„Dom Wspólnoty «Razem Łatwiej». Kierownik Dzieła – Opatrzność Boża. Ochrona – Matka Boża. Inwestor – ludzie dobrej woli z całej Polski”. Taka tablica wita tych, którzy przez drewnianą bramę wchodzą do niezwykłego domu w Siemkach na Mazurach.
Gdyby patrzeć na to miejsce od strony formalnej, wyglądałoby to tak: oto Zgromadzenie Sióstr św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy prowadzi tu Ośrodek Terapii Uzależnień dla Dziewcząt. Jeśli jednak by zajrzeć do środka, dostrzec można więcej niż formalne tytuły. Wtedy zobaczymy kobiety, które żyją razem: biednie, ale po Bożemu. Jak w rodzinie. To jest sposób sióstr na to, żeby uratować dziewczynom życie.
Cuda
Dom, który dziś lśni, kiedyś był zaniedbaną ruderą, wymagającą nie tylko przebudowy, ale i gruntownego remontu. Dzięki życzliwości księży siostry gościły w parafiach. Opowiadały o rodzącej się wspólnocie i jej potrzebach, a przy okazji prosiły o modlitwę i, jeśli to dla kogoś możliwe, również wsparcie finansowe. Dobrzy ludzie pomagali. Ktoś przekazał okna, ktoś brodziki, ktoś inny drzwi. Czasem Opatrzność Boża prowadziła siostry wręcz namacalnie. Którejś soboty jechały na zaproszenie do parafii, ale po drodze jedna z sióstr zachorowała. Wysoka gorączka i osłabienie przerwały podróż. Siostry były akurat w pobliżu Warszawy i tam musiały się zatrzymać. Postanowiły wtedy – choć graniczyło to z cudem – poszukać właśnie tam parafii, w której następnego dnia będą mogły o swojej pracy opowiedzieć. I udało się. W znalezionej na ostatnią chwilę wspólnocie parafialnej poznały prezesa firmy meblowej, który zaoferował pomoc w umeblowaniu domu, a jedna z parafianek wspomogła siostry dużą kwotą. – Jak widać, nie ma sytuacji złych. Wszystkie czemuś służą i mają sens, którego tylko my na początku nie rozumiemy – tłumaczą siostry. – Nasz dom i wspólnota istnieją dzięki Opatrzności Bożej.
Po 24 godzinach
W domu mieszkają dwie siostry, s. Faustyna i s. Letycja. Dziewcząt może być dziesięć, ale różnie z tym bywa. Założeniem terapii jest pobyt długoterminowy, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy następnego dnia spotkają się w tym samym składzie. Dziewczyny przychodzą, popatrzą, zostają czasem na kilka dni albo na kilka tygodni. U tych, które zostają, naturalne są kryzysy. Dziewczyny chcą wyjeżdżać, rzucać wszystko, najchętniej natychmiast. Egoizm, pycha i niechęć do przyjęcia prawdy o sobie wybuchają czasem gwałtownymi emocjami. Siostry najpierw modlą się wspólnie z dziewczętami za tę w kryzysie – ale dokumenty niezbędne do wyjazdu oddają dopiero, gdy upłyną 24 godziny. A wtedy, gdy emocje opadną, decyzja o wyjeździe okazuje się przedwczesna i dziewczyna zostaje. Czasem wyjeżdża – nikt tu przecież nikogo siłą nie zatrzymuje. Bywa, że któraś odchodzi po kilku tygodniach, twierdząc, że wyszła już z nałogu. Wydaje się jej, że z problemami da sobie radę sama. Potem wraca do uzależnienia, a czasem wraca też do Siemek, żeby znów podjąć leczenie. Ale dom opuszczają również dziewczyny wolne od nałogu, które już nie wracają: ani do leczenia, ani do uzależnienia. One dają nadzieję.
Bóg jest terapeutą
Siostry Faustyna i Letycja są profesjonalistkami. Jedna jest psychologiem, druga skończyła resocjalizację. Obie mają za sobą specjalistyczne szkolenia z zakresu terapii i rehabilitacji osób uzależnionych, staż kliniczny i superwizje kliniczne, uwieńczone egzaminem i certyfikatem specjalisty terapii uzależnień. Obie też starają się pokazać dziewczętom drogę do Boga, uczą odnajdowania Go w codzienności.
– Młodzi ludzie często szukają ucieczki od problemów, od poczucia osamotnienia. Kiedy ich sytuacja staje się dla nich nie do zniesienia, sięgają po używki: alkohol czy narkotyki. Nasz ośrodek powstał po to, żeby im pomóc – tłumaczą siostry katarzynki. – Tu głównym terapeutą jest Bóg. Życie w bliskości z Nim pozwala żyć w wolności, radości i wewnętrznym pokoju. Bardzo ważne dla nas jest, żeby osoba uwolniona z nałogu żyła po chrześcijańsku również po opuszczeniu naszej wspólnoty – tłumaczą siostry. – Zależy nam na ich życiu duchowym, dlatego oprócz elementów terapii, która pomaga w wyjściu z uzależnienia, staramy się dziewczętom przybliżać Boga. Chyba nam się to udaje, bo te, które uwolnione od nałogu opuszczają naszą wspólnotę, nie wyobrażają już sobie życia bez codziennej modlitwy, bez codziennej Eucharystii, bez Różańca. Jedna z dziewcząt, która po opuszczeniu ośrodka podjęła pracę zawodową, miała nawet odwagę prosić pracodawcę o takie ustalenie godzin, by mogła każdego dnia uczestniczyć we Mszy św.!
Dzień
Dzień we wspólnocie zaczyna się bardzo wcześnie, przed szóstą rano. Jedna z dziewcząt idzie po gorące pieczywo (mieszkanki domu otrzymują je za darmo). Przed śniadaniem trzeba jeszcze sprzątnąć dom i iść do kaplicy, żeby pomodlić się psalmami. Po śniadaniu wszyscy jadą do pobliskiej Świętej Lipki – tam ojciec jezuita odprawia Mszę św., połączoną z katechezą na temat Pisma Świętego. Potem przychodzi czas na pracę, której jest sporo. Trzeba przecież zadbać o ogród, pomóc w pracach w sąsiednich gospodarstwach, dziewczęta opiekują się też zwierzakami w schronisku, a zimą robią ozdoby i kartki świąteczne. Po obiedzie kończy się jeszcze pozostałą pracę, ale jest też czas na inne zajęcia. – Czytamy wspólnie Pismo Święte albo książki religijne. Mamy też salę ćwiczeń, z której korzystamy, bo to nie tylko rozwija kondycję fizyczną, ale też pomaga rozładować emocje. A po ćwiczeniach jest czas na autorefleksję, na analizę uczuć i pragnień, jakie towarzyszyły dziewczętom tego dnia – opowiadają siostry.
Po kolacji i półgodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu dziewczęta siadają w grupach, żeby porozmawiać, podzielić się swoimi refleksjami. Potem już tylko chwila dla świata, czyli telewizyjne wiadomości, krótki Apel Maryjny i po godz. 22.00 w domu zapada cisza. W końcu następnego dnia znów trzeba wstać przed szóstą…
To, co jest
Do wspólnoty najczęściej trafiają dziewczęta z tych parafii, w których siostry gościły, opowiadając o swojej pracy. Czasem przyjeżdżają też z oddziałów detoksykacyjnych czy z poradni uzależnień, gdzie znajdują się informacje o wspólnocie. Mają od 18 do 30 lat. Ich pobyt w domu jest bezpłatny – chodzi przecież o to, żeby każdy, nawet nie mając pieniędzy, miał możliwość wyjścia z nałogu. Żeby to było możliwe, znów trzeba zdać się na Bożą Opatrzność. Siostry i dziewczęta żyją z tego, co podarują im inni. Czasem jakaś firma pomoże, dając jedzenie. Pani z pobliskiej wsi przynosi im mleko i jajka. Ziemniaki otrzymują za pomoc w wykopkach. Choinkę na Boże Narodzenie dostają, kiedy pomogą w sprzątaniu lasu. – Jemy to, co jest, a nie to, na co mamy ochotę – mówią siostry. – Największe uczty zdarzają się, kiedy mamy wyjątkowo dobre grzybobranie w pobliskim lesie.
Życie we wspólnocie jest trudne również z innych względów. Przyjeżdżającym tu dziewczynom zmienia się całe życie. Z wielu rzeczy muszą zrezygnować: nie ma tu papierosów, nie ma telefonów komórkowych, nie słucha się muzyki, nie ogląda telewizji. Telewizor jest, ale włącza się go tylko na wspólnie oglądane wieczorne wiadomości i czasem na jakiś film – jeśli akurat wypada święto której z dziewcząt albo sióstr.
– Podczas pobytu we wspólnocie staramy się pokazać dziewczętom świat inny, niż znały dotychczas – mówią siostry. – Wiele z nich nie było nigdzie poza rodzinną miejscowością. Szukamy więc sponsorów i organizujemy wyjazdy, tak żeby mogły poznać Polskę. Kiedyś udało nam się nawet wyjechać do Włoch. Dziewczęta, które wychodzą z uzależnienia, są świadectwem nadziei, że można wyjść z najgorszej sytuacji i z najgorszego nałogu – trzeba tylko zaufać nie sobie, ale Bogu.
Siostry Katarzynki
Ośrodek Terapii Uzależnień dla Dziewcząt
Siemki 2, 11–400 Kętrzyn
Bank PKO BP 11 1020 3639 0000 8602 0091 6650