Logo Przewdonik Katolicki

"Nikt mnie nie rozumie, tylko lasy i rzeki"

Natalia Budzyńska
Fot.

W Karlowych Warach zachwycił, w Gdyni przeszedł niemal niezauważony. Najnowszy film Krzysztofa i Joanny Krauzów Papusza wchodzi właśnie na ekrany kin. Główna bohaterka to najsłynniejsza polska poetka cygańska, Bronisława Wajs. Film pokazuje także tragiczną historię współczesnych Cyganów.

„Nocą przychodzą do mnie gila, piosenki. Z lasu przychodzą. Zlatują wesołe, jak stado wróbli. Dręczą, dzwonią, wołają. Raz śpią ze mną, a raz spać nie dają. Między jedną a drugą słyszę cygańską muzykę, skrzypki, arfy, gitary, kastalety. I ja wtedy tańczę. Tańczy Cyganka jak liść na wietrze, jak dym z ogniska, jak słońca promyk wesoły, gorący. I nagle wszystko przepada w ciszy, a ja płaczę i tu mnie boli, pulsy… Doktór powiedział, ażeby ja nigdy już wierszy nie pisała. Zabronił mi przyjmować te piosenki w domu, bo mnie zabijają. Tylko gdzie się przed nimi schowam? Prawdę powiedzieć, ja jestem zadowolniona, jak przychodzą. Od razu cały tabor stoi mi przed oczami” – mówiła Papusza niedługo przed śmiercią. Była osobowością wyjątkową, outsiderską w pełnym znaczeniu tego słowa. Jej wiersze przetłumaczono na wiele języków europejskich. Dziś polscy Romowie są z niej dumni, choć jako artystce nie było jej łatwo żyć w cygańskiej wspólnocie. Doświadczyła strasznego odrzucenia, umierała w sławie, ale i w samotności i nędzy.

Laleczka nauczyła się czytać

Papusza w języku romskim znaczy „Laleczka”, tak nazywali Bronisławę Wajs rodzice. Nie wiadomo dokładnie kiedy się urodziła, Cyganie nie przywiązywali w tamtych czasach aż tak dużej wagi do dat, nie zapisywali ich też nigdzie. W przypadku Papuszy podaje się dwie daty: 17 sierpnia 1908 lub 10 maja 1910 r. Natomiast miejsce urodzenia jest jedno – Lublin. Tyle że Papusza urodziła się w czasach, gdy cygańskie tabory po prostu wędrowały, więc nie dziwmy się, że czasem twierdziła, że urodziła się w Grodnie. Tabor, w którym przyszła na świat Papusza wędrował po ziemiach wschodnich: Podola, Wołynia i okolicach Wilna. Pochodziła z grupy etnicznej Polska Roma, czyli polskich Romów nizinnych. Była innym dzieckiem niż reszta cygańskiej gromady, miała inną wrażliwość. Sama nauczyła się czytać, pomogła jej w tym mała Żydówka, która chodziła do szkoły. W tajemnicy Papusza wymieniała złapane kury na chwile nauki czytania. Wydano ją za mąż normalnie, czyli wcześnie. Ona miała 16 lat, a jej mąż – Dionizy Wajs – ponad 40. Nie byli dobrym małżeństwem, chyba nie rozumiał jej artystycznej wrażliwości. Wajsowie byli muzykantami, grali na weselach, ciągle podróżowali. Papusza zajmowała się, jak inne kobiety, wróżeniem. Czasem kradzieżą. Była świadkiem strasznych pogromów na ludności cygańskiej w czasie wojny, miesiącami ukrywała się w lasach, na bagnach. Tabor Wajsów miał szczęście – przetrwali. Jej życie mogłoby wyglądać normalnie, jak na cygańskie standardy. Śpiewałaby te swoje piosenki podczas prac domowych, układałaby poematy lasom. Była inna, ale umiała się przecież jakoś dostosować. Wszystko zmieniło się pewnego sierpniowego dnia 1949 r.

Gadź czy Pszałoro?

Po wojnie tabor Papuszy wędrował po Ziemiach Odzyskanych. Latem 1949 r. na prośbę wieloletniego przyjaciela Wajsów, zgodzili się ugościć młodego człowieka, obcego, gadzia. Był to Jerzy Ficowski, poeta zafascynowany kulturą cygańską, który ukrywał się przed UB. Coś tam już wiedział, może znał parę słów, od Cyganek z Ogrodu Saskiego. Żył w taborze przez miesiąc, notował w zeszytach wszystko, co widział: tradycje, zwyczaje. Dionizemu powiedział: „Pan ma żonę poetkę”. Prosił Papuszę, żeby zapisywała mu wszystkie nowe wiersze, wszystkie piosenki. Późniejsza korespondencja między Papuszą a Ficowskim jest zupełnie niesamowita, trudno sobie wyobrazić, jak te listy dochodziły, przecież tabor był w drodze. Papusza nazywała w listach Ficowskiego Pszałoro – Braciszku albo Sownakuno – Złoty. Listy od niego czytała przed całym taborem, wszyscy chcieli słuchać. Na prośbę Ficowskiego zaczęła przepisywać swój wojenny pamiętnik. To Ficowski zaczyna tłumaczyć wiersze Papuszy na polski, pokazuje je Tuwimowi, doprowadzają do druku. Papusza nawet jest zapraszana na wieczory literackie. Ale to właśnie wszystko pokomplikowało, Cyganie podejrzewają, że Papusza zdradziła gadziowi – czyli obcemu – tajemnice rodowe. Są o tym całkowicie przekonani, gdy w 1953 r. ukazuje się książka Ficowskiego Cyganie polscy. Szkice historyczno-obyczajowe, w której na kilku stronach opublikował słownik polsko-cygański. Tabory ogarnął gniew, wszyscy zapomnieli o przyjaźni z Ficowskim, winę zrzucili na Papuszę. Czy to ona zdradziła? Zachował się list Papuszy, z którego wynika, że faktycznie Ficowski zadawał jej pytania o cygańskie kodeksy. Ale Papusza zdecydowanie odmawia. Ficowski wiedział, że naraża siebie, ale przede wszystkim, że naraża Papuszę. Zemsta była straszna. Na czym polegała? Nie wiadomo. Na pewno na kompletnej samotności i odrzuceniu. Plotki mówią o pobiciu, dręczeniu. Papusza przypłaciła to szaleństwem, ogromnym cierpieniem, pobytami w szpitalu psychiatrycznym. Ficowski doprowadził do wydania tomiku jej wierszy, starał się o zapomogi dla niej, dostawała jakąś pomoc finansową ze Związku Literatów Polskich. Papusza nie miała żalu: ani do Ficowskiego, ani do swoich. Była świadoma, że jej wiersze mają dużą wartość i że nie robi żadnej krzywdy swojemu rodowi. Wiedziała jednak, że postąpiła wbrew wielowiekowym zwyczajom i musi za to ponieść karę. To już były czasy, gdy władze komunistyczne zmusiły tabory cygańskie do osiedlenia. Wajsowie mieszkali najpierw w Żaganiu, potem Gorzowie Wielkopolskim. W wielkiej biedzie i osamotnieniu. „Miałem wielkie szczęście, że spotkałem na swojej drodze Papuszę, Papusza miała nieszczęście, że spotkała mnie” – mówił pod koniec życia Jerzy Ficowski.

To, co zostało

Nie pozostawiła po sobie dużej spuścizny literackiej, zaledwie 40 utworów zapisanych przez siebie własnoręcznie. Napisała je po cygańsku, nie znając zresztą zasad pisowni romskiej. Używała alfabetu polskiego. Pisała tak, jak mówiła i nigdy swoich wierszy nie poprawiała. Nie stosowała interpunkcji i podziału na wersy – to była już interpretacja niedawno zmarłego Jerzego Ficowskiego. Pozostawiła też po sobie opisy swojego życia i listy do Ficowskiego. Zarówno opisy, jak i listy pisała po polsku. W swoich wierszach, o których mówiła, że to po prostu pieśni, pisała o dawnym wędrownym życiu. Z jednej strony postrzegała je – jak to normalnie bywa we wspomnieniach – jako piękne i romantyczne. Z drugiej jednak strony pisała o biedzie, poniewierce, głodzie. W tym kontekście uważała osiedlenie się jako coś dobrego i pozytywnego. A przecież doświadczała też dramatu zamknięcia w czterech ścianach, dramatu niemożności przystosowania się do życia w murach. Pisała też o czasach wojennych i gehennie ucieczek przed Niemcami i Ukraińcami. Pisała o tym, że czuje się Polką. Od 1962 r. należała do Związku Literatów Polskich. Za życia opublikowane zostały dwa tomiki: Pieśni Papuszy w 1956 r. i Pieśni mówione w 1973 r. W 1996 r. rękopisy zostały odkupione od Jerzego Ficowskiego przez Ministerstwo Kultury i przekazane Stowarzyszeniu Twórców i Miłośników Kultury Cygańskiej w Gorzowie Wielkopolskim. Wiersze Papuszy przetłumaczono dotąd na języki: niemiecki, angielski, francuski, hiszpański, szwedzki, włoski.

To, co odtworzono

Krauzowie pracowali nad filmem o Papuszy niemal sześć lat. Powstał obraz wyjątkowy w skali światowej, chociażby ze względu na język: niemal wszystkie dialogi prowadzone są w języku romskim. Akcja zaczyna się w 1910 r., a kończy w latach 80. XX w. – to kawał romskiej historii. Niechronologicznie ułożone fragmenty toczą się przed oczami starej Cyganki, samotnej w starości Papuszy. Przepiękne czarno-białe zdjęcia autorstwa Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia, cudowne pejzaże, cygańskie tabory – to najbardziej poetycki film małżeństwa Krauze. Można powiedzieć, że może nawet przeestetyzowany. To nic. Mimo to jest autentyczny i poruszający. Gra w nim tylko paru profesjonalnych aktorów: Jowita Budnik jako Papusza, Antoni Pawlicki jako Jerzy Ficowski i Zbigniew Waleryś jako Dionizy Wajs. Poza tym 150-osobowa grupa Romów z okolic Ostródy i Ełku. Wszystkie sceny zbiorowe oparte są na improwizacji, to stąd to poczucie autentyzmu. Brakuje mi go tylko w muzyce: ścieżką dźwiękową stanowi poemat symfoniczny Harfy Papuszy Jana Kantego Pawluśkiewicza z librettem w języku romskim. Zamiast prawdziwej cygańskiej muzyki w żywiołowym wykonaniu mamy po prostu czystą stylizację, cepeliadę. „To film o inności. O odrzuceniu, samotności. To film, który pokazuje, jak różni są ludzie, jak różne mają tradycje, odrębność kulturową, idee, problemy. To film, który prowokuje do rozmowy o tym, jak człowiek traktuje innego człowieka” – mówi Krzysztof Krauze. Zachęcam do niej każdego.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki