Logo Przewdonik Katolicki

Tłum w Wenecji

Natalia Budzyńska
Retrospektywna wystawa prac Abakanowicz w Domu Artysty Plastyka w Warszawie w 2012 r. / fot. PAP

Magdalena Abakanowicz przez młode pokolenie w swojej ojczyźnie traktowana jest pobłażliwie i z dystansem. Za granicą jej wystawy uważane są za wielkie wydarzenia kulturalne.

Kilka lat temu buntowniczy wtedy magazyn sztuki „Raster” skrytykował obecność dzieł Magdaleny Abakanowicz na wystawie w Zamku Ujazdowskim. W niewybrednych słowach krytycy tego magazynu uznali, że artystka już nic nowego nie pokazuje, a jej instalacje powracają na wystawy w ramach tzw. klasyki. Abakanowicz przez lata była gwiazdą polskiej sztuki. Po 1989 r. doszło do głosu nowe pokolenie, nastał czas Mirosława Bałki i Leona Tarasewicza, a najmłodsi traktują Abakanowicz w XXI w. z lekceważeniem jako przedstawicielkę „salonu”. Jednak jej pozycja na międzynarodowej scenie sztuki jest niezagrożona. W ramach kolekcji stałej londyńska Tate Modern poświęca jej całą salę. Jej prace znalazły się na głośnej wystawie „WACK! Art and the Feminist Revolution” prezentowanej w Muzeum of Contemporary Art w Los Angeles i w słynnej nowojorskiej MOMIE (Museum of Modern Art). Co więcej – artystka miała w tym słynnym muzeum indywidualną wystawę w 1999 r., o czym wielu polskich artystów wciąż może tylko pomarzyć. Dzisiaj jej rzeźby pokazane zostały na ulicach Waszyngtonu przed National Museum of Women in the Arts, niedaleko Białego Domu. Natomiast instalacja Tłum i jednostka pokazana została na weneckiej wysepce San Giorgio Maggiore, na przeciwko placu św. Marka.
 
W bezosobowym tłumie
Organiczne formy z juty, bezimienne tłumy, wydrążone postaci bez głów, korpusy pozbawione kończyn, tkanki, skorupy, głowy bez twarzy, monstrualne stwory. Artystka lubi się wśród nich fotografować, tak jakby chciała się wtopić w ten bezimienny tłum. Urodziła się 20 czerwca 1930 r. w Falentach pod Warszawą. Pochodzi z arystokratycznej rodziny z linii mongolskiego wojownika Abak-chana, prawnuka Czyngis-chana. Historie przodków pielęgnowane w domu wywarły na niej duże wrażenie. Opisywała swoje dzieciństwo barwnie i mrocznie zarazem. Wspomina, że czuła się niechciana i nie taka jak trzeba – rodzice pragnęli syna. Czuła jedność z otaczającą ją przyrodą. A potem przyszła wojna. W latach 50. studiowała na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a potem szybko odnalazła własną drogę twórczą, rewolucyjną. Dotychczas bowiem tkanina pełniła rolę wyłącznie dekoracyjnej płaszczyzny, ona potraktowała ją przestrzennie i nazwała od swojego nazwiska „abakanami”. Były to całkowicie oryginalne przestrzenne tkaniny, miękkie rzeźby o magicznych formach z barwionego roślinnego włókna. Na wystawach podwieszano je pod sufitem. Zachwyciły publiczność galerii na całym świecie. Potem tworzyła formy z kawałków zgrzebnego płótna, które spajała żywicą syntetyczną, wreszcie z metalu, drewna i kamienia. W 1980 r. podczas Biennale w Wenecji pokazała dzieło Embriologia, na które składało się kilkadziesiąt jajopodobnych miękkich brył różnej wielkości. Wkrótce wyszła poza mury galerii, jej instalacje zaludniły parki i place na całym świecie. Dziesiątki bezosobowych kadłubów ludzkich stoją między innymi w Japonii, USA, na Litwie, we Francji. Na pustyni Negev w Izraelu postawiła siedem monumentalnych brył przypominających totemy. Największa tego typu realizacja – 112 żeliwnych postaci zatytułowanych Nierozpoznani – stoi na poznańskiej Cytadeli.
 
Jak odświeżyć Abakanowicz?
Magdalena Abakanowicz lubi komentować swoje prace, może dlatego trudno o jakąś nową interpretację, świeże spojrzenie na jej sztukę. Chętnie opowiada o swoim tatarskim pochodzeniu, o doświadczeniach wojennych, o czasach zniewolenia człowieka w Polsce Ludowej, a także o materii, w jakiej pracuje. „Pracuję ciągle nad tą samą dawną historią, dawną, jak sama egzystencja, opowiadam o niej, o lękach, rozczarowaniach i tęsknotach, które niesie” – pisze. Także krytycy podkreślają jej zainteresowanie kondycją człowieka we współczesnym świecie, jego anonimowością w tłumie, zagubieniem. Ludzkie skorupy Abakanowicz stawały się symbolem opresji gdziekolwiek się pojawiały. Instalacja Tłum i jednostka, którą zachwyca się w tej chwili Wenecja nie jest żadną nowością. Różne zbiory podobnych figur pokazywane były niemal na całym świecie od lat 80. ubiegłego wieku. Włoskie media jednak podkreślają, że wciąż robią wrażenie jako zbiorowy portret całej epoki oraz człowieka: pozbawionego oblicza i oszpeconego, zagubionego. Kurator wystawy, Luca Massimo Barbero, podkreśla: „Wystawa ta jest hołdem dla artystki, która symbolizuje i ukazuje eksperymenty w sztuce w ostatnich dekadach”. O źródłach pomysłu Abakanowicz pisała w 1985 r.: „Patrzyłam kiedyś, jak roiły się komary. Szarymi masami. Stado za stadem. Drobne. W gęstwinie innych drobnych. W nieustannym ruchu. Każdy zajęty własnym śladem. Każdy inny, różny drobnymi szczegółami kształtów. W tłumie wydającym wspólny dźwięk. To były komary czy ludzie?”.
Na świecie Abakanowicz wciąż wzbudza emocje. Jej prace znajdują się w prestiżowych galeriach oraz w najsłynniejszych kolekcjach muzealnych. Każdą jej wystawę traktuje się jako wydarzenie artystyczne, co pokazuje ekspozycja w Wenecji czy niedawna prezentacja jej dzieł podczas Gallery Weekend w Berlinie. Polskiemu widzowi jakby zobojętniała. Może to sprawa mody, może potrzeba nowej interpretacji?
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki