Logo Przewdonik Katolicki

Mama na etacie

Bogna Białecka

Czy da się wypracować równowagę między macierzyństwem a pracą zawodową? To pytanie zadaje sobie dziś wiele kobiet.

Ów dylemat można zamknąć pytaniem: Skoro mam powołanie do konkretnego zawodu, praca mnie rozwija i daje satysfakcję, to czy nie powinnam za tym iść, by nie zmarnować talentu? Aby ten cel osiągnąć, niektóre kobiety decydują się na odkładanie macierzyństwa gdzieś na trzecią dekadę życia. Takich, które w ogóle rezygnują z rodziny na rzecz kariery jest mimo wszystko niewiele.
Z drugiej strony problemem kobiet, które cenią uroki macierzyństwa, ale chcą się rozwijać zawodowo jest pytanie: Jak to pogodzić?
 
Feministyczna recepta na macierzyństwo
Co ciekawe, problem widzą też feministki. Opisuje to Anne M. Slaughter w eseju „Dlaczego kobiety nadal nie mogą żyć w pełni?”. („Why women still can't have it all?”) Slaughter pracowała jako dyrektor ds. planowania polityki w Departamencie Stanu w USA. Zrezygnowała z tego, gdy pojawiły się problemy z zachowaniem syna w szkole. Stwierdziła, że widywanie dzieci zaledwie w niektóre weekendy nie sprzyja wychowaniu. Wróciła zatem do rodzinnego miasta na prestiżowe stanowisko profesora uniwersyteckiego. Spotkała się z dwoma reakcjami znajomych kobiet. Część z nich mówiła: „Jaka szkoda, że musiałaś iść na kompromis i porzucić karierę”. O wiele gorsza była reakcja: „Nie generalizowałabym twojego przypadku, mi się udało pogodzić karierę z macierzyństwem”. Ta druga reakcja sugerowała, że Slaughter jest kobietą niezaradną życiowo, co dotknęło ją szczególnie mocno.
Slaughter przyznaje, że godzenie macierzyństwa z rozwojem zawodowym to pójście na kompromis. Uważa jednak, że to kwestia niewłaściwego podejścia rządu do pracy zawodowej kobiet. O dziwo, rozwiązania nie widzi w przejmowaniu roli mamy przez ojca. Sama pisze, że choć ma bardzo wspierającego ją męża, mężczyźni podchodzą do problemów domowych odmiennie, więc przerzucenie odpowiedzialności na nich za kwestie rodzinne nie załatwia sprawy. Uważa jednak, że problem zostałby automatycznie rozwiązany, gdyby prezydentem została kobieta i wprowadzono by parytet w parlamencie (50 proc. kobiet). Jakim cudem miałoby to pomóc – już nie tłumaczy. Mimo wszystko sugeruje środki doraźne – jak żłobki w przedszkolach, pracę na odległość, ustalenie by godziny lekcji w szkole pokrywały się z dniem pracy kobiety itp.
Czy jednak odgórne inicjatywy ułatwiające kobiecie karierę mimo macierzyństwa załatwią sprawę? Wydaje się, że nie, ponieważ sednem problemu nie jest kwestia pogodzenia roli matki i pracownika. To próba pogodzenia dwóch sprzecznych modeli życia i relacji.
 
Samorealizacja kontra służba bliźniemu
Model samorealizacji, rozwoju zawodowego jest nastawiony na osiągnięcia, skoncentrowany na „ja”. Idealna, współczesna samorealizująca się (kobieta) jest „fit”, biega w maratonach, stosuje dietę, odnosi sukcesy zawodowe, pnie się po szczeblach kariery, zarabia tyle, by ją było stać na sprzątaczkę, kosztowne hobby i wakacje w atrakcyjnych kurortach.
Macierzyństwo wymaga innej mentalności. Nie jest mierzone osiągnięciami – bo jak zmierzyć sukces macierzyński? Kto odnosi większy: kobieta na co dzień opiekująca się dzieckiem z autyzmem czy mama pianistycznego geniusza zgarniającego nagrody na konkursach? Nie da się tego porównać. Macierzyństwo wymaga zapominania o sobie i służby drugiemu człowiekowi. Miłości, empatii, cierpliwości, łagodności. Dzieci potrzebują stuprocentowej uwagi, oczywiście nie non stop, ale przez dużą część wspólnego czasu. Właśnie dlatego praca na odległość (przy komputerze w domu) nie załatwia sprawy, ponieważ mama, choć obecna fizycznie, jest nieobecna psychicznie, jej uwaga jest skupiona na pracy. W macierzyństwie nie ma też miejsca na perfekcję. Bycie mamą wymaga ogromnej elastyczności i rezygnacji z planów, gdy dobro dzieci tego wymaga. Chorego pracownika zastępujemy innym o zbliżonych kompetencjach i realizujemy plan, w przypadku chorego dziecka to niemożliwe.
Praca zawodowa to koncentracja na osiągnięciach, celach, zadaniach, efektywności. Macierzyństwo to koncentracja na innych i służba drugiej osobie.
 
Uroki i trudy macierzyństwa
Wiele kobiet zmienia się pod wpływem bycia mamą: łagodnieją, stają się bardziej cierpliwe, empatyczne, otwarte na potrzeby innych. Więź matki z dzieckiem rozpoczyna się już na etapie prenatalnym. Dziecko już w brzuchu mamy uczy się rytmu jej serca, jej głosu (a nawet zaczątków ojczystego języka), współodczuwa jej emocje. Wzrok noworodka, choć generalnie zamglony, ma ostrość widzenia w jednym punkcie: odległości między oczyma matki i dziecka w momencie karmienia piersią. Mechanizmów biologicznych, ułatwiających nam matkowanie jest wiele. Macierzyństwo też nas wynagradza. Trwające 15 lat badanie, jakie przeprowadzili Georg Høyer i  Eiliv Lund na niemal milionie kobiet z całego świata (opublikowane w roku 1993) wykazało, że bycie mamą pomaga kobiecie uniknąć depresji i skłonności samobójczych,
Macierzyństwo ma też swoje mroczne strony. Współczesna kobieta wybierająca pełnoetatowe bycie panią domu jest osamotniona, niewidoczna, niedoceniana. Spotyka się z krytyką otoczenia (szczególnie jeśli dla macierzyństwa porzuciła karierę). Część kobiet jest nawet krytykowana przez mężów, niezadowolonych z obniżenia poziomu życia spowodowanego utratą dochodów żony. W rezultacie wiele kobiet wybiera model mamy zajmującej się domem i dziećmi z poczuciem winy i marnowania potencjału, a w późniejszym wieku skarżą się niejednokrotnie: „Mój mąż osiągnął zawodowo to wszystko, czego ja pragnęłam i mogłam osiągnąć, ale tego nie zrobiłam i teraz już za późno”.
 
Rodzina to nie korporacja
Jedną z bardziej niepokojących współczesnych tendencji jest wypieranie realnego empatycznego macierzyństwa przez wprowadzanie do domu mentalności korporacyjnej. Oto niektóre z pomysłów: rodzinna deklaracja misji, rodzinne zebrania, coaching dzieci zamiast wychowania, delegowanie zadań zamiast powierzania obowiązków domowych itp. W rezultacie mamy dzieci, które zostają wepchnięte w ramy funkcjonowania zgodnego z korporacyjnymi standardami.
Co można z tym problemem zrobić? Michael Gurian w książce Wspaniały świat dziewcząt pisze: „Nie myśląc o dziewczętach i kobietach jako o dzieciach natury łatwo można przekształcić ich rozwój psychiczny w trwający całe życie wybór między dążeniem do osiągnięcia dobrej pozycji w pracy a potrzebą opieki nad dzieckiem”. Dlatego autor proponuje, by w zamian zmienić sposób myślenia, uświadamiając sobie, że życie kobiety dorosłej dzieli się naturalnie na kilka etapów. Pierwszy to czas tworzenia trwałego związku, drugi, po urodzeniu dziecka, to czas gdy natura popycha ją do zorganizowania swego życia wokół opieki nad maluchem. Jest to normalne i należy pozwolić kobiecie cieszyć się tym etapem bez lęku i poczucia winy. Etap trzeci następuje, gdy dziecko powoli dorasta i staje się samodzielne. Kobieta zaczyna wtedy w naturalny sposób dążyć do realizacji innych celów, rozwijając się na przykład zawodowo. Etap czwarty następuje, gdy dzieci są już dorosłe. Wtedy kobieta może wrócić do eksperymentowania, przymierzając się do nowych zawodów i nowego „ja”. Pozwólmy sobie zatem na rezygnację z myślenia o rodzinie jako kolejnym sprawdzianie efektywności, pozwalając na funkcjonowanie nastawione na miłość, empatię, radość, nie perfekcjonizm i dążenie do sukcesu.
Zdaję sobie też sprawę, że wiele kobiet nie wybiera pracy zawodowej ze względu na fascynujący zawód, a z prozaicznego powodu: pensja męża nie starcza na utrzymanie rodziny. Nie sugeruję zatem, że całkowite poświęcenie macierzyństwu jest jedynym dobrym wyborem. Gdy jednak musimy pracować, warto zadbać, by nie dać swojego rodzicielstwa skazić mentalnością korporacyjną, nastawioną na osiągnięcia i perfekcjonizm. To trudne zadanie, wiem, bo sama próbuję godzić pracę zawodową z wychowaniem dzieci. Zawsze jest to kompromis między rozwojem zawodowym a pełnią miłości, czasu, opieki oferowanej dzieciom. Ufam jednak, że mimo wszystko osiągalny.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki