Mija 25 lat od momentu sakry biskupiej, którą przyjął Ksiądz w katedrze wrocławskiej. Wspominając 1988 rok, jakie myśli zrodziły się wtedy u proboszcza parafii Bożego Ciała we Wrocławiu?
– Byłem proboszczem tej wspólnoty od kilku miesięcy, zostałem mianowany do tej posługi pod koniec czerwca. Jednocześnie nie zwolniono mnie z dotychczasowych zajęć. Byłem ojcem duchownym wrocławskiego seminarium. Miałem również prowadzić wykłady – obok traktatów z teologii dogmatycznej proszono mnie, abym zajął się patrologią. Musiałem również sfinalizować zadania związane z tym, że byłem sekretarzem Papieskiego Wydziału Teologicznego. Więc ta nominacja była wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewałem, że to wszystko tak się zakończy. Perspektywa tych 25 lat pozwala mi wyciągnąć wnioski, że w tym czasie wszystko się zmieniło – począwszy od sytuacji politycznej, społecznej, mentalnej, kończąc na tej związanej z Kościołem. Więc w pewnym sensie zmienił się również człowiek.
Odwołując się do tytułu autobiografii bł. Jana Pawła II, kapłaństwo, biskupstwo to „dar i tajemnica”. Jak rozumie Ksiądz Biskup te słowa?
– Rozumiem je bardzo prosto. Wydaje mi się to tak oczywiste. Dziwię się, że dzisiaj bardzo wielu ludzi nie jest zdolnych tego w ogóle zreflektować i zauważyć. Za tymi sformułowaniami – dar i tajemnica – stoi pewna bardzo istotna prawda: nie wszystko od nas zależy. Im bardziej człowiek postępuje w doświadczeniu życiowym, tym bardziej tej prawdy doświadcza. Staje się mądrzejszy, to znaczy, że ma coraz większą świadomość przestrzeni, o których sam nie decyduje. Trzeba to przyjąć. Dopiero wtedy, kiedy to uczynimy, zaakceptujemy, będziemy potrafili żyć głębiej. Będziemy potrafili zmieniać siebie, dojrzewać. Papież znakomicie to wszystko uchwycił. To, co od nas nie zależy, jest przecież nam dane. Jest darem i tajemnicą. To znaczy, że ta rzeczywistość kieruje się inną logiką, która nie do końca daje się przeniknąć. Właśnie dlatego zawsze będzie się nam jawić jako wyzwanie, domagające się takiej czy innej odpowiedzi. Jeżeli nam się wydaje, że wszystko poznaliśmy, wszystko wiemy, to na drugi dzień będziemy musieli to skonfrontować. Będziemy musieli jeszcze dużo poznać, wiele zrobić, odkryć. Więc ten proces postępu nigdy się nie kończy.
Ostatnich dziesięć lat to budowanie od podstaw struktur nowej diecezji. Co wydawało się wtedy najtrudniejsze i o czym dziś myśli Ksiądz Biskup z satysfakcją?
– Zostało przed nami postawione pewne zadanie do rozwiązania. To, co było największym wyzwaniem, to przede wszystkim poznanie nowego środowiska, nowych księży, ludzi. Także zapoznanie się z tym regionem. Z tej perspektywy muszę powiedzieć, że jesteśmy różni. Inni są księża archidiecezji wrocławskiej, bo mają inną historię, z innych trudów wyrastali. Inni są księża diecezji bydgoskiej. Inni są wierni, inna jest religijność tych, którzy mieszkają dziś na Dolnym Śląsku od tych, którzy żyją tu, w Bydgoszczy. Z perspektywy tych dziesięciu lat muszę się jednak do czegoś przyznać. Nie jestem człowiekiem szczególnie wylewnym, sentymentalnym, ale powiem coś bardzo szczerze: polubiłem Bydgoszcz, pokochałem moją nową diecezję. Tu jest także mój dom.
Biskupim zawołaniem Księdza Biskupa są słowa: „Witaj Krzyżu, jedyna nadziejo”. Podczas święceń biskupich powiedział Ksiądz Biskup: „Krzyż jest zatem najpierw znakiem miłości Boga do człowieka, mówi o granicy, do jakiej Bóg miłuje człowieka; aż po krzyż, aż po wydanie samego siebie”. Dlaczego Ksiądz Biskup wybrał właśnie te słowa? Czy trudne je głosić współczesnemu człowiekowi?
– Na problemie cierpienia i krzyża wszystko się kończy i zaczyna. Z jednej strony cierpienie oraz krzyż nie mają sensu. To znaczy z krzyżem i cierpieniem nie jest związane żadne dobro. Z drugiej strony, krzyż jest nie do uniknięcia, tak jak doświadczenie zła jest nie do uniknięcia. Po trzecie, wydaje mi się, że krzyż oraz cierpienie są potrzebne, by bronić nas samych przed pajacowatością. Gdyby nie było krzyża, cierpienia, potrafilibyśmy iść przez życie jak pajace. Nie byłoby takiej siły, aby przed tą pajacowatością nas obronić. Dopiero wtedy, kiedy człowieka dotyka krzyż, cierpienie, staje się zdolny doświadczyć prawdy o sobie samym. Wtedy nie ma już miejsca na bawienie się życiem. Nie można już grać i udawać. Człowiek obnaża się do końca dopiero wtedy, kiedy dotykają go krzyż i cierpienie. Jednocześnie dlatego jest nam potrzebny Bóg. Jedynie On zdolny jest bowiem wydobyć nas z cierpienia i krzyża. Tylko Bóg wnosi w nasze życie to, co nazywa się momentem nadziei. Bowiem życie człowieka jest paradoksem. Ono jest zbudowane z dwóch przeciwstawnych sobie momentów. Z jednej strony, na świecie sprawiedliwości nie ma, nie było i nie będzie, a z drugiej strony – człowiek ma się zachować tak, jak mówiono już w starożytności. Lepiej jest niesprawiedliwość cierpieć, niż niesprawiedliwość popełniać. Dlatego tylko chrześcijaństwo jest zdolne odkryć to do końca i pokazać człowiekowi, dlaczego tak jest. Jest zdolne pokazać, że te dwa elementy trzeba w swojej egzystencji uniesprzecznić. Pamiętam, że wtedy chciałem we wrocławskiej katedrze to powiedzieć.
Spoglądając na minione ćwierć wieku, w jaki sposób mógłby Ksiądz Biskup porównać posługę biskupią sprzed 25 lat z obecną?
– Jest bardzo wiele różnic. Wiele się w tym czasie zmieniło, również moja sytuacja i miejsce. Wtedy byłem biskupem pomocniczym. Miałem świadomość, że w ostateczności nie ja ponoszę odpowiedzialność za decyzje. Nie że nie ponoszę odpowiedzialności za swoje decyzje. Tylko za te decyzje, które się rozgrywają w życiu Kościoła. Ponieważ za nie był odpowiedzialny ktoś inny – ordynariusz, biskup danego miejsca. To była taka sytuacja, powiedziałbym troszkę ochronna. Wystarczyło się tylko wczytać w myśl ordynariusza, przyznać mu rację i to realizować w jego imieniu. Dzisiaj natomiast ta rola radykalnie się odwróciła. Dziś cokolwiek robię, towarzyszy mi brzemię odpowiedzialności – za Kościół bydgoski, czy nawet jeszcze w szerszym wymiarze. To już nie jest takie proste. Nawet po podjęciu decyzji człowiek ma pewne wątpliwości, czy słusznie postąpił, czy nie wycofać się lub czegoś nie skorygować.
Ci, którzy Księdza Biskupa znają, pracują blisko, wiedzą o zamiłowaniu do czytelnictwa. Księdza biblioteka to tysiące książek. Po które sięga Ksiądz najczęściej? Może są ulubieni autorzy? Jaką literaturę Ksiądz Biskup poleca?
– Nie mam ulubionej, wyjątkowej pozycji książkowej. Człowiek sięga po to, co jest w danej sytuacji potrzebne. Po to, gdzie spodziewam się, że mogę znaleźć odpowiedzi na te problemy, które rodzą się i domagają rozwiązania. Za swojej młodości czytałem plejadę wielkich teologów niemieckich – Ratzingera, Grillmeyera, Schneidera czy francuskich – Congara, de Lubaca oraz Guardiniego. Ich dzieła są tak dokładnie pisane, że do dzisiaj nie straciły nic na swojej aktualności. W tym momencie rodzi się również miejsce i czas na spotkanie z Janem Pawłem II czy Benedyktem XVI. Uważam, że ci dwaj papieże wciąż są nieodkryci. Myślę, że zrodzi się nowa sytuacja, gdzie w pełni będzie można odczytać wielkość ich myśli.
Wielu Czytelników na pewno interesuje, jak wygląda dzień z życia Biskupa? Czy poza obowiązkami ma Ksiądz Biskup jakieś hobby?
– Trudno mówić o rozróżnieniu czasu przeznaczonego na zajęcia oraz na ich brak. Pewnie przez zajęcia rozumie się to, co jest wpisane jako obowiązek w kalendarzu. Są to najczęściej wizyty duszpasterskie, wizytacje, bierzmowania, uczestnictwo w takich czy innych uroczystościach. Jest czas, kiedy przychodzą zaproszenia, że musiałbym w godzinie lub w tym samym czasie przebywać w kilku miejscach. Więc czasami jest niemożliwe, aby to spełnić. Natomiast poza tego typu wpisami w kalendarz jest czas, aby do tych zajęć się przygotować. Są rzeczy zaplanowane za miesiąc, ale dzisiaj trzeba usiąść, coś przeczytać. Dzisiaj trzeba przerzucić te książki, artykuły, aby wydobyć materiały, które pozwolą ułożyć nawet te krótkie wystąpienia.
Osobiste życzenia, pragnienia na kolejne lata posługi...
– Życzenie jest chyba jedno, aby wciąż mieć w sobie nowe możliwości i zdolności, które pozwolą łatwiej uchwycić rzeczywistość. Po to, by jeszcze skuteczniej można było wyjść naprzeciw tym wyzwaniom, które ta rzeczywistość niesie. Po to, aby być jeszcze bardziej przekonującym, że to, co proponuje nauka Kościoła, nauka chrześcijańska, jest naprawdę ważne. Pokazać, że jest to jedyna recepta na życie.
Bp Jan Tyrawa urodził się 4 listopada 1948 r. na Dolnym Śląsku (Kuźnice Świdnickie k. Wałbrzycha, obecnie Boguszów-Gorce). Od roku 1973 był księdzem archidiecezji wrocławskiej, a od 1988 jej biskupem pomocniczym. Ojciec Święty mianował go 24 lutego 2004 r. ordynariuszem diecezji bydgoskiej.