Logo Przewdonik Katolicki

Zabijanie „w obronie życia”

Łukasz Kaźmierczak
W przypadku zwolenników aborcji cała para idzie w próbę wykazania za wszelką cenę, że życie ludzkie nie zaczyna się w momencie poczęcia i w ogóle nie jest życiem / fot. Fotolia

Środowiska feministyczne tegoroczną manifę z okazji Dnia Kobiet zorganizowały pod hasłem – uwaga, uwaga! - „Aborcja w obronie życia”. Nie, to naprawdę nie jest żart.

Szykuje się więc kolejną odsłonę bitwy na słowa, której echa z mniejszym lub większym natężeniem pobrzmiewają w debacie społecznej w Polsce od 1989 r. Z całą pewnością jest to jedna z najważniejszych batalii na gruncie światopoglądowym, która w ostatnich latach w znaczącym stopniu określiła nas również jako społeczeństwo. A przynajmniej na tyle, że dziś możemy śmiało stwierdzić, że większość Polaków prezentuje postawę pro life – co zdają się  potwierdzać kolejne badania opinii publicznej. Druga strona nie zamierza jednak łatwo  ustępować. W ruch idą dawne argumenty i metody działania. Zaczyna się drugie starcie.
 
Co mówią feministki?
„Hasło może wydawać się absurdalne, ale jego uzasadnienie jest bardzo proste: to właśnie prawo do aborcji chroni życie – życie kobiet i dzieci” – oświadczyły organizatorki tegorocznej ósmomarcowej demonstracji. W jaki sposób feministki doszły do tak karkołomnego wniosku, że to właśnie zabijanie dzieci poczętych ma służyć… ochronie ich życia? Cóż, jak zwykle posłużyły się starą śpiewką na temat rzekomo gigantycznej skali podziemia aborcyjnego w naszym kraju, którego powodem ma być zbyt restrykcyjne ustawodawstwo antyaborcyjne. „Według szacunkowych danych co roku od 100 tys. do 200 tys. Polek przerywa ciążę. Porównajmy to z danymi sprzed 1993 r. – wtedy było około 100 tys. takich zabiegów. To oznacza, że zakaz nie spowodował, że tych zabiegów jest mniej, wręcz przeciwnie – jest ich więcej albo tyle samo” – stwierdziła, cytowana przez portal wyborcza.pl, Agnieszka Weseli z Porozumienia Kobiet 8 Marca.
Niezależnie od tego, że dane te nadal w żaden sposób nie wyjaśniają, dlaczego akurat zabijanie nienarodzonych dzieci miałoby służyć ochronie życia, są one po prostu nieprawdziwe i wzięte z sufitu. Te liczby nigdy nie zostały potwierdzone ani w jakikolwiek sposób uwiarygodnione. W znakomity sposób rozprawił się zresztą z nimi dr inż. Antoni Zięba z Polskiego Stowarzyszenia Obrony Życia Człowieka , który w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego” stwierdził: „Pytam zawsze polskie feministki: Szanowne Panie, skąd wy bierzecie te liczby? Znacie przecież chyba dane za okres, kiedy po trzech latach działania ustawy antyaborcyjnej lewica przejęła pełnię władzy i przywróciła dopuszczalność aborcji? I w tym okresie – przy pełnej swobodzie, za darmo, w szpitalach, w higienicznych warunkach, przy poparciu mediów – ile mieliśmy zarejestrowanych aborcji? Trzy tysiące...”.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie oczywiście udawać, że podziemia aborcyjnego w Polsce w ogóle nie ma, a prasowe ogłoszenia w stylu „Bezbolesne przywracanie  miesiączki” to tylko taka literacka przenośnia. Należy jednak przykroić skalę tego zjawiska do właściwych rozmiarów, miast podawać księżycowe dane, a już na pewno nie używać tego jako argumentu za legalizacją aborcji. Trudno także uznać za racjonalny argument, że „kobiety i tak będą przerywać ciążę, więc przestańmy żyć w tej hipokryzji” (cytat za: Natalia Broniarczyk z Porozumienia Kobiet 8 Marca). W ten sposób można przecież zalegalizować dosłownie wszystko, łącznie z  najcięższymi przestępstwami.
Organizatorki Manify przekonują również, że to właśnie restrykcyjne prawo antyaborcyjne sprawia, że kobiety poddają się aborcji w warunkach zagrażających ich zdrowiu lub życiu. Już kiedyś odpierałem częściowo ten argument, pisząc mniej więcej w tym stylu: Czy jeśli aborcja zostanie wykonana na białym jak śnieg, czyściuteńkim, nakrochmalonym, szpitalnym prześcieradle, z użyciem sterylnych narzędzi z najwyższej jakości stali szlachetnej, pod czujną opieką anestezjologa i chirurga, będzie to choć trochę mniejszym zabiciem dziecka? Czy takie higieniczne morderstwo, nie jest już morderstwem? Czy oznacza trochę mniejszą śmierć...?
 
Pokrętna gimnastyka słowna
Zakłamywanie rzeczywistości za pomocą słów ma bardzo długą historię, w czym szczególne zasługi położyły wielkie XX-wieczne totalitaryzmy. Owo mistrzostwo w zakłamywaniu pojęć i nagminnym stosowaniu eufemizmów w bezlitośnie ironiczny sposób opisał Leopold Tyrmand w swojej Cywilizacji komunizmu. To mechanizm jawnego łgarstwa, w którym słowa znaczą prawie zawsze coś zupełnie przeciwnego niż rzeczy, które opisują, by wymienić tylko klasyczną „walkę o pokój” prowadzoną przez Związek Radziecki albo „bratnią interwencję” w obronie ładu i porządku, oznaczającą w rzeczywistości krwawą pacyfikację niepokornych demoludów.
W przypadku zwolenników aborcji cała para idzie w próbę wykazania za wszelką cenę, że życie ludzkie nie zaczyna się w momencie poczęcia i w ogóle nie jest życiem – choć żaden szanujący się naukowiec nie podważa dziś tego faktu. W tej dziedzinie stosują oni prawdziwą gimnastykę słowną na granicy ekwilibrystyki. Tymczasem, jak zwraca uwagę Urszula Wosicka z Fundacji „Głos dla Życia”, propagatorzy aborcji, mówiąc o niej, nigdy nie używają terminu dziecko, a tylko przerywanie ciąży. Zawsze będzie to też dla nich czynność mechaniczna, ubrana w sztuczne zmedykalizowane pojęcia – nigdy zabijanie. Nagminnie także stosuje się określenia odhumanizujące, takie jak „zlepek komórek”, „protoplazma”, „płód” – to ostatnie określenie, choć jest terminem medycznym, akurat w tym wypadku ma mieć wymiar antyczłowieczy.
Jeszcze inna metoda polega na społecznym odwróceniu akcentów – czyli na eksponowaniu prawa do wolnego wyboru, prawa do rządzenia swoim ciałem oraz zaliczania aborcji do „świadczeń zdrowotnych” i „podstawowych praw”. „Sprzeciwiamy się stawianiu życia płodu ponad życiem i zdrowiem kobiety” – wołała w czasie jednej z sejmowych debat posłanka SLD Joanna Senyszyn, podkreślając wręcz, że ciąża nieplanowana jest pogwałceniem (sic!) praw kobiety. Takie postawienie problemu oznacza oczywiście świadome zderzenie wartości: „Prawo do życia dziecka przeciwstawiane jest prawom kobiety, która powinna sama decydować o tym kiedy chce mieć dziecko (wtedy to dziecko!), a kiedy nie (wtedy to ciąża i zlepek komórek) – zwraca uwagę na niekonsekwencje tego rodzaju argumentacji Urszula Wosicka.
 
Chipsy a sprawa aborcji
Mimo tych wszystkich karkołomnych zabiegów zwolennikom aborcji nie udało się na razie zakłamać rzeczywistości. Jeszcze na początku lat 90. w arsenale ich środków retorycznych królowało pojęcie „zygota nie człowiek” i hasło „Mój brzuch jest moją własnością”, ale były one stopniowo wypierane z debaty publicznej. Cierpliwa argumentacja środowisk pro life, oparta na wiedzy medycznej oraz upowszechnienie zdjęć USG, na których gołym okiem widać, że mamy do czynienia z małym człowiekiem, a nie ze zlepkiem komórek, sprawiły, że nawet z języka mediów zniknęło prawie zupełne pojęcie „zygoty”.
Rzecz jasna nie dotyczy to tych najbardziej radykalnych, sfanatyzowanych aktywistek proaborcyjnych w typie Katarzyny Bratkowskiej, które lubują się w opowiadaniu o blastocyście, ale jest to raczej krzykliwy wyjątek od reguły. Znacznie groźniejsze wydają się sądowe batalie wytaczane przez aborcjonistów – czego najbardziej znanym przykładem jest sprawa Alicji Tysiąc przeciwko ks. Markowi Gancarczykowi z „Gościa Niedzielnego” – w których w pośredni sposób usiłują oni przekonywać, że aborcja nie jest zabijaniem. Tym bardziej że mogą liczyć na wsparcie niektórych proaborcyjnie nastawionych organizacji międzynarodowych, takich jak ONZ czy Amnesty International. Ta ostatnia, wielce zasłużona w dziedzinie ochrony praw człowieka, w ostatnich latach dokonała gwałtownej ideowej wolty i za prawa człowieka zaczęła uważać także aborcję, piętnując państwa, które nie dają kobietom „prawa wyboru”.
Walka na słowa trwa więc cały czas. Najświeższy tego przykład to głośna w Stanach Zjednoczonych historia reklamy przedstawiającej nienarodzone dziecko na monitorze ultrasonografu, próbujące sięgnąć po chipsy, które zajada jego ojciec. Na taki przekaz natychmiast zaprotestowały organizacje proaborcyjne, oburzając się, że ta reklama prowadzi do… uczłowieczenia zarodków. No cóż, łatwo nie będzie…
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki