Logo Przewdonik Katolicki

Gotowy na wszystko

Monika Białkowska
Krzysztof Antkowiak / fot. East News

Rozmowa z Krzysztofem Antkowiakiem, muzykiem, o drodze miłosierdzia i muzyce, która jest przestrzenią dla Boga.

Zgodził się Pan na tę rozmowę. Wcześniej mówił Pan o wierze w popularnym talk-show. Nie boi się Pan zaszufladkowania? Wiara jest dziś często uznawana za obciach, nienowoczesność…
– Jeśli ktoś uważa, że kieruje swoim życiem i nad wszystkim panuje, jest w błędzie. Przeszedłem skomplikowaną drogę. Teraz Bóg daje mi spokój i pewność, nic nie jest w stanie mnie złamać. Moje nawrócenie spowodowało w moim życiu tylko dobre rzeczy. Wiem, że bez Boga nie ma nic. Jeśli ktoś mnie o to pyta – odpowiadam. Nie myślę kategoriami, że coś może mi zaszkodzić: zawierzyłem Bogu wszystko, co się dzieje, i ufam, że tak właśnie ma być. Nie zamierzam jednak epatować swoim nawróceniem ani na siłę nawracać innych. Ojciec Witko, który jest moim duchowym przewodnikiem, mówi, że nawracanie na siłę może przynieść więcej szkody niż pożytku, a tylko swoim postępowaniem można dać świadectwo i zainspirować innych, żeby zainteresował się duchowością. Tak staram się żyć.
 
Jaki był Pana Bóg w dzieciństwie? Czy to, co dzieje się teraz, jest powrotem do chrześcijaństwa, czy zupełnie nowym jego odkrywaniem?
– W dzieciństwie chodziłem do kościoła, zbierałem nawet pierwsze piątki miesiąca. Do końca nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi, ale bardzo dobrze czułem się w kościele. Dzieci nie rozumieją, ale wierzą, nie mają wątpliwości. Potem w okresie dojrzewania miałem takie doświadczenie spowiedzi, które zburzyło mi cały obraz Kościoła. To jest tak: można trafić na spowiednika, który będzie mądrym człowiekiem i pokieruje nami we właściwy sposób, a można na takiego nie trafić. Nie trafiłem. Zacząłem szukać własnej drogi. Z dzisiejszego punktu widzenia pewnie było to potrzebne. Gdybym nie przeszedł tego, przez co przeszedłem, moje nawrócenie nie byłoby tak silne. Byłem w piekle, które sam sobie zgotowałem. Dziś mogę powiedzieć: wróciłem do siebie, do pewnej wrażliwości sprzed lat, do kogoś bardziej czystego i miłosiernego, jak dziecko.
 
Porozmawiajmy o tym piekle – nie po to, żeby epatować tym, co działo się w Pana życiu, ale żeby dać świadectwo tym, którzy mówią, że z ich piekła wyjść na pewno się nie da.
– Ale oni sami się w to piekło wpędzili! Jest takie mądre powiedzenie: działaj tak, jakby Ducha Świętego nie było, i rób wszystko, co w twojej mocy, ale zawierz Mu do końca. Trzeba zawierzyć. Kiedy wydaje nam się, że wszystko nas przytłacza, że nie mamy wyjścia, że mamy problemy, długi, że rodzina nam się rozwala, to bez Ducha Świętego będziemy się tylko kręcić w kółko. Możemy próbować ratować się na własną rękę, ale głową w mur można bić przez lata i nic się nie zmieni.
 
Jak wyglądało Pana nawrócenie? To był proces czy jednorazowe wydarzenie?
– Teraz widzę, że to był proces, którego nie dostrzegałem. Zaczęło się jesienią ubiegłego roku od Mszy św. o uzdrowienie, odprawianej w Poznaniu przez o. Witkę. Nie chciałem tam iść, miałem wtedy fatalny czas, jakieś nastroje depresyjne, ale zgodziłem się, namówiony przez moją narzeczoną. Po tej Mszy poczułem, że coś się zmieniło, coś zaczęło kiełkować. W sylwestra nie chciałem nigdzie wyjść. Moja narzeczona przygotowała kielich z aniołami, opisanymi przez o. Anzelma Grüna, i poprosiła, żebym wylosował jednego na ten rok. Wylosowałem anioła uzdrowienia. Pomodliłem się więc do Ducha Świętego, żeby zabrał ode mnie wszystko, co mnie zniewala: alkohol, hazard. To był moment przełomu. Poczułem, że mam siłę, żeby nie iść do kasyna i że już tam nie pójdę. Moje picie od tamtego dnia wygląda zupełnie inaczej. Wszystko zaczęło się układać, zaczęła się czyścić moja droga, zrewidowali się ludzie wokół mnie. Teraz modlę się codziennie. Moją ukochaną modlitwą jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Staram się ją odmawiać między godziną 15.00 i 16.00 i robię to w różnych sytuacjach: czasem w samochodzie, czasem w domu, czasem na basenie. To jest mój czas z Duchem Świętym.
 
Nagrał Pan modlitwę Koronki i modlił się nią w Łagiewnikach w czasie 80. rocznicy jej objawienia siostrze Faustynie.
– Ciekawa jest historia tego nagrania. Ojciec mojej narzeczonej pracuje wśród więźniów, pokazując im, jak działanie Ducha Świętego może zmienić ich życie. Któregoś dnia późnym wieczorem powiedział mi: „Nikt jeszcze nie nagrał Koronki, może byś spróbował?”. Byłem wtedy jeszcze bardzo daleko, ale poprosiłem, żeby pokazał mi tę modlitwę. Przeczytałem ją i natychmiast pojechałem do studia. Przez pierwsze trzy godziny nic z tego nie wychodziło, czułem, że diabeł miesza. Zacząłem się modlić: „Jeśli mam to zrobić, Ty zrób to przeze mnie, bo ja jestem bezsilny”. Po tej modlitwie popłynęło od razu…
Modlitwa w Łagiewnikach była dla mnie ogromnym przeżyciem. Na Mszy św. stałem z tyłu kościoła – niedaleko stała kobieta lekko niepełnosprawna umysłowo i bardzo głośno śpiewała, przekrzykując innych. Stanąłem obok niej, bo czułem w niej totalną radość. Niektórzy ludzie zaczęli się odwracać, upominać ją. Było mi przykro, że ludzie reagują tak agresywnie – przecież to płynęło z jej serca. A że nie była do końca zdrowa? A kto z nas może z całą pewnością powiedzieć, że jest do końca zdrowy? Chodzenie do kościoła powinno nas budować, nieść ze sobą również dobre uczynki, w tym jest miłosierdzie.
 
Przyznam się, że bałam się nieco tej rozmowy – dziś wyznanie „jestem wierzący” może równie dobrze oznaczać, że ktoś hasa po łące, wdychając kosmiczną energię. Czym dla Pana jest Kościół?
– To trudny temat. Lubię iść do kościoła pomodlić się sam. Eucharystia jest czymś, do czego wciąż dochodzę i proszę Ducha Świętego, żeby dał mi tę łaskę. Nie chodzi wcale o to, czy Kościół jest dobry czy zły, wszędzie są ludzie ze swoimi słabościami i trzeba patrzeć na nich tak, jak patrzymy na siebie samych. Pewnych rzeczy mi w Kościele brakuje. Gdybym nie słyszał o. Witki czy świadectw więźniów, pielgrzymujących z obrazem Miłosierdzia Bożego, pewnie nigdy bym się nie dowiedział, czym jest wiara i miłosierdzie. Za mało jest dla mnie w Kościele świadectw, za mało mówienia o tym, że Bóg nas ukochał jako grzeszników, jak działa Duch Święty.
Jezus jest moim największym przyjacielem, jest wszystkim. Miałem też szczęście mieć wokół siebie dobrych i mądrych ludzi. Gdyby nie to, moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej, mógłbym już nie żyć. Miałem szczęście, ale nie wszyscy je mają, dlatego trzeba mówić również do nich.
Spowiedź to również ważny i trudny temat. Boimy się jej konsekwencji, tego, jak zostaniemy odebrani przez spowiednika. A on jest tylko pośrednikiem. Duch Święty wie o mnie wszystko, a ja często mówię Mu, że go przepraszam. Spowiedź jest dla mnie ważna, bo daje mi wolność. To piękny moment, ale wciąż dla mnie trudny – bo ja cały czas jeszcze porządkuję swoje życie.
 
Zdarza się Panu buntować przeciw Bogu?
– Nie. Zaufałem Mu. Jeśli nawet przez chwilę wydaje mi się, że coś poszło nie tak, to za chwilę widzę w tym totalną konsekwencję Boga. Wiem, że tak miało być i On pokazuje mi, po co to było.
 
Księża na obrazki prymicyjne wybierają zawołania, ważne dla siebie słowa. Ma Pan takie zdanie dla siebie?
– „Miłość to przestrzeń na cud”. To moje ulubione zdanie, jeśli chodzi o moją wiarę. Moją drogą jest Miłosierdzie Boże. I teraz doświadczam cudów w swoim życiu.
 
Czy Pana muzyka również jest przestrzenią dla Boga, czy oddziela Pan te dwie sfery?
– To jest całkowicie przestrzeń dla Boga. Poprzez dźwięki przekazuje się sprawy, których inaczej wyrazić się nie da, to najbardziej abstrakcyjna ze sztuk. Tak naprawdę tylko dzięki Bogu mogę robić teraz to, co robię. On mi to dał, On mi pokazał, co mam robić w życiu.
 
Złośliwi powiedzą, że promuje się Pan na wierze. Gdyby miał Pan robić swoje i jeść suchy chleb czy od czasu do czasu zrobić coś wbrew sobie, co świetnie się sprzeda?
– Cały czas idę tą pierwszą drogą. O moim życiu mówię, żeby być może zainspirować kogoś, kto ma problemy, żeby szukał pomocy. To jest moje przesłanie i do złośliwych, i do uzależnionych od najróżniejszych rzeczy. Jeśli ktoś nie rozumie, o czym mówię, to trudno – może kiedyś zrozumie…
 
Pan Bóg bierze często na serio takie nasze deklaracje: uczciwość i suchy chleb. Czy jest Pan gotowy na wszystko, cokolwiek On przygotował?
– Tak. Jestem gotowy na wszystko.



Krzysztof Antkowiak
Muzyk, debiutujący przed laty jako nastolatek przebojami Przyjaciel wie czy Zakazany owoc. W październiku wraz z Marcinem Domuratem jako zespół Simplefields wydał płytę Dirt on TV.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki