Jak radzi sobie lednicka wspólnota bez swojego pomysłodawcy i głównego koordynatora o. Jana Góry?
– Często dziennikarze pytają nas o to, jak będzie wyglądało spotkanie bez o. Jana, wtedy odpowiadam: kto powiedział, że bez o. Jana? Przecież wierzymy w świętych obcowanie, a zatem jest to inny sposób obecności, taki wymagający sięgnięcia po wiarę jeszcze głębiej do serca. Mam wrażenie, że rzeczywiście teraz jest taki czas, który nazywam „tsunami łaski”, bo w tym momencie na Lednicy mamy ogromnie dużo pielgrzymów. Ta ilość jest zachwycająca, ale ona czasami nas zwala z nóg. Używam takiego sformułowania, że tak jak Elizeusz, uczeń proroka Eliasza, prosił o jego płaszcz, tak ten „płaszcz prorocki” o. Jana został przekazany całości dzieła lednickiego. Nikt nie ma całości, tylko każdy ma cząstkę. To wymaga działań wspólnotowych oraz ogromnej cierpliwości. Mamy się dobrze i jesteśmy bardziej zmobilizowani niż dotychczas. Sytuacja też ma swoje nowe wymagania. Ten obraz „tsunami łaski” opowiada o tym, że potrzebujemy wielkiej cierpliwości, ponieważ doświadczamy też skończoności i kruchości naszych sił. Nie zawsze potrafimy wszystko zrobić tak, jak byśmy chcieli czy jak sobie to wyobrażamy.
Św. Dominik posyłał braci po dwóch. Lednica teraz ma dwóch duszpasterzy. Czego nawzajem ojcowie od siebie się uczą?
– To jest bardzo ważne doświadczenie. Niedawno odbyła się konferencja prasowa i akurat fizycznie byłem w trochę gorszej formie. Powiedziałem wtedy do o. Macieja: dzisiaj po prostu nie mam siły. I poprosiłem go, żeby mówił. Potrzebowałem powiedzieć komuś, z kim blisko współpracuję, czyli współbratu, że mam gorszy dzień. I to powiedzenie spowodowało, że tak naprawdę odzyskałem siły. To trochę tak jak w peletonie kolarskim – ci, którzy jadą na początku, przyjmują na siebie ciężar wiatru. Wtedy o. Maciej wziął na siebie ten ciężar, ale często też przejmują go ludzie ze wspólnoty. My się nawzajem siebie uczymy. Można byłoby powiedzieć, że jako bracia z zakonu się znamy, ale nie znaliśmy się w takiej okoliczności. Przeszliśmy różne chwile, mieliśmy też trudniejsze momenty.
Dla Ojca duszpasterzowanie Lednicy to powrót do korzeni. Ma Ojciec wielu znajomych we wspólnocie lednickiej. Czy wspólne przeżycia i doświadczenia ułatwiają pracę?
– Jest to niezwykły wątek, ponieważ prezesem Stowarzyszenia Lednica 2000 jest Bogdan Kowalski, mój starszy kolega. Najpierw przez długie miesiące namawiał mnie, żebym poszedł do duszpasterstwa szkół średnich, właśnie do o. Jana. Potem, jako jeden z pierwszych zasugerował, żebym wstąpił do zakonu. Zresztą przywiózł mnie do niego swoim maluchem. Drugim kolegą jest Piotr, lider Siewców Lednicy. Siedzieliśmy ostatnio razem przy stole i stwierdziliśmy, że to niesamowite, że tak się wszystko ułożyło. Te doświadczenia wyjścia z tego samego środowiska dają fundament zaufania. My wszyscy jesteśmy wychowani nie tylko przez o. Jana i jego duszpasterstwo, ale również przez poznański klasztor. Po wielu latach znów ruszymy wspólnie w drogę.
Dlaczego warto przyjechać w tym roku na Lednicę? Jak będzie wyglądało tegoroczne spotkanie?
– Zawsze warto przyjechać na Lednicę. Zwłaszcza gdy jest się młodym człowiekiem, ale mam sygnały od wielu znajomych, nawet starszych ode mnie, którzy bardziej niż dotąd chcą przyjechać. Na Lednicy mamy okazję nauczyć się modlić nie tylko słowem, ale ciałem, gestem, ruchem czy pięknem. Jest to modlitwa całego człowieka. Zapraszam wszystkich, którzy czują, że mają kłopot z wiarą, modlitwą czy z Kościołem. Lednica to doświadczenie takiego dobrze pojętego Bożego szaleństwa. A my w tym roku będziemy je prowadzili w trzech obszarach. Pierwszy to 1050-lecie chrztu Polski, rys historyczny, ale prowadzący do tego, żebyśmy sami zobaczyli, jakim jesteśmy obdarzeni skarbem. Co to znaczy, że jesteśmy już ochrzczeni. Poczujemy się naprawdę zaskoczeni, ile w nas jest piękna. Drugi rys to 800-lecie Dominikanów. Bardzo mocno było go widać w o. Janie. Jest to zachwyt nad słowem – że człowiek potrafi mówić, pisać, śpiewać – i że te słowa są adekwatne do piękna świata, a de facto do piękna Boga. Będziemy się cieszyli, że kiedyś był taki człowiek, Dominik. Dla nas jest to piękne zaproszenie. Przyjedzie mnóstwo naszych sióstr dominikanek, przyjadą bracia. Warto choćby z tego względu być na naszych urodzinach. Kolejny rys to jubileuszowe XX Spotkanie Lednickie. Gdyby ktoś miał takie poczucie, że nie zdążył podziękować osobiście o. Janowi, to zapraszamy, żeby przekonać się, że nie jest za późno, ponieważ w wierze chrześcijańskiej nigdy nie ma bezpowrotnie straconych szans. Więc jeżeli chcemy doświadczyć świętych obcowania, spotkania nieba i ziemi, to warto przyjechać na Lednicę.
Czy nie obawia się ojciec, że Lednica – poprzez świętowanie 800-lecia istnienia zakonu dominikanów – może zostać potraktowana jako spotkanie stricte dominikańskie?
– Powiedziałbym, że Lednica jest dominikańska, bo o. Jan był dominikaninem. Dominikanie są kościelni, są wewnątrz Kościoła, który jest Chrystusowy. Jednak Lednica to przestrzeń dla różnych ruchów. To jej wartość i bogactwo. Dla nas szczególnie ważna jest obecność księdza prymasa, bo jesteśmy na terenie jego diecezji. Klasztor poznański znajduje się na terenie archidiecezji poznańskiej. Abp Polak użył w rozmowie z nami takiego obrazu, że Lednica jest pomostem między Gnieznem a Poznaniem, również w dyskusji o tym, gdzie odbył się chrzest. Właśnie ksiądz prymas jest dla nas znakiem powszechności, bo to on będzie przewodniczył Mszy św., zaś kazanie wygłosi bp Dajczak. To są małe znaki, ale dla nas istotne.
Znany jest serdeczny stosunek o. Góry do kapłanów. Wielu z nich przyjeżdżało na Lednicę, by usłyszeć słynne „kocham was”. Czy zamierzają ojcowie kontynuować tę tradycję?
– Nie wiem, czy będziemy dokładnie tym słowem obdarzali wszystkich kapłanów, ponieważ zawsze jest to niebezpieczeństwo tandetnej imitacji. Będziemy szukali naszego sposobu przekazania tej samej treści. Bardzo potrzebny jest szacunek dla powołania. Gdy kiedyś przygotowywaliśmy czuwanie, jedna z dziewczyn znalazła cytat o tym, że miłosierdzie to jest podnoszenie w górę, dowartościowywanie, wydobywanie dobra spod nawarstwień zła. Właśnie w tym duchu chcielibyśmy przyjmować kapłanów. Również podziękować im, bo to ich zasługa, że młodzież przyjeżdża na Lednicę, że ludzie garną się do Chrystusa i Go wybierają. Ojciec Jan zawsze pamiętał o tym, żeby kapłanom przekazać jakiś prezent, jako wyraz uznania, szacunku, miłości i podziękowania. My przede wszystkim będziemy szli tą samą drogą. A jeżeli dojrzejemy do tego, żeby to słowo „kochamy was”, było autentycznie prawdziwe, a nie było tylko imitacją o. Jana, to też je powiemy.
Czy Ojcowie już myślą o kolejnych spotkaniach?
– Rzeczywistość podpowiada nam pewne rzeczy. Jeden z biskupów zaproponował, żeby w przyszłym roku w ramach Lednicy zrobić podziękowanie za Światowe Dni Młodzieży. Gdyby ten pomysł dojrzał, bylibyśmy bardzo szczęśliwi. Byłaby to kontynuacja, bo Lednica jest i będzie. Nie trzeba zatem tworzyć czegoś dodatkowego. Pomiędzy nami też zrodził się taki pomysł, żeby pójść w przyszłym roku w stronę tematu bezinteresownego daru z siebie. Było to jedno z ulubionych słów Jana Pawła II, często również powtarzał je o. Jan. Zatem ścieżki naszego myślenia o przyszłorocznym spotkaniu biegną w stronę daru, daru osoby, bezinteresowności. Myślimy również o wielu innych rzeczach, co jest czasami trudne, bo nie zawsze mamy doświadczenie bycia dyrygentami w dużej orkiestrze. To wspomniane „tsunami łaski” dyktuje nam pewne wymagania, ponieważ Lednica stała się sanktuarium chrztu Polski.
O. dr Wojciech Prus OP
Urodził się w 1964 r . w Poznaniu, do Zakonu Kaznodziejskiego wstąpił w 1983 r., siedem lat później przyjął święcenia kapłańskie. Studiował patrystykę w Instytucie Patrystycznym „Augustianum” przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Prezes Wydawnictwa Polskiej Prowincji Dominikanów „W drodze”, subprzeor poznańskiego klasztoru. Od stycznia 2016 r. duszpasterz Ruchu Lednickiego, wraz z o. Maciejem Soszyńskim.