Logo Przewdonik Katolicki

Śmiertelne oszustwo

Magdalena Guziak-Nowak
FOT. ERIC HOLMBERG/YOTUBE

Fałszowaliśmy sondaże i dane na temat podziemia aborcyjnego, kłamaliśmy o początku życia człowieka i dzieliliśmy katolików na „otwartych” i „hierarchię”. Tak wygraliśmy aborcję w USA – wyznał kiedyś nawrócony aborter. Teraz amerykański wzór obserwujemy na polskim podwórku

Ulicami Warszawy 30 września przejdzie marsz z okazji Światowego Dnia Bezpiecznej Aborcji (za granicą obchodzonego dwa dni wcześniej). Narzędzia, po które sięgają grupy proaborcyjne, nie są przypadkowe, ale wpisują się w strategię pro-choice, zdemaskowaną już dawno temu przez nieżyjącego dr. Bernarda Nathansona, nawróconego abortera z USA.
 
75 tysięcy dzieci
Zacznijmy od kilku faktów z życiorysu samego Nathansona (1926–2011), profesora Cornell University. Jego ojciec, który z ortodoksyjnego Żyda stał się ideowym ateistą, kultywował w domu zwyczaje judaizmu, ale przy tym nienawidził swojej żony, a synowi wpoił nihilizm. Rodzice wysłali Bernarda do prestiżowej szkoły w Nowym Jorku, w której uczyły się najbogatsze żydowskie dzieci. Po wielu latach Nathanson wspominał: „Bóg mojego dzieciństwa przypominał ponurą, majestatyczną, brodatą postać Mojżesza z rzeźby Michała Anioła. Widzę Go, jak siedzi przygarbiony, dumając nad moim losem na chwilę przed wygłaszaniem nieuchronnie skazującego wyroku. Taki był Bóg mojej żydowskiej religii – potężny i przerażający jak lew”. Z tego i zapewne innych powodów stał się, jak sam o sobie mówił, „żydowskim ateistą o twardym karku”.
W 1945 r. rozpoczął studia na wydziale lekarskim. Wtedy też poznał 17-letnią dziewczynę, w której się zakochał. Niedługo później Ruth zaszła w ciążę. Wspólnie zdecydowali się na aborcję, wtedy jeszcze nielegalnie, a potem rozstali. W połowie lat 60. Nathanson był świetnie zapowiadającym się ginekologiem i położnikiem. Oprócz medycznego dyplomu miał na swoim koncie dwa nieudane małżeństwa i aborcję własnego dziecka, którego – tak twierdził – nie mógłby wychowywać z powodu kariery. Ta szybko nabrała tempa. W 1968 r. został członkiem założycielem NARAL (ang. National Association for Repeal of Abortion Law) – Narodowego Związku na rzecz Zniesienia Ustawy o Aborcji. Ta kilkuosobowa, ale za to niezwykle skuteczna organizacja, zaledwie w ciągu pięciu lat doprowadziła do legalizacji aborcji przez Sąd Najwyższy w USA. A mowa o aborcji bez żadnych ograniczeń, do ukończenia dziewiątego miesiąca życia dziecka w łonie matki. Legislacyjny „sukces” otworzył przed Nathansonem wiele drzwi – otrzymał m.in. posadę dyrektora największej kliniki aborcyjnej na świecie, wykonującej 120 tzw. zabiegów dziennie, od poniedziałku do niedzieli. Sam przyznał się do zabicia 75 tys. dzieci poczętych.
Wracając do decyzji Sądu Najwyższego: warto wiedzieć, że jeszcze w latach 60. zdecydowana większość Amerykanów popierała prawną ochronę dzieci nienarodzonych. Jak to więc możliwe, że NARAL doprowadził do drastycznej zmiany postaw? To nie był przypadek, ale wynik intensywnej kampanii aborterów i im podobnych. W 1982 r. w Irlandii nawrócony Nathanson wygłosił słynne przemówienie „Śmiertelne oszustwo, zaplanowana zagłada”. Zdemaskował w nim strategię grup proaborcyjnych, która nie jest jakąś mityczną spiskową teorią dziejów, ale skutecznym – jak widać – narzędziem zmiany postaw z pro-life na pro-choice. Nie tylko w USA, ale na całym świecie, także w Polsce.
 
Fałszowanie sondaży
Pierwszym elementem strategii pro-choice, zdemaskowanej przez nawróconego abortera, jest fałszowanie sondaży. „W 1968 r. wiedzieliśmy, że uczciwe przeprowadzenie wśród Amerykanów ankiety na temat przerywania ciąży oznaczałoby dla nas druzgocącą klęskę” – powiedział Nathanson w Irlandii. „Zdecydowaliśmy się więc działać inaczej: posługując się środkami masowego przekazu, rozpowszechnialiśmy wyniki przeprowadzonych przez nas rzekomo ankiet, twierdząc, że 50 lub 60  proc. Amerykanów chce legalizacji przerywania ciąży. Była to niezwykle skuteczna «taktyka samospełniających się proroctw»: gdyby dostatecznie długo wmawiać amerykańskiej opinii publicznej, że wszyscy są za legalizacją aborcji, większość nabrałaby przekonania o słuszności takiego poglądu. Niewielu ludzi bowiem lubi należeć do mniejszości. Jedną z naszych praktyk było także stosowanie odpowiednio sporządzonych, dwuznacznych ankiet. Dlatego chciałbym poradzić wszystkim, by byli bardzo nieufni, słysząc lub czytając wyniki ankiet”.
Polskie podwórko: Klasycznym przykładem manipulacji badaniami sondażowymi, o której wspominał Nathanson, jest sondaż zrealizowany na zlecenie „Faktów” TVN i TVN 24 przez Kantar Millward Brown SA w marcu br. Pytanie ankietowe brzmiało: „Obecne prawo antyaborcyjne w Polsce dopuszcza przeprowadzenie aborcji tylko w 3 przypadkach: kiedy ciąża jest wynikiem gwałtu, kiedy życie matki jest zagrożone lub kiedy stwierdzono ciężkie i nieodwracalne wady płodu. W Sejmie jest projekt, który znosi możliwość przerwania ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne wady płodu. Jak Pani Pan ocenia ten projekt?”. Niewłaściwym jest tu użycie sformułowania „tylko w 3 przypadkach”, które samo w sobie jest oceną – że legalnej aborcji jest zbyt mało. Ponadto pytanie jest nieprecyzyjne – jego autorzy połknęli jedno słowo: „podejrzenie” (aborcja jest dopuszczalna w przypadku PODEJRZENIA ciężkich i nieodwracalnych wad dziecka).
Starą jak świat techniką manipulacji jest też przemilczanie niewygodnych treści. Kto wie, że według oficjalnego pisma z Kancelarii Sejmu RP do 16 kwietnia 2007 r. wpłynęło ponad pół miliona podpisów pod apelem o konstytucyjne wzmocnienie ochrony życia człowieka, natomiast głosów przeciwnych było zaledwie 1987? Jeszcze mniej znane są historyczne już dane z 1991 r. W przeprowadzonych rok wcześniej konsultacjach społecznych aż 89 proc. Polaków wypowiedziało się za prawem do życia dla każdego poczętego dziecka.
 
Przeszacowane podziemie
Kolejnym elementem proaborcyjnej układanki, obliczonej na pozyskanie kolejnych zwolenników idei pro-choice, jest fałszowanie danych na temat wielkości tzw. podziemia aborcyjnego oraz zgonów kobiet wskutek nielegalnych aborcji. Dr Bernard Nathanson przyznał: „Wiedzieliśmy również, że jeśli dostatecznie udramatyzujemy sytuację, wzbudzimy dość sympatii, aby sprzedać nasz program legalizacji sztucznych poronień. Dlatego sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informację, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tys. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200–250 kobiet, ale stale powtarzaliśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tys. rocznie. Liczby te zaczęły kształtować świadomość społeczną w USA i były najlepszym środkiem, aby przekonać społeczeństwo, że trzeba zmienić prawo antyaborcyjne”.
Polskie podwórko: Przez długie lata ulubioną liczbą zwolenników aborcji, szczególnie w środowisku feministycznym, było 200 tys. Tyle kobiet miało się poddawać co roku nielegalnej aborcji niesterylnymi narzędziami, w gabinetach pseudolekarzy i w strachu. Tymczasem analiza naukowa z 2004 r. pt. Podziemie aborcyjne – mity i fakty (autorstwa m.in. dr hab. Jadwigi Wronicz) wykazała, że liczba nielegalnych aborcji to między 7 a 14 tys. rocznie. Astronomiczne 200 tys. nie przystaje też do danych z 1997 r., kiedy to po prawnym usankcjonowaniu aborcji „na życzenie” wykonano ich trzy tysiące rocznie. Trzy tysiące legalnie, za darmo i w sterylnych warunkach oraz 200 tys. w podziemiu? Trudno w to uwierzyć.
 
„Karta katolicka”
„Najważniejszą i najskuteczniejszą z taktyk, które stosowaliśmy podczas naszej działalności w latach 1968–1973, była tzw. karta katolicka” – powiedział Nathanson. „Unikaliśmy jednak tego, aby wszystkich katolików traktować jednakowo. Zdawaliśmy sobie sprawę, że taka postawa poważnie by nam zaszkodziła. Potrzebowaliśmy pewnego wsparcia ze strony tych, których nazywaliśmy oświeconymi katolikami. Zamiast tego posługiwaliśmy się zbiorowym pojęciem hierarchii kościelnej, wystarczająco niejasnym, by przekonać wszystkich liberalnych intelektualistów, przeciwników wojny i środki masowego przekazu, że to właśnie Kościół winien jest powstaniu oporu przeciw legalizacji aborcji (...). Nie wolno dopuścić, aby dogmatyczny Kościół katolicki przejął kompetencje prawodawców i próbował każdą kobietę zmusić do urodzenia dziecka. Postępowanie hierarchii jest nieugięte, opór przeciwko ustawie zezwalającej na aborcję pochodzi właśnie od niej, a nie od większości katolików. W ten sposób oddzielaliśmy katolickich intelektualistów, środowiska postępowe i liberalne od hierarchów i wbiliśmy klin w katolicki opór przeciw sztucznym poronieniom. Powołując się na sfałszowane ankiety twierdziliśmy, że większość katolików opowiada się za reformą ustawy… Jakie było znaczenie organizowanej przez nas nagonki? Przede wszystkim przekonała ona media, że każdy, kto był przeciw dopuszczalności aborcji, musiał być katolikiem lub ulegać silnemu wpływowi hierarchii kościelnej. Chodziło nam o to, aby za pośrednictwem mediów przekonać społeczeństwo, że nie ma grup niekatolickich, które byłyby przeciw przerywaniu ciąży. W rzeczywistości w owym czasie (podobnie jak i teraz) przeciw dopuszczalności aborcji wypowiadało się wiele Kościołów: wschodnie kościoły prawosławne, Churches of Christ, American Baptist Association, luteranie, metodyści, mormoni, ortodoksyjni żydzi, muzułmanie, zielonoświątkowcy... Grup niekatolickich, które w sposób zdecydowany wypowiadały się przeciw przerywaniu ciąży, było więc bardzo wiele. Nigdy jednak nie dopuściliśmy do tego, by opublikowano ich listę i zapobiegaliśmy pojawieniu się przypuszczenia, że może istnieć inna opozycja niż katolicka”.
Polskie podwórko: Ten punkt chyba nie wymaga komentarza. Wystarczy popatrzeć na banery z czarnych protestów ze zdjęciami koloratek i podpisami w stylu „Precz od mojej macicy!”, „Opieka medyczna, nie watykańska” lub przypomnieć sobie hasła z protestów pod kuriami („Wiedz, biskupie, że mamy cię w d…”).
 
Kłamstwa o początku życia
Ostatnim elementem propagandy na rzecz aborcji jest ukrywanie naukowych dowodów na to, ze życie zaczyna się w chwili poczęcia. Metoda ta „polegała na konsekwentnym przeczeniu dowiedzionemu naukowo faktowi, że życie zaczyna się w chwili poczęcia. Utrzymywaliśmy, że stwierdzenie, kiedy zaczyna się życie człowieka, jest problemem teologicznym, prawnym, etycznym, filozoficznym, ale na pewno nie naukowym. Takie działanie jest nadal jedną z ulubionych taktyk grup proaborcyjnych, twierdzących, że naukowcy nie są w stanie zdefiniować momentu, w którym rozpoczyna się istnienie człowieka. Taki pogląd jest śmieszny i absurdalny” – mówi Nathanson. „Osoba poczęta jest istotą ludzką, nie ma takiego momentu podczas życia płodu ludzkiego, w którym mogłoby dojść do zmiany niczego w coś, przekształcenia czegoś, co nie jest osobą, w człowieka. (…) Jako naukowiec wiem, nie sądzę, lecz wiem, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia”.
Polskie podwórko: Już coraz rzadziej można usłyszeć, że dziecko w fazie prenatalnej to „galaretka”, „zlepek komórek” albo „skutek uboczny współżycia”. Nadal jednak środowiska feministyczne przekonują, że „zarodek nie jest człowiekiem, jest zarodkiem” oraz że zwrot „dziecko poczęte” wymyślili teologowie katoliccy (za: www.protestkobiet.pl). Popularność zyskuje też sformułowanie „treść z macicy” (facebookowy fanpejdż Aborcyjnego Dream Team’u on tour).
30 września będziemy mogli zaobserwować zdemaskowaną przez Nathansona strategię pro-choice w praktyce.
  



Przetłumaczone cytaty z wystąpienia dra Bernarda Nathansona w Irlandii pochodzą z opracowań Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki