Logo Przewdonik Katolicki

Powód do dumy

Kamila Tobolska
Fot.

ZBrygidą Grysiak, autorką książkiWybrałam życieRozmawia Kamila Tobolska

Z Brygidą Grysiak, autorką książki Wybrałam życie Rozmawia Kamila Tobolska

 

Twoja najnowsza książka Wybrałam życie nieprzypadkowo ma swoją premierę w okolicach Dnia Matki. Jej bohaterki to w końcu, jak napisałaś we wstępie, „matki wszechmogące”. One zdecydowały: mimo wszystko urodzę to dziecko. Skąd pomysł na zebranie takich niezwykłych ludzkich historii?

− Miałam poczucie, że w debacie o aborcji i obronie życia brakuje głosu kobiet, które ten wybór mają już za sobą – takich, które wybrały życie. One naprawdę wiedzą, o czym mówią. Bo to przeżyły. Dlatego oddałam im głos. Te przeintelektualizowane dyskusje o prawie kobiety do stanowienia o własnej macicy czasami nijak mają się do rzeczywistości. Dlatego zaczęłam szukać matek, które zdecydowały, że urodzą, mimo naprawdę trudnych, dramatycznych okoliczności. Znalazłam je, zapytałam, jak to było. I czy dzisiaj nie żałują. Nie żałują. Żadna z nich nie żałuje.

 

Stawiasz swoim rozmówczyniom trudne pytania o ich życie. Czasem chyba niełatwo było im na nie odpowiadać?

− To były trudne rozmowy. Przede wszystkim dla moich bohaterek, ale nie ukrywam, że także dla mnie. Zależało mi na tym, żeby ta książka była uczciwa. Bez koloryzowania. Żadna z nich nie żałuje, że urodziła. Ale żadna też nie mówi: jeśli urodzisz – będzie super, wszystkie problemy znikną. One mają dzisiaj pod górkę. Z różnych powodów. Ale ciągle mówią, że warto postawić na życie. Są szczęśliwe. I dumne ze swoich dzieci.

 

Promocji książki towarzyszy hasło: „Aborcja to nie jest powód do dumy”. Zupełnie co innego próbuje nam się dzisiaj wmówić...

− Książka powstała jeszcze zanim kolejne znane kobiety zaczęły publicznie przyznawać się do aborcji. Niektóre mówiły, że się cieszą z usuniętych ciąż. To mnie przeraża. I nie umiem tego zrozumieć. Stąd wzięło się to hasło. Aborcja to jest zawsze dramat kobiety. To nigdy nie jest powód do dumy. Powód do dumy mają bohaterki mojej książki. Niektóre nie miały gdzie mieszkać, co jeść, nie miały wsparcia, bo facet poszedł sobie precz, albo został i bił, a mimo to nie zabiły swojego dziecka. Zawalczyły o nie i o siebie. Ciągle walczą. Żeby je dobrze wychować. A za kobiety po aborcji trzeba się modlić, bo one naprawdę potrzebują pomocy. Nie potępiać. Próbować zrozumieć i podać rękę.

 

A jak docierałaś do swoich bohaterek?

− To była trudna praca. Szukałam ich w ośrodkach adopcyjnych i domach samotnych matek w całym kraju. Przez policję próbowałam też dotrzeć do kobiet, które zdecydowały się zostawić swoje dziecko w oknie życia. Przyznam, że z tym było najtrudniej. Znalazła się jednak Krystyna. Aż w Szczecinie.

 

I to od jej historii zaczyna się książka, prawda?

− Tak, bardzo mi na tym zależało. Bo od tego spotkania zaczęłam moją przygodę z tą książką. Chciałam też, żeby całość kończyła się historią Weroniki. Bo w jej opowieści może się odnaleźć wiele młodych dziewczyn. Tu nie ma wielkiego dramatyzmu, nie ma biedy, jest kochający chłopak. Weronika jest u progu dziennikarskiej kariery, właśnie ma rozpocząć prestiżowy staż i dowiaduje się, że jest w ciąży. To wybór: dziecko czy kariera? Weronika się nie waha. Boi się, ale jak mówi, o aborcji nigdy by nie pomyślała. I nie dlatego, że tak każe Kościół, ale dlatego, że tak podpowiada miłość. Silniejsza niż strach. Dziś Weronika jest szczęśliwą żoną i matką dwóch wspaniałych chłopców. Jej opowieść to dowód na to, że życie układa nam się czasami lepiej, niż byśmy je sami poukładali. I że wszystko jest po coś.

 

Jak zresztą chyba każda z tych opowieści. Wszystkie wzruszają, ale przyznam, że to, czego doświadczyła Agnieszka, jest dla mnie nie do wyobrażenia...

− To faktycznie szczególnie poruszająca historia. Agnieszka przez kilka lat była katowana przez swojego konkubenta. Kiedy zaszła w drugą ciążę, bała się, że gdy urodzi dziecko, to on ją zabije. Zdecydowała się na nielegalną aborcję. Kiedy dotarła do Warszawy na umówioną wizytę, okazało się, że zabieg podrożał, a ona nie miała więcej pieniędzy. 200 złotych zadecydowało o tym, że jej druga córka żyje. Agnieszka uciekła z domu. Tułała się po domach samotnej matki. Dziś mieszka ze swoimi dwiema córkami we własnym, skromnym, ale bardzo zadbanym mieszkaniu. Mają spokój i bardzo ciepły, rodzinny dom.

 

Czytelnicy książki będą też zapewne zszokowani faktami z życia Darii.

− Kiedy do niej jechałam, wiedziałam tylko tyle, że kiedyś mieszkała w domu samotnej matki i że stanęła przed wyborem: urodzić czy nie. Słuchając jej opowieści w maleńkiej kuchni, w której bawiły się jej dwie córeczki, usłyszałam, że pracowała w agencji towarzyskiej i tam zaszła w ciążę. Nie wie, kto jest ojcem jej starszego dziecka. Nie miała też nikogo, kto mógłby albo chciałby jej pomóc. Daria ma w sobie ogromną siłę. Znalazła mężczyznę, który ją pokochał. Pokochał też jej córkę. Chcą się pobrać. Daria pomaga samotnym matkom. Przeszła prawdziwą przemianę. To bardzo budujące.

 

Wyjątkową bohaterką jest też Anna...

− To starsza już pani profesor. Ona, jako jedyna z moich rozmówczyń nie stanęła przed wyborem: urodzić czy nie. Nie wiedziała, że jej córka urodzi się chora. Miała czterdzieści lat, w rodzinie krążyły różne choroby genetyczne, ale oni z mężem bardzo chcieli mieć drugie dziecko. I nie chcieli wiedzieć, czy urodzi się chore. Urodziła się Celinka z zespołem Downa. Dziś to 23-letnia, cudowna dziewczyna. Ich rodzinne zdjęcia aż kipią szczęściem. Anna opowiada, dlaczego życie z Downem jest piękniejsze od życia bez niego. O Celi mówi, że jest po prostu mniej zdolna. I zwraca uwagę, że o mniej zdolnych dzieciach w szkole nie myśli się ani nie mówi, że powinny nie żyć. Ja nigdy nie zapomnę, jak Cela z dumą prezentowała przede mną kolekcję taśm wideo i z rozbrajającą szczerością opowiadała mi, że najbardziej lubi filmy amerykańskie. I te o miłości.

 

Twoje bohaterki nie są świętymi kobietami. To jednak nie przeszkoda, by dobrze wybrać, prawda?

− Co więcej, one nie wszystkie są katoliczkami. Niektóre z nich otwarcie krytykują Kościół, inne od lat praktykują jogę i w medytacji szukają równowagi. Jak Anna właśnie. Historie moich bohaterek przeczą nieprawdziwej tezie, że po stronie życia stoją tylko przedstawiciele „katolickiego ciemnogrodu” i „moherowych beretów”. Po stronie życia stoją ludzie przyzwoici. Bez względu na religię i poglądy. Chciałabym, żeby ta książka trochę „odczarowała” debatę na temat aborcji.

 

Dość dokładnie przybliżasz życiową sytuację swoich bohaterek, ich status materialny. Czy to nieprzerażające, że często pieniądze stanowią o naszych decyzjach?

− To prawda. Życie nie jest fair. Nie daje każdemu tyle samo. Ale tak naprawdę okazuje się, że decydujący jest zawsze czynnik ludzki. Przecież gdyby Krystyna nie usłyszała od właściciela mieszkania, że jej rodzina będzie musiała się z niego wynieść, kiedy urodzi piąte dziecko, a była zima i nie mieli pieniędzy na życie, to nigdy nie zaniosłaby córeczki do okna życia. Dalej, gdyby na jej drodze nie pojawił się ksiądz, który zobaczył, jak klęczy przy tym oknie, nie mogąc rozstać się ze swoją córeczką i nie powiedział: „Pomożemy pani”, to mogło być dużo gorzej. A tak, Ania wróciła do domu. Kiedy słucha się takich historii, to warto zrobić rachunek sumienia. Czy ktoś obok: moja córka, synowa, sąsiadka, pracownica czy koleżanka ze studiów nie potrzebuje pomocy? Bo zwykle to człowiek nie jest fair wobec drugiego człowieka. I to możemy zmienić. To jest zadanie dla każdego z nas. I dla mnie. I dla Ciebie.

 

Kiedy zbierałaś materiały do książki sama byłaś świeżo upieczoną mamą. Narodziny Antosia na pewno miały wpływ na jej powstawanie…

− To był dodatkowy argument, który zdecydował o tym, że zajęłam się tematem obrony życia. Jedna z moich bohaterek zapytała mnie nawet: „Po co młodej, szczęśliwej mamie takie emocje? Takie dramaty?”. Odpowiedziałam jej, że dopiero teraz czuję, ile waży życie. Wcześniej tylko wiedziałam, teraz to czuję.

 

Zapewne rozmowy, które przeprowadziłaś na potrzeby książki były bardzo trudne?

− To prawda. One, można powiedzieć, „przeorały” mi psychikę. Dotknięcie takich problemów i dramatycznych wyborów jest zawsze powodem do autentycznej refleksji nad życiem. Czasami wracałam do domu i płakałam jak dziecko. Zawsze pytając siebie, co mogę dla nich zrobić?

 

Z myślą o kim ją pisałaś? Jak sobie wyobrażasz jej czytelnika?

− Książka trafi pewnie do ludzi w różnym wieku, ale przyznam, że pisałam ją z myślą o młodych dziewczynach i młodych chłopcach. Mam wprawdzie nadzieję, że nigdy nie otrą się o tak dramatyczne sytuacje i wybory, jak moje bohaterki, ale chciałam, żeby wiedzieli, że nieplanowana ciąża nie jest końcem świata. Że można i trzeba podjąć odpowiedzialną decyzję. Za życiem – nie odbierając dziecku prawa do pierwszego krzyku i pierwszych promieni słońca. Że nie ma takich trudności, których nie można pokonać. I że razem jest łatwiej, dlatego chłopak nie może po prostu znikać. Bo dziecko nie prosi się na świat. Ktoś je na ten świat zaprasza. I to jest zaproszenie od dwojga ludzi, a nie tylko od kobiety. Marzę, żeby moja książka działała w myśl zasady: słowa uczą, przykłady pociągają. Moje bohaterki to wspaniałe kobiety. Silne i mądre, choć niektóre skończyły tylko podstawówkę.

 

Nie mogę nie zapytać też, jak to jest być w TVN dziennikarką o katolickich poglądach?

− Zupełnie normalnie. W TVN24, jak wszędzie, są ludzie o różnych poglądach. Zapewniam jednak, że nie jestem w redakcji samotną wyspą (śmiech). A poza tym, nie chodzi przecież o to, żebyśmy nieśli swoją religię na sztandarze. Chodzi o to, żebyśmy – gdziekolwiek jesteśmy i cokolwiek robimy – robili to jak najlepiej umiemy. Żebyśmy – gdziekolwiek jesteśmy i cokolwiek robimy – byli świadkami Ewangelii.

 

 



Brygida Grysiak − dziennikarka TVN24, autorka książki Najbardziej lubił wtorki. Opowieść o życiu codziennym Jana Pawła II – wywiadu rzeki z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, przetłumaczonym na 5 języków, współautorka książki Kobiety w życiu Jana Pawła II oraz   Wybrałam życie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki