Kasztanowiec już dawno stoi goły, a na mojej brzozie liście trzymają się dzielnie. Pozwalają przeniknąć tylko jednemu programowi, dzięki czemu chcąc usłyszeć czasem co nieco o świecie, trafiam na rzeczy, których sama nigdy bym nie szukała.
W ten właśnie sposób dane mi było słuchać programu, w którym prawnik, psycholog i ofiara rozmawiali o pedofilii. I w ten sposób przekonałam się, jak wielkie spustoszenie w człowieku może zrobić ten grzech.
Rozmowę zaczęli pan prawnik z panią psycholog. Mówili o konieczności nieuchronności kary (ileż razy to słyszymy w różnych kontekstach!), ale dyskutowali też o tym, że pedofilia jest zaburzeniem i o tym, jaką pomoc powinni uzyskać pedofile. I wtedy głos zabierała pani – ofiara pedofila. A mnie robiło się zimno.
Z całą delikatnością podejść trzeba do ogromu krzywdy, która się stała. Ale równie przerażająca jak owa krzywda jest nienawiść z tej krzywdy zrodzona. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś reagował tak emocjonalnie i z taką agresją na samo tylko umieszczenie słów „pedofil” i „pomoc” w jednym zdaniu. Pani przerywała, nie dopuszczała do głosu, reagowała na skraju histerii. Miała rację – trzeba mówić o ofiarach. Ale też i nie miała racji – bo jeśli dziś ludzie, którzy mają skłonności seksualne w kierunku dzieci, a nie podejmują żadnej aktywności w tym kierunku, nie otrzymają stosownej i profesjonalnej pomocy, za chwilę ofiar będzie jeszcze więcej i więcej.
Zło i grzech nigdy nie pozostają osobiste. Zło i grzech nie ranią tylko dwóch osób. Zło i grzech roznoszą się jak gruźlica, budząca się po latach, pustosząca organizm i zarażająca następnych. Zło i grzech nie tylko samego grzeszącego, ale i ofiarę mogą zarazić, mogą zamknąć go na miłość, mogą sprawić, że ważne będzie tylko „ja” i kara, tylko „ja” i zemsta.
Trudno jest winić o cokolwiek kobietę, którą w dzieciństwie krzywdził ktoś z bliskiej rodziny. Może nawet trudno jest się jej dziwić. Ale też trudno nie zastanowić się nad przerażającym mechanizmem zła i nie pomyśleć nad tym, jak ważne jest, by nie stracić czujności ani na chwilę. By nie dać ani palca. Non possumus.
A wszystko to przez jedną brzozę, która za oknem rozrosła się zbyt mocno…