Logo Przewdonik Katolicki

Kościół, kultura i wiele pytań

Tomasz Królak
Fot. Jacek Bednarczyk/pap

Teologia próbuje zachować izolację od kultury. Zamiast widzieć w kulturze takie filary jak Czesław Miłosz i otworzyć się na rozmowę, sami zamykamy się w zakrystii i od wewnątrz przekręcamy klucz

Od czasu do czasu nachodzą mnie wątpliwości dotyczące relacji Kościół–kultura. Nie, nie w wymiarze globalnym, cywilizacyjnym, ale jak najbardziej lokalnym i praktycznym. Klasyczna triada: prawda, dobro i piękno powinna być obecna w Kościele i towarzyszyć chrześcijanom w drodze do wieczności. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Ale jak to wygląda na co dzień w Polsce?
 
Proste pytania
Zacznijmy od pytań najprostszych, ale chyba ważnych: co czytamy, czego słuchamy, co oglądamy – my, polscy katolicy? Jakiej pożywki dostarczają naszej wrażliwości estetycznej polskie kościoły? Czy rzeczywiście niedzielna liturgia jest piękna?
Oczywiście nie znam odpowiedzi na te wszystkie pytania. Wątpię też, by była jedna, bo zapewne jest różnie. Opierając się jednak na obserwacji, przystawianiu oka i ucha tu i ówdzie oraz rozmowach w różnych kręgach, śmiem twierdzić, że nie jest najlepiej.
„Piękno jest wielkim darem Boga, Jego promieniem, stąd boli mnie brzydota panosząca się w kościołach” – mówił przed laty wybitny patrolog, ks. prof. Marek Starowieyski. – A przeciwieństwem piękna jest nie tylko kicz, ale i banał. Dlatego podkreślam, jak ważna dla księdza jest kultura.
Nie są to bynajmniej kwestie natury jedynie estetycznej, ale także, a może przede wszystkim, teologicznej. To przecież bardzo ważne, czym karmimy naszą religijną wyobraźnię i ludzką wrażliwość. Od tego zależą nasze relacje z Bogiem i bliźnimi – także tymi spoza Kościoła, co dziś nabiera szczególnie znaczenia.
 
Degrengolada
Myślę, że taki swoisty rachunek sumienia „z kultury” jest nam dziś bardzo potrzebny. Między innymi dlatego, że – ośmielę się powiedzieć – w czasach PRL-u poziom kultury, tej powszechnie dostępnej i „aplikowanej” społeczeństwu, był pod pewnymi względami wyższy niż dziś. Pamiętam, że gdy przed laty zapytałem o to Wojciecha Kilara, początkowo nie potrafił ukryć konsternacji, ale po chwili przyznał mi rację.
Nie tęsknię za tamtymi czasami, słusznie, i dzięki Bogu, minionymi! Ale tytułem przykładu jedynie wspomnę, że w „dawnych” czasach mieliśmy w Polsce kilkanaście tygodników kulturalnych, w tym kilka rzeczywiście ważnych, a dziś ani jednego! Oczywiście trzeba je było „umieć” czytać, ale jednak były. A klasyka światowego kina emitowana w telewizji w normalnych porach, a nie w środku nocy; a cotygodniowa premiera Teatru Telewizji z klasyką światowej dramaturgii? O ile mniej duchowej strawy może czerpać dziś z masowych mediów tzw. przeciętny Polak, a więc i ci, co Kościół stanowią. Ale to nie wszystko, bo nie tylko o stan kultury w ogóle tu chodzi.
Ks. Marek Starowieyski już kilka lat stwierdził temu, że „współczesna polska kultura katolicka jest przykładem degrengolady”. Ocenił, że tragedią obecnej sytuacji jest to, że spadek kultury następuje po pontyfikacie papieża, który jak może żaden z poprzedników kładł w tak ogromnym stopniu nacisk na kulturę. – Nie inwestował we wspaniałe budowle, bo nie miał takich środków jak papieże renesansu, ale dał podwaliny pod dalszy rozwój kultury chrześcijańskiej. Tymczasem Polska tego nie usłyszała. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tej dziedzinie dokonaliśmy wręcz kontestacji nauki papieża. Gdzie jest mecenat kultury? Jakie wielkie biblioteki powstały? Jakie wielkie dzieła architektury? Zamiast tego mamy jakieś żałosne koncerty religijne transmitowane nawet przez TV – mówił ks. prof. Starowieyski.
 
Nieobecność Jana Pawła?
Jan Paweł II rzeczywiście odmienił oblicze tej ziemi. Ale przecież nie tylko w skali narodu, społeczeństwa, państwa. Przeorał niejedno serce, odmienił los niejednego człowieka, ale czy coś z tych doświadczeń – indywidulanych i zbiorowych – zostało utrwalone w sztuce, literaturze, poezji? Nie myślę o tysiącach wierszy, pomników czy obrazów, w których zwykli ludzie zapragnęli ulokować swoje emocje związane z „naszym Papieżem”. Myślę o dziełach, które mogłyby powiedzieć tu coś naprawdę ważnego, które ten niezwykły fenomen spotkania i oddziaływania papieża Wojtyły na polskie losy przekułyby na dzieło o trwałym znaczeniu. Niestety, ogromne doświadczenie, jakim dla kilku pokoleń Polaków było spotkanie z Janem Pawłem II, nie zyskało artystycznego przetworzenia w polskiej prozie, filmie czy dramacie (być może z wyjątkiem sztuki Jerzego Pilcha Narty Ojca Świętego). Dlaczego nie powstają powieści o współczesnym doświadczeniu religijnym mieszkańców kraju nad Wisłą? Nie kto inny jak Czesław Miłosz pisał kiedyś o paradoksalnym braku powieści katolickiej w katolickiej Polsce...
Ale warto pytać nie tylko o prozę, ale też dobre książki omawiające życie i nauczanie Jana Pawła II, zdolne zainspirować nasze rozmowy o Kościele i świecie. Dlaczego nie wchodzimy z papieżem w twórczy dialog, wciąż przeżuwając te same fakty, cytaty, anegdoty? Liczba książek o papieżu jest zupełnie niebywała. Powstaje masa łatwej, hagiograficznej produkcji dla „przekonanych”, ale najważniejsze „okołowojtyłowe” książki pisane są za granicą.
 
Zrozumieć siebie i innych
Im większe wokół kulturowe i kulturalne zawirowanie i niebezpieczeństwo dostosowywania się kultury do gustów masowych (a więc z definicji – raczej przeciętnych niż mierzących wyżej), tym bardziej potrzebny jest kościelny rachunek sumienia „z kultury”. Kościelny, to znaczy: dotyczący absolutnie wszystkich, którzy Kościół stanowią. Chodzi nie tylko o to, by nie dać się uwieść kuszącym lecz jałowym wykwitom popkultury – to jest zaledwie absolutne minimum. Chodzi o zdecydowanie większą dbałość o kulturę w kościołach, ale także w Kościele. Bez podjęcia takiej refleksji i wyciągnięcia z niej wniosków, całej wspólnocie grozi duchowy regres. W konsekwencji zaś mocno ograniczy to możliwość oddziaływania na zewnątrz, wobec ludzi spoza Kościoła. Bez znajomości siebie – a przecież do odkrywania naszej najgłębszej, ludzkiej tożsamości nakłaniają ważne dzieła: literackie, muzyczne, filmowe, teatralne –  nie będziemy w stanie zrozumieć otaczającego nas świata.
Tym bardziej że przecież nawet „monoreligijna” Polska jest dziś krajem coraz mocniej pluralistycznym światopoglądowo, zaś współczesny świat to już prawdziwy kulturowy i religijny labirynt.
                                                                                           
Wyjście z labiryntu
Ale tego labiryntu nie trzeba się bać. Należy raczej słuchać mądrych przewodników, czujnych obserwatorów współczesności, doskonale rozumiejących, jak ogromny duchowy potencjał tkwi w ważnych, choć często pomijanych lub wręcz ignorowanych z premedytacją, dziełach kultury. Na przykład w twórczości Czesława Miłosza, który w swojej poezji stawiał pytania najważniejsze: o Boga, wiarę, dobro i zło, o zbawienie. Marzyłoby mi się, żeby jego myśli zainspirowały kiedyś kaznodziejów. Dlaczego tak się nie dzieje? O odpowiedź pokusił się przed czterema laty dominikanin, o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski, niewątpliwie jeden z prawdziwie mądrych przewodników: „Trzeba zacząć od seminariów. Teologia, mimo że wchodzi na uniwersytety, właściwie dalej próbuje zachować swoją izolację od kultury. Wielu księży twierdzi, że obecnie 'pewne określone kręgi polityczne' chcą nas zamknąć w zakrystii. Sami się zamykamy i od wewnątrz przekręcamy klucz! Zamiast widzieć w kulturze takie filary jak Miłosz i otworzyć się na rozmowę”.
 
Gotowi i kompetentni?
Z tą rozmową mamy problemy. Dialogu z kulturą często się po prostu boimy. Jak to ujmuje krajowy duszpasterz twórców, ks. Grzegorz Michalczyk, zamiast ewangelizować kulturę przez swój udział w niej, chrześcijanie w Polsce chcieliby a priori założyć, że każde działanie kulturalne musi być zgodne z chrześcijańską wizją świata. „A jeżeli nie jest lub się jej sprzeciwia – bo takie prądy można znaleźć, zwłaszcza w kulturze masowej – to mamy pretensje, jesteśmy naburmuszeni, oburzeni, zagniewani na kulturę w ogóle, de facto odcinając się od niej i tracąc możliwość dialogu”.
A przecież umiejętność twórczego spotkania z kulturą będzie – choćby z uwagi na naszą „pełzającą”, ale postępującą laicyzację – coraz bardziej Kościołowi w Polsce potrzebna. Tak czy inaczej, powołaniem chrześcijanina – biskupa, księdza, świeckiego – jest przecież nawiązywanie dialogu z takim światem, w jakim przyszło mu żyć. Nie chodzi o jałową akceptację zastanego stanu rzeczy, lecz usilne dążenie do wspólnego poszukiwania prawdy. Taki jest przecież sens dialogu. Oczywiście, aby był możliwy i owocny, niezbędna jest obustronna gotowość i kompetencja. Jesteśmy wystarczająco gotowi i kompetentni?
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki