Logo Przewdonik Katolicki

Usunąć wirusa grzechu

Marcin Jarzembowski

Rozmowa z ks. dr. Zygmuntem Zaborowskim, ojcem duchownym Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Bydgoskiej oraz prezesem Stowarzyszenia Wspierania Powołań Diecezji Bydgoskiej.

Środą Popielcową rozpoczęliśmy okres Wielkiego Postu. Czas, który można nazwać darem, a może wyzwaniem?
– W swoim pytaniu użył pan bardzo interesującej konstrukcji słownej: Wielki Post – darem, a może wyzwaniem? Sądzę, że w przypadku tego czasu można powiedzieć, że jest on jednocześnie i darem, i wyzwaniem. Obydwa słowa wraz ze znaczeniem, które w sobie zawierają, znajdują tutaj uzasadnione zastosowanie. Sam fakt, że coś otrzymuję jako dar, stanowi zarazem zobowiązanie, dlatego nie mogę wobec daru pozostać obojętnym, obliguje mnie on do określonych, pozytywnych działań. Stąd też słowa Pana Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” są dla mnie wyzwaniem, abym wyszukał wszystkie możliwe sposoby oraz środki, by uwierzyć Jezusowi i skorzystać z Jego miłosierdzia i z Nim się utożsamić. W czasie Wielkiego Postu ten proces może się w nas dokonać,  jeśli tylko sami tego zechcemy. Wielki Post to zaproszenie Boga skierowane do naszej wolności.
 
Co możemy uczynić dla siebie, jako ludzi wierzących, w ciągu tych czterdziestu symbolicznych dni? Czym jest to wyrzeczenie, do którego wierni są tak często zachęcani?
Istotnie, w czasie Wielkiego Postu jesteśmy wzywani do podejmowania różnych wyrzeczeń. Na samym początku naszego dialogu na temat praktyk podejmowanych w tym szczególnym okresie, warto sobie dobrze uświadomić, czym tak naprawdę jest wyrzeczenie – słowo, które w czasie Wielkiego Postu jest o wiele częściej używane niż w okresie zwykłym. Jeśli spytamy o prawdziwy sens tego słowa, to właściwie możemy zauważyć, że wielu ludzi tak naprawdę nie rozumie, co ono oznacza, o co chodzi w postawie wyrzeczenia. Straciło ono dla wielu swoją, by tak rzec, semantyczną ostrość i zostało oddzielone od religijnego kontekstu. Według mnie, wyrzeczenie to nie jest rezygnacja z jakiegoś grzechu, jakiegoś zła, jak to dość często ludzie sobie tłumaczą, ale jest to rezygnacja z jakiegoś dobra, które mi się słusznie należy na rzecz większego dobra, jakie będzie nie tylko moim udziałem, ale także udziałem mniejszej lub większej społeczności.
 
Niejednokrotnie wykorzystywał Ksiądz nowe technologie w celach ewangelizacyjnych. Jakim językiem mówić do młodego pokolenia, także o Wielkim Poście?
Często się nad tym zastanawiałem. Prawdziwą odpowiedź na to pytanie zna jedynie sam Pan Bóg. Wielu ludziom, nawet tym noszącym habity czy sutanny, wydaje się, że mają na ten temat doskonałą wiedzę. Życie jednak pokazuje zupełnie coś innego, o czym świadczy coraz mniejsza frekwencja w kościołach na Mszach św. i nabożeństwach oraz mniejsze zainteresowanie młodzieżową katechezą w szkołach. Szukam nowych środków wyrazu i kontaktu z młodymi ludźmi, ale jeszcze nie mogę powiedzieć, że już je znalazłem. Według mnie, powinien to być język ducha Bosko-ludzkiej miłości i przyjaźni, mający również w sobie elementy współczesności. Chodzi o to, abym na przykład posługiwał się tak zwanym językiem komputerowym. Mam nadzieję, że będę dobrze zrozumiany. Otóż dzisiaj przed Kościołem, przed każdym z nas jako chrześcijaninem, uczniem Jezusa Chrystusa, stoi nie lada wyzwanie. Musimy dokonać przeglądu naszego dotychczasowego sposobu myślenia i postępowania. Zastanowić się, czy jest ono zgodne z pierwotnymi założeniami znajdującymi się w Piśmie Świętym albo – używając komputerowego języka – z pierwotnym programem wpisanym przez Boga w naszą naturę, w naszą psycho-fizyczno-duchową strukturę. Jest to nie byle jakie wyzwanie, bo jeśli się okaże, że ten program gdzieś został osłabiony czy nawet naruszony, to koniecznie muszę przystąpić do naprawy, nawrócenia. Jeżeli tego nie uczynię, to niczego wielkiego nie dokonam, a jedynie jeszcze bardziej pogrążę się w „patowej” sytuacji. Muszę usunąć wirusy, które dość często z własnej winy wtargnęły do mojego duchowego komputera, do mojego programu życia. A są to wirusy wielkiego kalibru, które robią w moim duchowym i psychicznym programie przeogromne spustoszenie, bardzo mocno mnie spowalniają w czynieniu dobra, oziębiają relację z Bogiem, z sobą samym i z innymi ludźmi. Powodują niekiedy totalne rozbicie. Co gorsza, tych wirusów, niestety, ja sam usunąć nie mogę, bo pochodzą od Złego, a on nie jest taki niemądry, aby mi dał możliwość zainstalowania we mnie systemu antywirusowego przeciw jego zasadzkom. Ale w tym przypadku nie znajduję się na straconej pozycji, bo takie oczyszczenie i ochronę może mi zapewnić Jezus Chrystus, wystarczy tylko do Niego się zwrócić. I dla mojego i innych dobra stale muszę pamiętać Jego, mojego Pana i Mistrza, zbawienne słowa: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie”. I tu swoją rolę świetnie wypełnia Wielki Post. Nie potrzeba żadnych wielkich, spektakularnych działań ani cudów. Wystarczy tylko posłuchać głosu Kościoła, który przypomina, a zarazem zachęca do wypełnienia słów Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Wystarczy ze skruchą pochylić głowę przed Bogiem i powiedzieć: Tak, Panie, dałem się zwieść Złemu duchowi, który w podstępny sposób podszedł mnie swoim wirtualnym światem. Dałem się zwieść ludziom, którzy przeciwko Tobie występowali, dałem się zwieść mojemu egoizmowi, pysze i moim słabościom. Jednak teraz pójdę z Tobą na pustynię, aby naprawiać zło, nauczyć się, jak skutecznie ochraniać Boży program wpisany w naturę mego życia, abym nie dał w sobie niszczyć nic z tego, co jest doczesne i nadprzyrodzone. Trzeba więc zwrócić się do Chrystusa, by pomógł ten mój właściwy program z wirusów – grzechów – oczyścić, a uszkodzenia naprawić. Trzeba skorzystać z Bożego miłosierdzia i całkowicie się nawrócić. Nie trzeba się lękać, bo On sam zaprasza: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
 
Wielki Post to także okazja do rozważania tajemnicy krzyża. Jakiej lekcji doświadczamy, będąc bliżej krzyża, utożsamiając się z nim?
Tutaj możemy mówić o wielkiej łasce, o wielkim darze, bo będąc bliżej krzyża Jezusa czy nawet wprost utożsamiając się z nim, otrzymujemy wspaniałą, aczkolwiek bardzo trudną, by nie powiedzieć, że wręcz szokującą lekcję przekształcania siebie na wzór samego Jezusa. On właśnie powiedział: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca”. Do dziś pozostaje dla nas wielką tajemnicą to, co dla Greków było głupstwem, a dla Żydów zgorszeniem: krzyż i złożona na nim ofiara Chrystusa. Chrystus pokazał, udowodnił, że krzyż przyjęty w Jego duchu może być znakiem miłosierdzia i przyczyniać się do pojednania. Bardzo ważną sprawą jest, aby nieustannie, przez cały okres Wielkiego Postu pamiętać, jaki przyświeca nam cel podejmowania takich czy innych praktyk wielkopostnych. Tu nie chodzi jedynie o ilościowe i jakościowe ograniczanie posiłków, by cieszyć się dobrym fizycznym i psychicznym zdrowiem, chociaż i to jest potrzebne, aby ciała nasze nie były ociężałe na skutek przejedzenia czy przepicia. Chodzi o coś o wiele ważniejszego. Powstrzymywanie się na przykład od jedzenia mięsa w piątki ma mieć przede wszystkim duchowe znaczenie, ma ono wyrazić rzeczywistą duchową jedność z Jezusem, gdy On umierał w strasznych męczarniach na krzyżu, na Golgocie, prawie dwa tysiące lat temu. W tym wypadku inny cel nie ma sensu. Jestem przekonany, że w rozumieniu piątkowego postu przeważa litera prawa, a nie duch. Trzeba to zmienić. Czas Wielkiego Postu jest więc dobrą okazją, by tego dokonać. Muszę utożsamiać się z żywym Jezusem i praktyka piątkowego postu ma sens, jeśli istotnie do takiego stanu prowadzi.
 
Post jest także przygotowaniem do najważniejszych świąt liturgicznych – do Triduum Paschalnego. By choć trochę zwolnić, może warto podjąć konkretne ćwiczenia duchowe? Jeśli tak, to jakie?
Ćwiczeniami duchowymi jest bez wątpienia uczestnictwo w wielkopostnych nabożeństwach – Drodze krzyżowej i Gorzkich żalach. Nadto warto włączyć w praktykę tego okresu bliższy kontakt ze słowem Bożym, na przykład rodzinne czytanie i rozważanie Pisma Świętego, jak do tego zachęca papież Franciszek. Ważnym punktem duchowego wzrostu jest też uczestnictwo w naukach rekolekcyjnych czy adoracja Najświętszego Sakramentu. To wszystko buduje w nas wewnętrznego człowieka i zacieśnia więź z Chrystusem.
 
Co roku obserwujemy również większe kolejki do konfesjonałów. W jaki sposób pracować nad swoją relacją z Chrystusem, aby to wychodzenie z nędzy duchowej, o której wspominał m.in. papież Franciszek, nie było tylko czymś okazjonalnym?
Należy przede wszystkim zadbać o stałość w rozwijaniu i umacnianiu więzi  z Chrystusem, uczynić to kwestią naszej codzienności. Dobrym zwyczajem byłaby na przykład codzienna lektura i rozważenie choćby krótkiego fragmentu Pisma Świętego.  
 
W obchodach samego Triduum uczestniczą także osoby, które odwiedzają świątynie w sposób okazjonalny. Co zrobić, aby je „zatrzymać” przy Panu Bogu?
Ukazać przede wszystkim głębię i piękno liturgii tych dni, jej niezwykły charakter, jeśli chodzi o zawarte w niej treści. Z większą pasją mówić o Wieczerniku, o prawdzie i celu ustanowienia przez Pana Jezusa Eucharystii. Pozwolić odczuć zawierającą się w tych dniach esencję chrześcijańskiego kerygmatu, Ewangelii, że bez prawdy o poniesionym z miłości do człowieka cierpieniu Chrystusa oraz Jego zmartwychwstania, jak mówi św. Paweł, próżna jest nasza wiara. Tu bije serce chrześcijańskiej dobrej nowiny, że życie triumfuje nad śmiercią, że człowiek jest powołany do życia wiecznego, do udziału w życiu Boga.
 
Nie umniejszając powagi i znaczenia Wielkiego Postu – na ile może być to dla osoby wierzącej czas radosny, czas duchowego bogactwa?
– Wielki Post może być dla wierzących czasem radosnym, bo daje nadzieję, że będzie się zawsze z Jezusem. Zresztą tak jak On sam powiedział, że ten będzie błogosławiony, kto w trudnościach wytrwa z Nim do końca.
 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki