Ujęcia znane z powstańczych fotografii ożyły. Widzimy ludzi z krwi i kości: śmieją się, walczą, boją, płaczą. Targają nimi emocje. I nami też. Po 70 latach po raz pierwszy widzimy ich takimi, jakimi byli. Ze ściśniętym gardłem oglądamy zrujnowaną Warszawę i jej mieszkańców. Na ekrany kin wchodzi jedyny taki film na świecie: Powstanie Warszawskie.
W historii kina to ewenement: pierwszy dramat wojenny non-fiction. Co to oznacza? Wszystkie pokazane w filmie kadry to autentyczne ujęcia z powstania warszawskiego, wszyscy aktorzy to prawdziwe postacie, wszystkie sytuacje to zapis powstańczych dni. Z materiałów dokumentalnych zmontowany został film fabularny. Na powstanie warszawskie patrzymy oczami dwóch braci – reporterów, których zadaniem było rejestrować kamerą kronikę walk. Ten pomysł jest całkowicie nowatorski. Choć wiele ujęć dokumentalistów z BIP-u jest znanych, to tym razem zobaczymy je w inny sposób: nie są to czarno-białe nieme kadry. Praca, jaką wykonano przy produkcji filmu jest niebywała. Każda klatka została pokolorowana, dodano także dźwięk: bohaterowie przemówili, a to, co mówili odczytywano między innymi z ruchu warg. Powstał osiemdziesięciominutowy obraz z niezwykłym realizmem pokazujący powstanie warszawskie. Rekonstrukcji na taką skalę na świecie jeszcze nikt nie dokonał. To kolejny sukces Jana Ołdakowskiego, dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, producenta i pomysłodawcy filmu, oraz jego współpracownika, Piotra Śliwowskiego.
Kto stanął za kamerą?
Antoni Bohdziewicz „Wiktor”, Wacław Kaźmierczak „Wacek”, Stefan Bagiński „Stefan”, Seweryn Kruszyński, Jerzy Gabryelski „Orski”, Jerzy Zarzycki „Pik”, Andrzej Ancuta „Kier”, Roman Banach „Świerk”, Kazimierz Pyszkowski, Henryk Vlassak „Wania”, Antoni Wawrzyniak „Antonio”, Stanisław Bala „Giza”, Ryszard Szope, Edward Szope. To autorzy powstańczych kronik wyszkoleni przez Dział Informacyjno-Filmowy Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej. Ich zadaniem było informowanie polskiego społeczeństwa o działaniach rządu w Londynie, dokumentowanie działań okupanta i walka z niemiecką propagandą. Komplet filmów z ujęciami z powstania warszawskiego liczył 122 kręgi taśmy filmowej. Nie wiadomo dokładnie, ile to było godzin. Do naszych czasów przetrwało niewiele, zaledwie sześć godzin materiałów w niezbyt dobrym stanie, pociętych i chaotycznie posklejanych. Po 70 latach z ocalałego materiału powstał film fabularny, wstrząsający obraz sierpniowych dni 1944 roku. I nowa historia opowiedziana przez dwóch barci, operatorów BIP-u. Ich zadaniem jest dokumentować przebieg walk, choć woleliby przyłączyć się do jednego z oddziałów. Tym bardziej że żołnierze niechętnie tolerują obecność filmowców. Na początku więc bracia rejestrują życie codzienne walczącej Warszawy, pieczenie chleba, działalność kuchni, warsztatów rusznikarskich. Takie są zresztą oczekiwania „góry”, bowiem kronika ma zostać wyświetlona w kinie „Palladium”. Wkrótce jednak bracia poznają powstanie w ogniu walk, prawdziwą wojnę, strach, łzy, krew, śmierć. Zamiast entuzjazmu – potworność, szok. Zapisać to wszystko na taśmie filmowej, aby uchronić przed zapomnieniem – oto ich zadanie. „Twórcy nie chcieli by był to film jedynie o wydarzeniu historycznym, ale przede wszystkim o ludziach, którzy je tworzyli. Powstańcy pojawiają się na ekranie, ale zbyt krótko, by opowiedzieć swoją historię. Stąd idea, by bohaterem filmu uczynić osobę, której w ujęciu nie widać, ale której obecność, emocje, działanie utrwalane są na taśmie operatora kamery” – opowiada Milenia Fiedler, która wraz z Joanną Brühl czuwała nad montażem. Ze względu na fragmentaryczny charakter zachowanych materiałów powstańczych kronik filmowych, prace montażowe były jednym z kluczowych etapów produkcji. Autorami scenariusza są Jan Ołdakowski, Piotr Śliwowski i Jan Komasa. Ten ostatni jest także reżyserem obrazu, a na potrzeby współczesnej produkcji dialogi napisali Joanna Pawluśkiewicz i Michał Sufin.
Kolor i dźwięk
Najpierw był pomysł na pokolorowanie najsłynniejszych powstańczych zdjęć. Dziesięć lat temu Muzeum Powstania Warszawskiego wydało kilka w formie pocztówek. Ale od kolorowania zdjęć do kolorowania filmu długa droga. Za cały proces rekonstrukcji i koloryzacji odpowiadało Studio Produkcyjne ORKA. Materiał z 1944 r., z którego miał powstać jednolity film, nakręcony był na różnych nośnikach i różnymi kamerami, sceny były zróżnicowane również pod względem zniszczenia, kadrowania i ziarna. Najpierw trzeba było ustabilizować obraz, zrekonstruować i ręcznie usunąć zanieczyszczenia i odkształcenia, ujednolicić i wreszcie pokolorować. Nad projektem pracował sztab historyków i konsultantów, których zadaniem było określić precyzyjną paletę kolorów dla ubrań, mundurów, elewacji budynków, a nawet płyt chodnikowych. Barwa, nasycenie, kontrasty, światło, cienie i inne elementy pokolorowanego materiału odpowiadają porze roku i porom dnia, w których zostały nakręcone w oryginale. Każde ujęcie wymagało po wstępnym pokolorowaniu dokładnego opisu i wielu godzin pracy konsultantów historycznych. Wreszcie za „uwiarygodnienie” i ujednolicenie naniesionych w postprodukcji barw odpowiadał znany operator filmowy Piotr Sobociński Jr. To była żmudna praca. Film zyskał nie tylko barwy, ale i dźwięk. Obok dialogów napisanych specjalnie na potrzeby filmu, po raz pierwszy możemy usłyszeć to, co naprawdę mówili bohaterowie kronik. W odczytywaniu ruchu warg pomagali policyjni specjaliści.
Prawda o powstaniu
Czarno-białe nieme ujęcia filmowe z powstania warszawskiego towarzyszą nam od kilkudziesięciu lat, wykorzystywane w filmach dokumentalnych, prezentacjach historycznych. To, czego dokonali twórcy filmu Powstanie Warszawskie to całkowita rewolucja, to nieprawdopodobne, jak kolor i dźwięk może zmienić odbiór tych samych obrazów. Nagle wydarzenia zapisane na taśmie filmowej niemal 70 lat temu stają się żywe, a my zostajemy wrzuceni w sam środek historii, jesteśmy jej autentycznymi świadkami. Historia staje się rzeczywistością, nie mitem. Biorą w niej udział ludzie z krwi i kości, namacalni. Oczywiście ogrom pracy, jaki wykonano przy produkcji filmu jest olbrzymi, a liczby mówią same za siebie: 6 godzin oryginalnych kronik z powstania warszawskiego, 7 miesięcy pracy, 1000 godzin konsultacji kolorystycznych, 1200 ujęć, 1440 godzin koloryzacji i rekonstrukcji, 112 000 wybranych klatek, 22 971 520 megabajtów danych. To robi wrażenie. Ale najważniejsze jest to, co odczuwamy w czasie oglądania filmu. To przeżycie, które ściska za gardło, nieporównywalne z niczym innym. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko historii. O filmie Powstanie Warszawskie nie można mówić w kategoriach sukcesu artystycznego, nie można dywagować nad wartościami estetycznymi, tutaj nie ma miejsca na dyskusję czy film się podoba czy też nie. Twórcom udało się coś, co przekracza wszelkie tego typu wartościowania. Ten film się po prostu przeżywa z nieprawdopodobnymi emocjami, ponieważ jest prawdziwy.
Bohaterzy, których widzimy na ekranie są coraz mniej anonimowi dzięki akcji Muzeum Powstania Warszawskiego „Rozpoznaj”. Opowiada nam o tym Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, pomysłodawca i producent filmu Powstanie Warszawskie.
– Do tej pory udało się rozpoznać 128 osób występujących w filmie Powstanie Warszawskie. Jest to znaczna część wszystkich osób zidentyfikowanych z 6-godzinnego materiału filmowego zrealizowanego przez Referat Filmowy BIP podczas powstania warszawskiego (w całym materiale filmowym zostało dodatkowo zidentyfikowanych jeszcze około kilkudziesięciu osób, ale nie występują one w filmie). Identyfikacja odbywała się kilkutorowo. Sto osób, które pojawiają się w filmie zostało zidentyfikowanych przez Dział Ikonografii MPW, zanim jeszcze rozpoczęta została akcja „Rozpoznaj”. Wśród osób, które zgłosiły się do MPW tylko trzy rozpoznały się osobiście. Nie liczę Wandy Traczyk-Stawskiej i prof. Witolda Kieżuna, bo o nich wiedzieliśmy wcześniej. 14 osób rozpoznało swoich krewnych (córki, synowie, wnukowie itp.). Zgłosiły się także trzy osoby, które nie są spokrewnione z rozpoznanymi, ale prowadzą badania dziejów współczesnych, osoby te współpracują także z MPW.
Sami rozpoznali się m.in. Kazimierz Mikos „Bażant”, łącznik ze zgrupowania „Chrobry II”, Aleksander Zubek „Julian”, żołnierz batalionu „Odwet II” czy mieszkający we Francji Wojciech Luterek „Roman”, żołnierz zgrupowania „Bartkiewicz”. Wiele osób zidentyfikowaliśmy na podstawie materiałów ikonograficznych i publikacji, m.in. małżeństwo Alicji i Bolesława Biegów, którzy obecnie mieszkają w Kalifornii. Ślub ich fotografował znany przedwojenny sportowiec i olimpijczyk Eugeniusz Lokajski „Brok”. Kilka lat temu wydaliśmy album z jego zdjęciami, wśród których znalazły się również fotografie ze ślubu Biegów. Znamy również nazwisko księdza, który udzielał im ślubu – był nim ks. Wiktor Potrzebski „Corda”, który zginął trzy tygodnie później. Kadry z dowódcą powstania warszawskiego gen. Antonim Chruścielem „Monterem” były publikowane w licznych albumach i publikacjach o powstaniu. Więc sprawa była prosta. W kronikach pojawiają się również operatorzy filmowi, m.in. w czapce z daszkiem na nasypie Stanisław Bala „Giza”, który niestety nie doczekał premiery naszego filmu. Zmarł w 2013 r. w Los Angeles. Spośród Rozpoznanych w samej akcji „Rozpoznaj” żyje sześć osób. Liczba żyjących Rozpoznanych z całego filmu jest na pewno wyższa, ale nie wiemy dokładnie, jakiego rzędu jest to liczba, przypuszczam, że około dziesięciu osób.