Logo Przewdonik Katolicki

Dajmy Franciszkowi szansę!

Magdalena Guziak-Nowak
Relacje zostały zerwane. Człowiek nie jest już partnerem w świecie stworzenia, ale wyindywidualizowanym bytem z komórką przed oczyma. Fot. Magda Guziak-Nowak

Rozmowa z o. Stanisławem Jaromim

Robiłam zdjęcia przed Ojców klasztorem i podeptałam trawnik…
– To nie grzech. Ks. Jan Twardowski pisał, że trawa ma w sobie tak dużo pokory, że pozwala się deptać.
 
A poza trawą? Czy na bycie lub niebycie „eko” należy patrzeć w perspektywie grzechu?
– Oczywiście, że tak. W Ruchu Ekologicznym św. Franciszka z Asyżu opracowaliśmy rachunek sumienia dla ekologów i nas wszystkich. To próba pobudzenia wrażliwości, skłonienia do refleksji nad „tymi sprawami”, bo ekologia dotyczy każdego z nas. Czy nie śmiecę nadmiernie? Czy nie hałasuję bez sensu? Czy konsumpcjonizm nie pochłonął mnie bez reszty? Czy marnotrawię jedzenie? Prawdopodobnie nie jesteśmy jak wielki koncern, który zatruwa ściekami pół oceanu. Ale jeśli wylewamy do rzeki śmierdzące oleje, wina moralna jest taka sama.
 
Piąte: nie zabijaj.
– I szóste: nie kradnij. Nie zabieraj innym, nie bądź zachłanny, bo prawdopodobnie dla kogoś innego zabraknie. Zasoby naturalne są jak jeden tort, którym musimy się podzielić ze wszystkimi. Jeszcze niedawno dla wszystkich było oczywiste, że Arktyka to wspólne dobro ludzkości. Dziś nikt już tak nie mówi. USA, Rosja, Kanada czy Skandynawowie chcą ją dla siebie i tylko dla siebie. Z obliczeń wynika, że 20 proc. ludności z krajów najbogatszych zabiera 80 proc. zasobów, a więc dla 80 proc. ludności świata zostaje tylko jedna piąta. Poza tym grabiąc wszystko dzisiaj, zabieramy także przyszłym pokoleniom. Nie możemy zostawić im zgliszcz i powiedzieć: radźcie sobie sami.
 
Czy encyklika Laudato sii pomoże? Sprawi, że się ockniemy?
– Papież mówił, że chciałby, aby zaistniała podczas Paryskiej Konferencji Klimatycznej na przełomie listopada i grudnia br. oraz w wielkich debatach o przyszłości świata. Zobaczymy.
 
Spodziewał się Ojciec tego dokumentu?
– Nie mam daru proroctwa. Zdumiało mnie, że w przemówieniu inaugurującym jego pontyfikat papież cały akapit poświęcił na temat ekologii.
 
Przemówienie programowe.
– Coś w tym stylu. Poza tym on, jezuita, jasno powiedział, że jego imię nie nawiązuje do św. Franciszka Ksawerego, ale do tego z Asyżu. Pokazał, że na tle wielu trudnych problemów świata, także sprawy ekologii uważa za istotne. A encyklika? Może to po prostu następny krok.
 
Słowo „ekologia” występuje dziś w wielu różnych kontekstach. Jak je rozumieć przez pryzmat Pisma Świętego i dotychczasowego nauczania Kościoła?
– Prosta definicja ekologii idzie w dwóch kierunkach. Pierwszy pokazuje źródłosłów z greki: oikos to dom, logos to nauka. Czyli ekologia to nauka o naszym wspólnym domu. Natomiast podręczniki mówią, że ekologia to nauka o relacjach pomiędzy różnymi elementami środowiska. Akcent kładzie nie na poszczególne elementy, ale właśnie na to „pomiędzy”. Różne nauki szczegółowe wybierają pewne relacje i je badają. A my, z perspektywy chrześcijańskiej, jesteśmy najbardziej uniwersalni, bo patrzymy całościowo. Mówimy przecież o świecie jako Bożym stworzeniu, czyli o relacji Boga do człowieka, a potem o więziach między ludźmi i z pozostałymi elementami przyrody. Można też powiedzieć, że dla nas ekologia to troska o życie – o życie przyrody, Ziemi i wszystkich jej mieszkańców, o ludzkie życie od poczęcia do naturalnej śmierci.
 
Myślenie o ekologii zaczęło się od św. Franciszka?
– W swoich czasach św. Franciszek był radykałem. Jego nawoływanie do braterstwa było rewolucyjne, bo ludzie nie chcieli być razem, woleli się dzielić. Został patronem ekologów, mimo że żył w XIII w., a słowo ekologia wymyślono dopiero w latach 60. XIX w., więc daleko po nim. Był to czas podziału nauk. Dominował scjentyzm – człowiek chciał wszystko usystematyzować, stworzyć kategorie. To działo się na polu naukowym, badawczym. Ale ekologia funkcjonuje też jako troska o środowisko, przyrodę w kontekście zniszczeń i tzw. kryzysu ekologicznego, o którym zaczęto mówić sto lat później, w latach 60. XX w. Dostrzeżono skutki chemizacji, zwłaszcza w rolnictwie i ogrodnictwie. Przemysł, który rozwinął się podczas II wojny światowej, wymyślając nowe techniki zabijania, po zakończeniu wojny potrzebował nowych rynków zbytu. Datami kluczowymi były też publikacje książek Oskalpowana ziemia w Polsce (1961) oraz Silent Spring w USA (1962).
 
Milcząca wiosna?
– Dokładnie. W monokulturowej uprawie była kukurydza i nic więcej. Ideał rolnika, który nie chce na swoim polu chwastów ani szkodników, został osiągnięty, ale jego skutki są katastrofalne. Wiosna milczy, ptaki już nie śpiewają.
 
Jakie są inne znamiona kryzysu ekologicznego?
– Pęknięcie między światem przyrody a ludzkim. Nasi dziadowie byli częścią natury, a ta składała się na ich duchowość, religijność. Kto dzisiaj tak żyje?
 
Franciszkanie.
– Niektórzy.
 
Zawsze można pójść do zoo…
– Sam nie lubię ogrodów zoologicznych ze smutnymi zwierzętami oglądanymi przez kraty. Ale dla wielu jest to cenny kontakt. W naszym krakowskim otworzono nawet sekcję zwierząt domowych. Można iść i zobaczyć gęsi, kury, kozy czy owce. Coraz więcej dzieci myśli, że krówka wygląda jak z reklamy czekolady, mleko bierze się z supermarketu, a ziemniaki rosną na krzakach. Jednocześnie one lgną na wieś, cieszą się nią. Ale relacje zostały zerwane. Człowiek nie jest już partnerem w świecie stworzenia, ale wyindywidualizowanym bytem z komórką przed oczyma.
 
Da się to naprawić?
– Nie wiem, trzeba próbować i uważać, bo to podatny grunt dla ideologii i patologii. Niektórzy rzucają cywilizację i karmią się tylko tym, co daje przyroda, nie korzystając ze zdobyczy nauki, choćby telefonów, internetu. Są tacy anarchiści-abnegaci. Jedni ich podziwiają, inni wyśmiewają.
 
Czy to jest po chrześcijańsku?
– Oczywiście, jeśli to wynik ascezy. Ale zwykle nasza perspektywa jest taka: mamy być tu, gdzie nas Pan Bóg postawił, tu realizować swoje powołanie. Nie uciekać od świata, ale go przemieniać w bardziej Boży.
 
Jaka jest recepta na wzorowe współżycie człowieka, przyrody i Stwórcy?
– Chcieć, dawać szansę – sobie i Panu Bogu oraz podjąć wysiłek budowania harmonijnych relacji np. z lasem. Ludzie boją się iść do lasu, bo są kleszcze, węże i wilki. Dla mnie natomiast największym niebezpieczeństwem jest szalejący na motorze crossowiec, bo cała reszta jest przewidywalna.
 
Wróćmy do Franciszka i encykliki. Czy papież robi rewolucję?
– Nie. W dużej mierze powtarza to, co powiedział św. Jan Paweł II. Pamiętajmy, że nauczanie głowy Kościoła jest zawsze odpowiedzią na aktualne problemy świata. Paweł VI reagował na ujawniony kryzys ekologiczny w skali globalnej. Jan Paweł II powiązał ekologię przyrodniczą z ekologią relacji międzyludzkich. Benedykt XVI był nazywany zielonym papieżem. Miał bardzo ciekawe, niemieckie, konkretne podejście do życia. Wprowadził nowe technologie do Watykanu, który za jego czasów stał się pierwszym samowystarczalnym energetycznie krajem. O ekologii dużo mówi też ekumeniczny patriarcha Konstantynopola Bartłomiej.
Nowością jest to, że Franciszek różne sprawy widzi inaczej. Pochodzi z innego świata, wyrósł w innych warunkach, jest Latynosem, pierwszym od niepamiętnych czasów nie-Europejczykiem.
 
Jakie znaczenie dla rozumienia ekologii może mieć fakt, że pochodzi „stamtąd”?
– Byłem kilka razy w Ameryce Łacińskiej i próbowałem zrozumieć, jak tamtejsza ludność doświadcza przyrody. To kontynent, który ma najbogatsze zasoby przyrodnicze świata. Amazonia jest płucami ludzkości, rezerwuarem wody pitnej, skarbcem różnorodności biologicznej. Rewolucja przemysłowa, która przez ostatnich dwieście lat zniszczyła strukturę przyrodniczą zachodniej Europy, tam się dopiero pojawia. W Ameryce Południowej żyją trzy grupy ludności. Autochtoni, którzy byli tam od zawsze, współcześni Argentyńczycy, Brazylijczycy, Boliwijczycy, którzy mieszkają tam od pokoleń i nowi emigranci. Abstrahując od tego, że ci pierwsi nawet dziś żyją w takim świecie, jakim go Pan Bóg stworzył, to Latynosi tak w ogóle  dłużej niż my zachowali fascynację dzikością natury. Ich przyroda to nie jest ogródek, w którym wszystko jest bezpieczne, grządki równiutkie, trawnik podlany. W tej przyrodzie człowiek musi umieć się zachować, bo nie jest sam. Konsumentów jest wielu i on sam też może być skonsumowany. To zupełnie inna relacja.
Ameryka Łacińska to też inne odległości. Najdłuższy europejski lot z Krakowa jest do Lizbony i trwa trzy godziny. W Ameryce trzy godziny to nic. Wydaje się też, że po raz pierwszy właśnie tam zdefiniowano, że podmiotem duszpasterskiej troski powinien być człowiek pokrzywdzony przez globalny system eksploatacji świata oraz świat przyrody, który też jest ubogi, który też jest ofiarą. Bo zarówno człowiek, jak i świat przyrody są eksploatowane bez skrupułów. Dla tamtejszych duchownych myślenie o ekologii jako naszym wspólnym domu jest oczywiste, naturalne. A my dopiero teraz odkrywamy dokumenty duszpasterskie z Puebla, Medellin, Aparecidy, gdzie to wszystko już było. Otwieramy oczy ze zdziwienia i musimy się tego nauczyć.
 
Albo krytykować…
– Niestety. Już słychać, że papież nie kocha górników, bo krytykuje gospodarkę węglową. Nawet katoliccy publicyści wypisują, że Ojciec Święty nie rozumie Europy, że to źle powiedział, tamto źle zinterpretował. Piszą tak, a pewnie sami nie do końca rozumieją, o co papieżowi chodzi. Dajmy mu szansę! Dajmy Franciszkowi szansę! Encyklika jest okazją, by wzbogacić nasze myślenie o świecie. Kościół katolicki nie jest tylko dla Polaków ani nawet dla Europejczyków. Jest dla wszystkich mieszkańców Ziemi.
 



O. Stanisław Jaromi – franciszkanin, doktor filozofii, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA), wieloletni delegat franciszkanów ds. sprawiedliwości, pokoju i ochrony stworzenia, redaktor portalu swietostworzenia.pl.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki