Logo Przewdonik Katolicki

Starość jak dojrzałe wino

Dorota Niedźwiecka

Dzieci żyją swoimi sprawami, wnuki są daleko, a w pracy szybko zastąpił mnie ktoś inny. Problemy wieku dojrzałego to wyzwanie, z którym zmierzy się każdy z nas.

Mniej więcej pomiędzy 40. a 50. rokiem życia zaczynamy uświadamiać sobie, że się starzejemy, bo zaczynamy doświadczać strat. Uroda nie jest już taka jak kiedyś. Kondycja fizyczna też nie ta. Z czasem dochodzi poczucie osamotnienia, gdy dzieci – które do tej pory wypełniały nasze życie – odchodzą z domu. Coraz więcej rówieśników umiera. W wieku emerytalnym dotyka nas poczucie utraty znaczenia społecznego. Żegnamy się z pozycją zawodową i doświadczamy, jak zastępuje nas ktoś młodszy. „Już nie jestem potrzebny” – kołacze się w głowach, zwłaszcza tych, którzy żyli tylko dla dzieci albo tylko dla pracy. Tym, którzy dzielili czas bardziej różnorodnie i pielęgnowali pasje – jest łatwiej. Co nie znaczy: łatwo.
 
Potencjał
Jak sobie z tym wszystkim radzić? – Człowiek starzejący się ma ogromny potencjał i ogromne szanse – mówi dr hab. Maria Straś-Romanowska, psycholog z Uniwersytetu Wrocławskiego, która specjalizuje się w problematyce starzenia. – Mniej więcej w połowie życia zyskuje nową formę myślenia: potrafi widzieć rzeczy w szerokim kontekście, z różnych punktów widzenia, łączyć sprzeczności. Ma poczucie realizmu: bazując na swojej wiedzy, obserwacjach i intelekcie, może postrzegać rzeczy w proporcjach i barwach bardzo bliskich rzeczywistości. Jest zdolny do dużej samokontroli: zarówno emocji, jak i języka. – To wszystko składa się na życiową mądrość – dodaje Straś-Romanowska. – A ona najbardziej sprzyja w radzeniu sobie z wyzwaniami drugiej połowy życia. Dotyczy to także wyzwań, jakie niosą ze sobą zmiany w sferze osobowości. Osoby starsze mają zazwyczaj większą potrzebę bezpieczeństwa, akceptacji, szacunku i bycia potrzebnymi. – W pewnym wieku wolimy, by wokół nas nic się nie zmieniało. Bo jesteśmy z tym oswojeni, czujemy się bezpiecznie. Stajemy się bardziej podatni na stres: na wiele spraw możemy patrzeć jako na potencjalne zagrożenie, bywa, że widzimy zagrożenia tam, gdzie ich nie ma. Spada potrzeba sukcesu zawodowego i materialnego, wzrasta potrzeba znaczenia w życiu rodzinnym i stałości. Chcemy przebywać w relacjach: zwłaszcza z naszymi dziećmi. Kobiety stają się często bardziej wymagające, dominujące.
 
Paradoksy życia
Co może pomóc przejść przez ten trudny czas? Dawanie siebie innym. Dzielenie się swoją wiedzą, doświadczeniem, dobrami materialnymi, dawanie oparcia. Niekoniecznie tylko dzieciom i wnukom. – To czas określenia na nowo, jak ma wyglądać moja rola bycia rodzicem – zauważa psycholog. –  Zdystansowania się wobec dorosłych dzieci. – Nie zostawiamy dzieci, ale budujemy nasze relacje inaczej. Dzieci powinny mieć swoje życie, a my swoje. Tak, by mogły się rozwijać. Dorosłe dziecko ma potrzebę bycia autonomicznym, niezależnym, samodzielnym. Jeśli będzie potrzebowało rady, zapyta. A dopóki nie pyta – znaczy, że tej rady nie chce. – Potrzeby starzejących się rodziców i potrzeby dzieci, które właśnie wkroczyły w dorosłość, są przeciwstawne – konkluduje  Maria Straś-Romanowska. – To jeden z licznych paradoksów życia.  Dlaczego tak jest? Myślę, że to wyzwanie, które może i powinno pobudzać do rozwoju. A dla tych rodziców, którzy wcześniej nie zastanawiali się, jakim zachowaniem przeszkadzają dzieciom w dojrzewaniu do dorosłości, to obowiązkowe zadanie do odrobienia.
 
Ważna jest twórczość!
– Odkąd zaczęłam brać udział w warsztatach rozwojowych i wyjeżdżać do mojej przyjaciółki na wieś, nie mam takiej potrzeby zamartwiania się o córkę. Czuję się bardziej wolna i szczęśliwa – mówi pani Zofia, lat 60. – Wraz ze znajomymi co miesiąc organizujemy wykłady dla seniorów. To pozwala mi wykorzystać mój potencjał, czuć się potrzebną i twórczą – dodaje pani Anna, lat 64. Podobnie mówi pani Basia, lat 69, która wraz z kilkoma przyjaciółkami wyszywa serwety i robi swetry. Najlepiej już wcześniej mieć w zanadrzu takie dziedziny życia, w których mogę się spełniać i dystansować wobec życia dorastających dzieci. To może być zaangażowanie w akcje charytatywne, sport, działalność literacką. Wiele osób w drugiej połowie życia zaczyna pisać wspomnienia, robi porządki w rodzinnych albumach, niejako porządkuje przeszłość. – Nie ma tu hierarchii: że jakieś hobby jest ważniejsze, bardziej twórcze od innych – mówi Straś-Romanowska. – Ważne, by było – bo jest potrzebą tego okresu życia. I ważne, by dawało poczucie satysfakcji.
Jeśli na przykład nie mogę jeździć na wycieczki (bo zdrowie na to nie pozwala lub brakuje pieniędzy) albo nie mogę się spełniać w roli dziadka (bo dzieci wyjechały za granicę) – dobrze jest zapytać siebie: „Jakich wartości, które są dla mnie ważne, nie realizuję?”. I znaleźć zajęcie zapełniające te braki. Im więcej kontaktów z innymi, tym różnego rodzaju straty są mniej bolesne. Pomaga w tym zaangażowanie we wspólnotę czy stowarzyszenie.  – Bardzo ważna jest też religijność, modlitwa – mówi Straś-Romanowska. – Taka, która nie zrzuca odpowiedzialności na Pana Boga, ale umie rozgraniczyć: co w działaniu należy do mnie, a co do Niego. 
 
Budzenie mądrości
 „Co ona wie o życiu?”, „Jest mniej kompetentna ode mnie”, „Na pewno tego nie potrafi” – myślą starsi. „Wolę rodzicom już o niczym nie mówić”, „Gdy tylko czymś się podzielę, słyszę litanię porad. Nie ma miejsca ani na relację, ani na zrozumienie, ani na dialog” – żalą się młodzi.  – To pouczanie wynika z naturalnej potrzeby dawania siebie – wyjaśnia psycholog. – Tyle że można dawać siebie w sposób konstruktywny i twórczy albo negatywny, hamujący. Ingerowanie w życie bliskich, wynikające z myślenia o sobie jako mądrzejszym, nie powoduje wzrostu ani drugiego człowieka, ani relacji z nim. Podobnie udzielanie rad na wyrost, gdy druga strona o nie pyta.
Dzieci przy nas nie ma, nie pracujemy, wnuki coraz częściej chodzą do przedszkola – a nie zostają pod opieką dziadków. Jesteśmy sami. W takich okolicznościach pojawia się pytanie: „Co mam do zrobienia?”, „Jaki jest teraz sens mojego życia?”, „Co mam budować?”. – To bardzo ważne pytania – mówi dr hab. Maria Straś-Romanowska. – I ważne jest, by je przemyśleć, przedyskutować z osobą refleksyjną, kimś, o kim wiemy, że jest mądrzejszy od nas lub co najmniej tak samo mądry jak my. Postawa refleksyjna jest bardzo pomocna. Chodzi tu bowiem o skłonność do zadawania pogłębionych, rozwojowych pytań. Gotowość dostrzeżenia szczerej odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego córka i zięć nie przychodzą na obiady?” przyniesie dużo więcej dobrych owoców niż obwinianie w rodzaju: „są źli”, „winna jest współczesna kultura”. – Ważne, byśmy szukali wniosków, które otworzą nową przestrzeń, zbudują pozytywne spojrzenie.  Zastanówmy się – może to lepiej, że nie przychodzą. Jakie są z tego dla mnie i dla nich korzyści? Bierzmy pod uwagę potrzeby obu stron, nastawmy się na konstruktywne szukanie rozwiązań, aktywną dyskusję.

*
Mądrość jest najważniejszą cechą seniora. Ci, którzy podjęli wysiłek i ją odnaleźli, zyskują miano mistrza. Mistrzem nie jest ten, kto poucza, ale ten, kto wie kiedy, ile i co mówić. Takiego mistrza się szuka.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Monika
    23.04.2015 r., godz. 15:42

    No niekoniecznie "mądrość jest cechą seniora". Artykuł powiela same przestarzałe stereotypy, co zresztą nie jest wina autorki, tylko jej rozmówczyni. Myślę, że najlepiej jak życie układa się jak gdyby samo, według możliwości i potrzeb, a nie jak człowiek zaczyna je sobie organizować na siłę pod jakieś dyktando. Artykuł gubi też wielką życiową prawdę, że ludzie w rodzinach się po prostu kochają i spotkania rodzinne są dla nich prawdziwą radością.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki