Sakramentów nie można wycofać, nie można ich odwołać ani odwrócić ich skutków. Tak jest również z chrztem – i nie zmieni tego żaden, nawet złożony zgodnie z prawem kanonicznym akt apostazji.
Raz na zawsze
W kwestii apostazji mówimy różnymi językami. Ci, którzy jej dokonują, w Kościele widzą wyłącznie ziemską instytucję, do której ktoś jako małe dzieci ich zapisał i z której oni teraz nie mogą się uwolnić. Wierzący rozumieją, że sakrament chrztu włącza człowieka nie tylko w Kościół ziemski, ale w całe Mistyczne Ciało Chrystusa, do wspólnoty wierzących w niebie, a tych więzów nie zmieni ani nie zerwie żaden podpisany na ziemi dokument.
W prawie kanonicznym apostazja to dobrowolne, świadome i całkowite wyrzeczenie się oraz odstąpienie osoby ochrzczonej od wiary chrześcijańskiej, ale nie zamazanie znamienia chrztu. Stara zasada Kościoła mówi: semel catolicus, semper catolicus (raz katolik, na zawsze katolik) i nigdy nie przestała być aktualna. Odstępca zaciąga wprawdzie na siebie kościelną karę ekskomuniki, wyłączając się z życia wspólnoty kościelnej i odcinając od sakramentalnej łaski, ale nie może być traktowany jako ktoś, kto do Kościoła nigdy nie należał. W praktyce oznacza to, że w akcie chrztu wpisana zostaje adnotacja o dokonanym akcie apostazji – nie zostaje jednak zniszczony czy zmieniony sam akt chrztu. Jest to nie tylko świadectwo wierności Boga, który raz wszedłszy w historię człowieka, już go nie opuszcza; nie tylko szacunek dla przeszłości, której nie da się cofnąć, zamazując prawdę w dokumentach, ale również pełen miłosierdzia akt (choćby i niechciany!) pozostawienia apostacie możliwości powrotu.
Kanoniczne, nie świeckie
Od 2013 r. trwała w Polsce sądowa batalia, związana z formą składania apostazji. Zakończył ją wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z lutego br. oddalający skargi kasacyjne Głównego Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych przeciwko proboszczom, odmawiającym dokonania w księgach chrztu adnotacji o wystąpieniu z Kościoła katolickiego. Proboszczowie odmówili, gdyż zwracający się do nich przedstawiali jedynie oświadczenie woli, nie spełniając warunków zapisanych w prawie kanonicznym. Aby skutecznie złożyć akt apostazji, należało uzyskać metrykę chrztu, z nią udać się do proboszcza w parafii zamieszkania, porozmawiać na temat decyzji wystąpienia z Kościoła, a następnie wobec proboszcza i dwóch świadków złożyć oświadczenie woli. Następnie sporządzony przez proboszcza dokument przesyłany jest do kurii, która wydaje zalecenie dokonania stosownego wpisu w księdze chrztu. Apostata nie otrzymuje żadnego dokumentu potwierdzającego akt apostazji – może jedynie otrzymać metrykę chrztu z odpowiednią adnotacją.
NSA w uzasadnieniu wyroku podtrzymał wcześniejszą decyzję Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, uznając, że państwo, w tym również GIODO nie może oceniać tego, jakie jest wyznanie konkretnego człowieka. Konstytucja i konkordat zapewniają Kościołowi rozdział od państwa, dlatego może on wewnętrznymi regulacjami określać swoje zasady przynależności. Zatem aby wystąpienie było skuteczne, musi dokonać się według prawa kościelnego, nie świeckiego: przy czym nie ma tu znaczenia subiektywne poczucie przynależności, ale formalne podleganie prawu kanonicznemu, obowiązujące przez fakt bycia ochrzczonym.
Głos biskupów
Kilka dni po wyroku NSA, 19 lutego br. zaczął obowiązywać przyjęty jesienią ubiegłego roku dekret Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła i powrotu do jego wspólnoty. W zasadniczej części potwierdza on wcześniej obowiązujące prawo, zobowiązujące apostatów do składania oświadczenia woli osobiście przed proboszczem i wykluczające możliwość jej wyrażenia i przesłania korespondencyjnie. Zmiana polega jedynie na rezygnacji z obowiązku obecności przy składaniu aktu apostazji dwóch świadków. Aby oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła było skuteczne, musi być wyrażone przez osobę pełnoletnią i zdolną do czynności prawnych w sposób świadomy, wolny i osobiście wobec proboszcza w miejscu zamieszkania. Proboszcz przyjmujący takie oświadczenie ma obowiązek przeprowadzenia „pełnej troski rozmowy duszpasterskiej tak, aby rozeznać, jakie są przyczyny decyzji składającego oświadczenie”, „podjęcie z miłością i roztropnością starań duszpasterskich, by zachęcić składającego oświadczenie do porzucenia jego zamiarów i obudzić wiarę zaszczepioną weń przez sakrament chrztu” oraz poinformować o konsekwencjach, jakie wiążą się z opuszczeniem wspólnoty Kościoła. Skutków prawnych nie wywołuje oświadczenie woli przesłane pocztą, drogą elektroniczną ani złożone przed cywilnym urzędnikiem. Biskupi podkreślają również, że zakaz przyjmowania sakramentów, wiążący się z apostazją i zaciągniętą przez to ekskomuniką ulega zawieszeniu w niebezpieczeństwie śmierci: apostata może otrzymać wówczas rozgrzeszenie, przyjąć sakrament chorych i przystąpić do Komunii św., „jeżeli o to dobrowolnie poprosi i okaże postawę nawrócenia”. Gdy minie niebezpieczeństwo śmierci, należy zastosować procedurę powrotu do pełnej wspólnoty Kościoła przez złożenie pisemnej prośby, uwolnienie od kary ekskomuniki i dokonanie adnotacji w księdze chrztu.
Apostazja pociąga za sobą poważne skutki. Odstępujący od Kościoła nie może sprawować ani przyjmować sakramentów oraz sprawować sakramentaliów (między innymi błogosławieństw, choćby popularnej „święconki”), nie może być chrzestnym, świadkiem bierzmowania czy małżeństwa, nie może wykonywać w Kościele żadnych zadań i posług, należeć do stowarzyszeń czy ruchów kościelnych, nie ma również prawa do kościelnego pogrzebu.
Odszedłem
Relacje apostatów, którzy złożyli skuteczne oświadczenie woli wystąpienia z Kościoła katolickiego znaleźć można między innymi na stronie apostazja.pl. To, co można z nich wyczytać, zdaje się przeczyć teoriom o niezwykle trudnej i nieprzyjemnej procedurze. Każdy, kto spełnił prawne wymogi i przedstawił stosowne dokumenty, bez problemów uzyskał wpis, którego oczekiwał. Zdecydowana większość pisze o krótkiej i konkretnej rozmowie z proboszczem, niektórzy dziwiąc się, że ksiądz nie obraził się na powitalne „dzień dobry”. Inni wprawdzie twierdzą, że byli „straszeni i obrzucani obelgami w kurii”, ale jednocześnie „załatwili wszystko w ciągu godziny”. Jeszcze inni składając akt apostazji – być może po raz pierwszy w życiu? – osobiście spotykali księdza i przekonywali się, że można z nim rozmawiać. „Ksiądz proboszcz jezuita był bardzo ciepły i serdeczny, powiedział mi, że nie muszę się powoływać w sprawie apostazji na zapisy prawne Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Oznajmił, że szanuje prawo moralne każdego człowieka do dokonania wyboru zgodnie z własnym sumieniem i powiedział, że skoro czuję, że chcę odejść, to on to szanuje i akceptuje, a sprawa może być załatwiona w każdej chwili, gdy przyjdę z podpisanymi przez świadków dokumentami. Nie usłyszałam od niego nic, co byłoby negatywne – żadnych gróźb, żadnego etykietowania mnie, żadnego upominania i moralizowania. Na koniec otrzymałam życzenia wszelkiego dobra. Przyznaję jezuitom, że mają klasę”. Z drugiej strony księża odbierający akty apostazji zwracają uwagę na powtarzającą się w wielu przypadkach niechęć do rozmowy, nieumiejętność osobistego uargumentowania decyzji czy utrudniającą dialog agresję.
Na pytania o powody apostazji odchodzący odpowiadają różnie. Mówią o niechęci do bycia członkiem organizacji, która nie reprezentuje ich światopoglądu, o chęci udowodnienia, że nie trzeba być takim, jak rodzice i dziadkowie, chęcią bycia człowiekiem wolnym i niezależnym, uzyskaniem pewności, że na pogrzebie nie będą odprawiane katolickie rytuały lub „naprawieniem błędu, który wbrew mojej woli popełnili rodzice”.
Naprawić „błędu chrztu” nie można, bo czasu nikt cofnąć nie potrafi. Można wprawdzie odejść od Jezusa w Jego ziemskim Kościele, ale niewidzialne znamię chrztu wypalone na człowieku pozostaje na zawsze. Dopóki człowiek żyje, naprawdę naprawić może tylko jeden błąd: błąd swojego odejścia.