Gdy jest nam dobrze, jesteśmy zdrowi, wyspani, codzienne sprawy są pod kontrolą, mamy tendencję do przeceniania swojej zdolności radzenia sobie z sytuacjami trudnymi. Z kolei gdy mamy gorszy dzień, a zwłaszcza gdy kilka rzeczy się nie ułoży, wydaje nam się, że na pewno nic się już nie uda. Jest to dobrze zbadany mechanizm psychologiczny. Teoretycznie sama wiedza o działaniu tego mechanizmu powinna nam pomóc w trudnych chwilach. A jednak, choć na poziomie racjonalnym wiemy, że katastrofizujemy, że rzeczywistość nie jest aż tak ponura, a przyszłość czarna, emocje mówią coś innego. Jak pokazują Collie oraz Jane Conoley – para terapeutów, autorów podręcznika Positive Psychology and Family Therapy – każda rodzina ma do dyspozycji szereg prostych w gruncie rzeczy narzędzi, dzięki którym łatwiej jej wyjść z sytuacji problemowej.
Cel zamiast problemu
Przede wszystkim warto, by każda para małżeńska zastanowiła się wspólnie, co jest ich celem, jeśli chodzi o istnienie rodziny, wychowywanie dzieci. Rzadko kto ma od początku małżeństwa jasną wizję takiego celu. A nawet jeśli para ją ma, to życie może pokrzyżować plany. Dlatego warto raz do roku usiąść wspólnie i zastanowić się nad tym.
Na poziomie najogólniejszym cel każdej rodziny sformułowany jest w przysiędze małżeńskiej: „przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, jakim nas Bóg obdarzy”. Perspektywą ostateczną nie jest zatem moment, gdy dzieci uzyskają pełnoletność, a wieczność, którą chcielibyśmy, by spędziły w niebie. Mamy wychowywać dzieci na Bożą chwałę, by kochały Boga i Go wielbiły.
To cel najogólniejszy i najwznioślejszy, który warto mieć przed oczami. Potrzebne są jednak też cele pośrednie, dostosowane do konkretnych wymogów życia. Takim celem pośrednim, choć długofalowym, będzie wychowanie dziecka tak, by stało się dojrzałym, odpowiedzialnym dorosłym, zdolnym do wejścia w relacje dojrzałej miłości i przyjaźni. Mamy w końcu trzeci rodzaj celów: krótkoterminowe, dostosowane do etapu rozwoju, na którym jest dziecko.
Dla przykładu, rodzice trzynastoletniego chłopca stwierdzili, że ich celem na najbliższy rok jest tak wychowywać syna, by utrzymać z nim dobry kontakt, by wiedział, że może rodzicom ufać, zwrócić się do nich o pomoc, by nadal traktował ich jako autorytet w sprawach moralnych. Rodzice dziesięciolatki z kolei wyznaczyli sobie jako cel na najbliższy rok pomoc córce w nauczeniu się panowania nad emocjami, tak by nie podejmowała pochopnych decyzji pod ich wpływem.
Te cele – w perspektywie wieczności, 18. roku życia dziecka i najbliższego roku – warto spisać i nosić ze sobą w kalendarzu czy portfelu.
Sięgajmy po nie w momencie trudności. Gdy doświadczamy problemu, jesteśmy skupieni na wymyślaniu, jak się z nim uporać. Bardzo często skupienie na aktualnym problemie, wypróbowywanie kolejnych nieskutecznych rozwiązań powoduje, że rodzice doświadczają poczucia beznadziei – nic się nie da z tym zrobić. Dlatego warto podejść z zupełnie innej strony – zadać sobie pytanie, co w danej sytuacji zrobić, by osiągnąć cele rodzinne – na dany rok i w perspektywie wieczności. To może wydawać się dziwne, jednak doświadczenie pokazuje, że pomaga wyrwać się z błędnego koła skupiania na problemie. Gdy mamy przed oczyma cel, zaczynamy koncentrować się na sposobach jego osiągnięcia w danej sytuacji. Taki sposób ujmowania problemu jest zasługą psychologii pozytywnej, mówiącej: zamiast na problemach, trudnościach, patologii, skupiajmy się na dobru, na tym, by rozwijać to, co już w danej rodzinie jest dobrego.
Moc rytuałów
Państwo Coloney zwracają uwagę na jeden z najważniejszych zasobów, które ma każda rodzina – rytuały. To właśnie rodzinne rytuały najlepiej odzwierciedlają wartości i tożsamość danej rodziny. Rytuał to coś więcej niż rutynowe punkty dnia. Typowe rutynowe działania związane są z posiłkami, porą kładzenia dzieci spać, obowiązkami domowymi, a nawet regularnym kontaktem telefonicznym z członkami rodziny. Oparte są na działaniach nawykowych. Rutyna ułatwia życie rodzinne, bo dostarcza przewidywalnego, niemal automatycznego porządku dnia, dzięki czemu dzieci (szczególnie małe) czują się bezpieczniej. Dzięki rutynie punkty dnia przebiegają gładko, co zdejmuje z rodziców pewien wysiłek i zapobiega problemom. Jednak rutyna pozbawiona jest symbolicznego znaczenia, które jest istotą rytuałów. Rytuały przekazują z pokolenia na pokolenie tożsamość rodzinną. Najczęstsze rodzinne rytuały związane są z obchodzeniem urodzin, imienin, świąt (zwłaszcza Bożego Narodzenia), rocznic, ślubów, chrztów itp. Rytuały obejmują też praktyki religijne, np. udział w nabożeństwach i Mszach św. Do rytuałów może należeć też niedzielny obiad. W Poznańskiem z czasów mojego dzieciństwa rytualny niedzielny obiad obejmował tzw. słodkie, czyli (u nas w domu najczęściej) np. placek drożdżowy z kruszonką. Istotą rytuału są związane z nim pozytywne emocje. Dlatego też np. wspólna z dziećmi wieczorna modlitwa i całuski na dobranoc są raczej rytuałem, niż zwykłą rutyną.
Czasem to przekazywanie z pokolenia na pokolenie rytuałów zostaje zakłócone. A czasem związane mogą być z zachowaniami destrukcyjnymi (jak np. picie alkoholu). Mając to na względzie, warto dbać o budowanie zdrowych, pozytywnych rodzinnych rytuałów. Badania naukowe pokazują, że wzmacniają one odporność dzieci na kryzysy rodzinne, pomagają dzieciom alkoholików w przerwaniu przekazywania alkoholizmu kolejnym pokoleniom, w zapobieganiu podejmowania zachowań ryzykownych przez nastolatków itp.
Wyrażanie wdzięczności
Kolejny element szczególnie warty pielęgnacji to dostrzeganie dobra doświadczanego w rodzinie i okazywanie zań wdzięczności. Badacze, np. S. Lyubomirsky, uważają postawę wdzięczności za najlepszą strategię budowania poczucia szczęścia. Potwierdził to eksperyment M. Seligmana, w którym dwie grupy studentów codziennie przez kilka tygodni prowadziły dziennik. Jedna grupa zapisywała w nim wydarzenia danego dnia, druga – wydarzenia z dnia, które wzbudziły poczucie wdzięczności. W teście na zakończenie eksperymentu druga grupa wykazała większe poczucie szczęścia i zadowolenia ze swojego życia niż pierwsza.
W praktyce rodzinnej może to zostać wykorzystane w postaci zwyczaju wieczornych podziękowań składanych członkom rodziny, a w czasie modlitwy Panu Bogu za dobro doświadczone danego dnia. Proste ćwiczenie proponowane przez autorów to „policz swe błogosławieństwa” (ang. „count your blessings”), czyli podsumowanie dnia polegające na wymienieniu pięciu rzeczy, za które danego dniaczuje się wdzięczność. Warto to robić rodzinnie, a choć małe dzieci mogą mieć problem z samodzielnym podsumowaniem swojego dnia, jednak uczą się tego stopniowo, słuchając reszty rodziny.
Wsparcie społeczne
Ostatni z kluczowych elementów to stworzenie systemu wsparcia na trudne chwile. Właśnie okres, gdy rodzina rozwija się harmonijnie, jest najlepszym czasem na budowanie wartościowej sieci kontaktów. Tu nie chodzi tylko o pielęgnowanie więzi rodzinnych, lecz także przyjaźni. Siłą rodziny są jej przyjaciele. To inny rodzaj przyjaciół niż w okresie szkoły. Przyjaźnie budowane w życiu dorosłym oprzeć warto nie tyle na walorach towarzyskich, a raczej wspólnym systemie wartości i doświadczeniach. Dlatego dobrym miejscem na zawieranie przyjaźni są różnego typu duszpasterstwa rodzin.
W sytuacji kryzysu warto zorganizować spotkanie, na które zaprosimy naszych przyjaciół. Owszem, wymaga to przyznania się przed innymi, że przeżywamy trudności. Jest to też moment weryfikacji wartości przyjaźni, jednak – jak pokazuje doświadczenie działającego w wielu krajach programu Poszerzonych Kręgów Rodzinnych – wynikiem takiego spotkania są bardzo konkretne deklaracje pomocy. Ktoś, kto raz w tygodniu zrobi nam zakupy, ktoś inny, kto w czasie hospitalizacji jednego z rodziców odbierze dziecko ze szkoły to drobiazgi, które jednak pomagają w zachowaniu ładu życia codziennego w sytuacji kryzysowej. Oczywiście oznacza to, że także nasza rodzina staje się kręgiem wsparcia dla innych.