kółko na rowerku, hulajnodze, rolkach, a zmęczona mama wlecze się za nim. Warto założyć dres i trampki, wziąć rower, hulajnogę, rolki lub po prostu biec koło dziecka. To coś zupełnie innego niż wielozadaniowość w postaci „rysuję z dzieckiem i robię przysiady”, to czas dedykowany na wspólne ćwiczenia. Drugi rodzaj aktywności, w który warto zainwestować, to ćwiczenia relaksacyjne. Obniżają poziom niepokoju, zapobiegają depresji, regulują ciśnienie krwi. Zrelaksować nas mogą: spokojny spacer, wizyta w grocie solnej, masaż, ciepła kąpiel, jacuzzi, wyciągnięcie się w hamaku. Jak na to znaleźć czas? Tu już trzeba dogadać się z innymi dorosłymi członkami rodziny.
Nie chodzi tu o trening, po którym będzie można przebiec maraton czy o wielogodzinne ćwiczenia, dzięki którym osiągnie się sylwetkę modelki. Chodzi o to, by ćwiczyć codziennie, bez wygórowanego celu, ale też bez poczucia winy, że robimy coś dla siebie, zamiast zajmować się obowiązkami.
Dobroczynne relacje
Ostatnia rzecz niezbędna dla zachowania pogody ducha to wsparcie emocjonalne od innych dorosłych ludzi. Domownicy mogą być równie zestresowani, a ojciec małych dzieci niekoniecznie zawsze stanie na wysokości zadania, by przytulić i wysłuchać. Dlatego dobrze jest mieć przyjaciółki, można też szukać wsparcia w klubie młodych mam. Może warto połączyć przyjemne z pożytecznym i zacząć chodzić z przyjaciółką na siłownię albo wspólnie biegać? 40 minut wspólnych ćwiczeń i pół godziny rozmowy raz w tygodniu to rzecz warta przemyślenia.