Dokładnie pół tysiąca lat temu, 21 lipca 1515 r., we Florencji urodził się przyszły święty. Jego życie związane było jednak z Rzymem, w którym spędził ponad 60 lat. Niewątpliwie w dużej mierze to właśnie jego zasługą była przemiana duchowa i moralna, jaka dokonała się w wielu mieszkańcach ówczesnego Wiecznego Miasta. Kiedy w 1622 r. kanonizowano Filipa Neri, wraz z czterema Hiszpanami: Izydorem Oraczem, Ignacym z Loyoli, Franciszkiem Ksawerym i Teresą z Avila, Rzymianie, znani z niechęci do wszystkiego co hiszpańskie, mawiali: „Kanonizowano czterech Hiszpanów i jednego świętego”.
Jeden z filarów Kościoła
Rzym, do którego przybywa 19-letni Filip, nie jest wówczas europejską metropolią. Ustępuje zdecydowanie wielkością choćby Paryżowi i Londynowi. Wciąż jeszcze nie może też w pełni podnieść się po trwającej pięć miesięcy okupacji przez niemiecko-hiszpańskie wojska Karola V, które w 1527 r. bezlitośnie plądrowały miasto. To również czas reformacji rozprzestrzeniającej się z krajów niemieckich i rozsadzającej chrześcijański Zachód od wewnątrz. Co więcej, wybrany w 1534 r. papież Paweł III nie zapisał się w dziejach Kościoła jako wzór cnót i mądrości. Równocześnie, jakby Bożą odpowiedzią na ten przygnębiający stan rzeczy, są wielcy święci działający w tym czasie w Rzymie, tacy jak Ignacy Loyola, Feliks Cantalice czy właśnie Filip Neri będący także spowiednikiem i doradcą papieży. Nie bez powodu, w głównej nawie bazyliki św. Piotra, wśród świętych filarów Kościoła, św. Filip znajduje się zaraz po konfesji św. Piotra, jako drugi Apostoł Rzymu.
Zanim Filip trafił do Rzymu, spędził ponad rok w San Germano, oddalonym o jakieś 500 km od Florencji. Zmusiła go do tego m.in. trudna sytuacja finansowa. Tu żył jego bogaty wuj, u którego miał terminować jako przyszły kupiec i w przyszłości przejąć jego interes. Jak jednak podają biografowie świętego, więcej czasu spędzał w położonym niedaleko opactwie benedyktynów na Monte Cassino, od których przejął zasadę: „Nie przedkładać niczego ponad miłość do Chrystusa”. Inspiracją dla niego był też żywot bł. Jana Colombiniego, żyjącego w XIV w. nawróconego kupca ze Sieny. W końcu obrał jego drogę, porzucił kupiectwo i postanowił poświęcić się służbie Bożej. Ujęła go przy tym metoda wypracowana przez błogosławionego sieneńczyka: jak najwięcej mówić ludziom o Jezusie, świadcząc im miłość i dobro.
Pustelnik w wielkim mieście
– Taki był też styl ewangelizacji Filipa: pogodne głoszenie Ewangelii. Był przy tym pełen cierpliwej dobroci dla grzeszników, którym okazywał raczej zrozumienie i miłosierdzie niż surowość – wyjaśnia ks. Dariusz Dąbrowski, filipin z Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri na Świętej Górze. Przytacza też anegdotę ukazującą styl św. Filipa: Kiedyś przyszła do niego pewna mieszkanka Rzymu z wyższych sfer, ubrana wytwornie, na wysokich obcasach, z pytaniem, czy godzi się być tak ubranym, czy nie przesadza w jakiejś frywolności. Święty jej odpowiedział: „Niech Madame uważa tylko, żeby nie upadła”. – To właśnie odpowiedź w stylu Filipa, który nie obruszył się pytaniem, nie ganił i nie pouczał. Pytająca natomiast sama musiała przemyśleć odpowiedź, która mogła dotyczyć zarówno potknięcia się w szpilkach na rzymskim bruku, jak i upadku moralnego – tłumaczy filipin.
Początkowo Filip, żeby mieć z czego żyć, podjął w Rzymie pracę prywatnego nauczyciela. Jednocześnie rozpoczął studia teologiczne i filozoficzne. Choć uchodził za człowieka o dużej wiedzy, bystrości umysłu i biegłego w naukach, sam przyznawał, że bardziej od studiowania pociąga go modlitwa i ćwiczenia duchowe. Założył Bractwo Świętej Trójcy opiekujące się pielgrzymami i chorymi. Wiele czasu spędzał też na modlitwie i rozmyślaniach w rzymskich katakumbach, nocnych wędrówkach po mieście, podczas których przy świetle księżyca czytał książki lub odmawiał brewiarz. W ciągu dnia natomiast, by wśród obowiązków trwać w jedności z Bogiem, modlił się krótkimi aktami strzelistymi. Do tego zachęcał również swoich synów duchowych, filipinów, zalecając im, aby zawsze mieli Boga przed oczami. – Można powiedzieć, że mimo iż spotykał się na co dzień z ludźmi, był pustelnikiem w wielkim mieście, w samotności doświadczając Boga – zauważa ks. Dąbrowski.
Serce, które rozsadziło żebra
Wyprawy do katakumb, jak i pielgrzymowanie do kościołów Rzymu, były dla Filipa poszukiwaniem korzeni wiary, ducha Kościoła pierwszych wieków. I to właśnie w katakumbach św. Sebastiana, w których modlił się w noc przed Zielonymi Świętami 1544 r., wydarzyło się coś, co zupełnie odmieniło jego życie. Prosząc Boga o nawrócenie i o dar Ducha Świętego, otrzymał Go. Został przy tym obdarowany stygmatami, ale nie męki Jezusa, ale właśnie Ducha Świętego, którego znakiem jest miłość symbolizowana przez serce. Niechętnie mówił o tym stygmacie, nie chcąc budzić sensacji. Uważał zresztą, że mistyków trzeba ściągać za nogi na ziemię. Nie pochwalał też skupiania się na tym, co nadprzyrodzone, ale na tym, by w codzienności umieć dostrzegać Chrystusa, powtarzając, że „kto szuka czegoś innego niż Chrystusa, nie wie, czego chce”. Dopiero u kresu życia zdradził niektóre fakty tego mistycznego przeżycia. Duch Święty jako kula ognia jakby wstąpił w niego, powiększając mu fizycznie serce. Spowodowało to wyłamanie dwóch żeber, co zostało potwierdzone podczas badania ciała po jego śmierci. Odtąd też Filip cały czas miał podniesioną temperaturę ciała tak, że zimą mógł chodzić w cienkich ubraniach, a i tak biło od niego ciepło. Jako dar Ducha Świętego otrzymał „potrójny owoc”, o którym pisze św. Paweł w piątym rozdziale Listu do Galatów: owoc miłości, radości i pokoju. Jeden z jego uczniów wspomina: „Bardzo wiele razy, kiedy byłem udręczony lub kuszony, szedłem do Filipa, a on ujmował mi głowę i mocno przyciskał do swojej piersi. I tak trzymał mnie przez chwilę, a ja czułem bicie jego serca, i wszystko drżało. Po tym pozostawiał mnie całkiem pocieszonym; słyszałem, że czynił to samo z wielu innymi”. – Mówi się o św. Filipie, że żaden święty nie śmiał się i nie skłaniał do śmiechu innych tak jak on. Nazywa się go wręcz „radosnym świętym”. Kluczem do zrozumienia jego radości oraz tego, jak żył i czego dokonał, jest doświadczenie z katakumb św. Sebastiana – podkreśla ks. Dariusz Dąbrowski.
Spontanicznie, ale z głową
W 1551 r. Filip, choć czuł się tego niegodny, będąc posłuszny swojemu spowiednikowi i ufając Duchowi Świętemu, przyjmuje święcenia kapłańskie i zamieszkuje przy kościele św. Hieronima. Tam zaczyna tworzyć wielkie dzieło swojego życia – Oratorium, mające być dla mieszkańców miasta propozycją przestrzeni modlitwy i wzrostu duchowego. Co ciekawe, jak zauważa ks. Dąbrowski, Filip nie planował utworzenia Oratorium, twierdząc potem, że tak naprawdę założyła je Matka Boża. – Święty zresztą zawsze powtarzał, że „aby coś dobrze rozpocząć i jeszcze lepiej ukończyć, nieodzowne jest nabożeństwo do Maryi” – zaznacza filipin.
Oratoria skupiały duchownych i świeckich, którzy wspólnie studiowali Pismo Święte, co na tamte czasy naznaczone reformacją było ewenementem, a także pogłębiali swoją wiedzę religijną i historyczną oraz duchowość. Filip uważał bowiem, że w czasach zakwestionowania wiary potrzeba rzetelnej odpowiedzi intelektualnej. Stąd m.in. zachęcił Cezarego Baroniusza, prawnika i późniejszego kardynała, do opracowania pierwszej nowożytnej historii Kościoła, przygotowanej w 12 tomach, jako odpowiedzi na protestanckie Centurie Magdeburskie, wykrzywiające tę historię. Nigdy nie brakowało także modlitwy, jednoczącej wspólnotę oratoryjną i przybliżającą jej członków do Boga oraz muzyki, która pełniła podobną funkcję. To właśnie podczas tych spotkań powstała nowa forma muzyki tzw. oratoryjnej, odchodzącej od tradycji chorału gregoriańskiego, którą zaczęli tworzyć m.in. należący do Oratorium znani muzycy papiescy, tacy jak Giovanni Pierluigi da Palestrina.
W spotkaniach z czasem zaczęli uczestniczyć ludzie wszystkich stanów, odwiedzali je kardynałowie i papieże. Oratorianie wracali później do swoich środowisk wprowadzając tam nowy styl życia chrześcijańskiego. Do posługi im potrzeba było coraz więcej duchownych – spowiedników i przewodników duchowych. 15 lipca 1575 r. specjalną bullą papież Grzegorz XIII powołał więc do życia „Kongregację kapłanów świeckich i kleryków pod nazwą Oratorium”, które dało początek rozsianym dziś po całym świecie Kongregacjom Oratoriów św. Filipa Neri tworzonych przez księży filipinów.
Św. Filip Neri (1515–1595) doświadczył stygmatu Ducha Świętego, co spowodowało fizyczne powiększenie się u niego serca. Stąd często przedstawia się go właśnie z rozpalonym w piersi sercem lub z sercem na dłoni