Logo Przewdonik Katolicki

Muszę czytać znaki czasu

Magdalena Guziak-Nowak
Fot.

Z bp. Józefem Guzdkiem, biskupem polowym Wojska Polskiego, rozmawia Magdalena Guziak-Nowak

 Z bp. Józefem Guzdkiem, biskupem polowym Wojska Polskiego,  rozmawia Magdalena Guziak-Nowak

 

 

Gdyby miał dziś Ksiądz Biskup 20 lat, czy zasiliłby szeregi armii zawodowej?

– Pani redaktor, mam już prawie 55 lat. Wracając myślą do czasów mojej młodości, wspominam przede wszystkim dzień moich święceń kapłańskich, by odnowić złożone w tym dniu przyrzeczenia. Wspominam też dzień wstąpienia do seminarium duchownego, bo podjęta wówczas decyzja ukształtowała moje życie. Nie da się go na nowo zaplanować, bo w większej części jest już zrealizowane. Żyję więc chwilą obecną – skoro Pan Bóg teraz wyznaczył mi miejsce duszpasterskiej posługi wśród żołnierzy i funkcjonariuszy innych służb mundurowych oraz ich rodzin, przyjąłem to w pokorze i z wielkim zaufaniem.

 

Św. Paweł mówi, że trzeba wziąć udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa. Jaka jest różnica między posługą na froncie wiary, którą pełnił Ksiądz jako biskup diecezjalny, a posługą na tym froncie, na którym Ekscelencja znalazł się teraz?

Choć w przypadku biskupa polowego metafora chrześcijanina-żołnierza sama się nasuwa, warto pamiętać, że nie jest to jedyny obraz opisujący człowieka wiary. Pozostając jednak przy porównaniach militarnych, mógłbym powiedzieć, że ciągle jest to ten sam front – głoszenie Ewangelii i służenie Kościołowi. Dla mnie najważniejsza jest troska o umocnienie więzi z Chrystusem, o formację wewnętrzną i pogłębianie motywacji religijnych. Jeśli duchowo jesteśmy mocni, mamy świadomość wyboru i posłania, to wtedy – niezależnie od tego, gdzie nas posyła „Najwyższy Dowódca” – wszędzie czujemy się potrzebni i wszędzie jesteśmy u siebie. Człowiek religijny mówi Bogu, że jest do Jego dyspozycji, jak Maryja w czasie Zwiastowania. Jeśli zabrakłoby nam wiary i motywacji religijnych, mielibyśmy trudność w odnalezieniu się w zaistniałej sytuacji.

 

Jak zazwyczaj wygląda dzień biskupa polowego?

Ktoś poszerzył kiedyś teologiczną definicję biskupa, mówiąc, że biskup to ciało, dusza i kalendarz. Ten ostatni mam wypełniony po brzegi. Np. do końca stycznia chcę się spotkać ze wszystkimi kapłanami diecezji polowej w kilku rejonach Polski. Odprawię z nimi Mszę św. i wygłoszę kazanie, w którym powiem o moich planach i oczekiwaniach; będzie też okazja do indywidualnych rozmów. Chcę przez to dać sygnał, że są moimi najważniejszymi współpracownikami, bo to oni trwają na pierwszej linii frontu. Mam dla nich czas teraz, na początku, i będę miał zawsze. Każdemu podam numer mojego telefonu komórkowego, aby o dowolnej porze mógł zadzwonić do swojego biskupa. Natomiast od lutego zamierzam wyruszyć w Polskę, by dotrzeć do wszystkich parafii, poznać świątynie, zaplecze duszpasterskie i spotkać się z kapłanami w miejscach ich posługi.

 

Jakie są te plany i oczekiwania oraz co chciałby Ksiądz Biskup zaakcentować w swej posłudze?

– Przede wszystkim chodzi mi o to, byśmy coraz bardziej stawali się uczniami Chrystusa. Bo żeby komuś coś dać, trzeba to najpierw samemu posiąść. Mając doświadczenie spotkania z Bogiem, można później dawać o tym świadectwo. To jest podstawa. Nie możemy ograniczyć się tylko do słów. Mówiąc o wartościach ewangelicznych, trzeba żyć nimi na co dzień.

Służba kapelana wojskowego to specyficzny rodzaj powołania kapłańskiego. Do pracy z mundurowymi trzeba mieć szczególne predyspozycje i charyzmat. To zupełnie inna posługa niż np. w parafii terytorialnej. Duszpasterzując kilka lat w jednej parafii, kapłan ma szanse nawiązać bliskie relacje z parafianami, dobrze ich poznać, zaprzyjaźnić się. Tymczasem kapelani wojskowi częściej zmieniają miejsca posługi. Trzeba więc mieć specyficzną zdolność, by spotykać się ciągle z nowymi ludźmi i nieść im Chrystusa. W wojsku jest też większe zapotrzebowanie na duszpasterstwo indywidualne. Trzeba uwzględnić częste rotacje związane z wyjazdami na misje pokojowe oraz specyfikę posługi duszpasterskiej w realiach wojny. Wspomnę też o posłudze kapelana na okręcie wojennym wśród marynarzy, którzy na kilka miesięcy wypływają w morze.

 

Czy zdiagnozował już Ksiądz Biskup stan duszpasterstwa wojskowego?

– Zbyt krótko jestem biskupem polowym, by mieć pełną jego diagnozę. Owszem, docierają do mnie informacje i opinie, ale chcę samemu niejako „dotknąć” rzeczywistości, widzieć ją na własne oczy i słyszeć na własne uszy. Na to zaś potrzeba czasu.

 

Czyli na razie nie należy spodziewać się żadnych zmian?

– Tak, bo nie można ich wprowadzać bez gruntownego rozpoznania sytuacji. Jeśli chodzi o różne formy duszpasterstwa, w pierwszym roku mej posługi nie zamierzam niczego reformować. Konieczne zmiany, które przyniesie życie, będą wprowadzane, ale bez rewolucji. Najpierw chcę poznać, jak to wszystko funkcjonuje.

 

Zatem raczej defensywa niż ofensywa?

– Żadna defensywa! Od początku jestem w ofensywie. Najpierw, w okresie przedświątecznym spotykałem się z wieloma środowiskami mundurowych. 8 stycznia zaprosiłem do siebie księży dziekanów, którzy odpowiadają za poszczególne rejony diecezji polowej i różne rodzaje służb mundurowych. Każdego dnia spotykam osoby związane z duszpasterstwem wojskowym i – jak to już wcześniej wspomniałem – będzie tak nadal. A przecież każde spotkanie z drugim człowiekiem jest twórcze.

 

Jaki będzie styl duszpasterstwa nowego biskupa polowego? Czy zamierza się Ksiądz Biskup wzorować się na którymś z poprzedników?

– Dobrze jest znać historię. Będę się starał ją zgłębiać. Wiem, że wiele osób kładło fundamenty pod duszpasterstwo wojskowe, poczynając od abp. Stanisława Galla. Nieoceniony wkład w zbudowanie struktur Ordynariatu Polowego ma abp Sławoj Leszek Głódź. Nisko chylę głowę przed dokonaniami moich poprzedników. Jednakże muszę czytać znaki czasu i widzieć służby mundurowe w roku 2011. Wiele się zmieniło i nadal zmienia. Z armii, która jeszcze niedawno liczyła ok. 400 tys. żołnierzy, pozostało 100 tys. żołnierzy zawodowych. W Narodowych Siłach Rezerwowych służyć ma dodatkowo 20 tys. żołnierzy. Poza tym żołnierze zawodowi przychodzą do pracy, wykonują swoje obowiązki i wracają do swoich rodzin. Nie ma już wojska z poboru, które zapełniało koszary także w soboty i niedziele. Wszystko to trzeba uwzględnić w planowaniu duszpasterstwa i w samej posłudze kapelana.

 

A czy żołnierze chcą się formować, korzystają z duszpasterstwa wojskowego?

Podczas grudniowego pobytu w Afganistanie w bazie Ghazni pewien żołnierz powiedział mi, że tam niebo jest bliżej ziemi, a sprawy boskie bliższe człowiekowi. Kapelani zaś są tak potrzebni jak codzienny chleb. Ta krótka wypowiedź świadczy o tym, jak ważna jest posługa duchowa kapłana. Nieocenione jest ich zapewnienie o modlitwie, rozmowy podnoszące na duchu i odbudowujące nadzieję.

8 grudnia w podziemiach katedry polowej Wojska Polskiego w Warszawie otwarto muzeum, które pokazuje ponad tysiącletnią historię związku kapelana z żołnierzem. Okazuje się, że wszystkie ważne wydarzenia, wyprawy wojenne zaczynały się od modlitwy. Kapelani towarzyszyli żołnierzom w miejscach chwały, ale byli także obecni w więzieniach, łagrach i miejscach zesłań. To, co piękne i szlachetne, rodzi się z ducha, więc potrzebny jest duchowny. A gdy jest gorycz i porażka? Wówczas kapelan musi podnieść na duchu, mówiąc: jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?

 

Czy wojsko prowadzi statystykę, „ewidencję” żołnierzy-katolików?

Nie, ponieważ wielu wojskowych wraz ze swoimi rodzinami dokonuje wyboru pomiędzy parafią wojskową a cywilną, prowadzoną przez diecezje. Nierzadko dużą rolę odgrywa tu położenie kościoła i jakość duszpasterskiej posługi. Natomiast trudno zliczyć indywidualne rozmowy i posługę duszpasterską, o które żołnierze proszą w swoich jednostkach, nie mówiąc już o misjach pokojowych.

 

Władze państwowe interesują się kondycją duchową naszego wojska?

– Niewątpliwie tak. Tym, którzy są odpowiedzialni za różne obszary życia społecznego i zawodowego zależy na tym, by człowiek był wewnętrznie dobrze ukształtowany, by miał prawe sumienie. Pamiętam np. wiele rozmów z rektorami krakowskich świeckich uczelni. Wielokrotnie mówili, że bardzo zależy im na tym, aby duszpasterz akademicki pomógł studentom wygrać ich życie, by był dla nich drogowskazem, by młodzi nie tylko zdobyli dyplom ukończenia wyższej uczelni, ale też rozwinęli się duchowo. Podobnie jest z wojskiem.

 

Jak katolik powinien patrzeć na współczesne wojny? Czy udział w nich polskich wojsk jest powodem do chluby czy wstydu?

– Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że zadaniem kapłana jest być tam, gdzie jest człowiek. Gdy Polacy emigrowali masowo na Zachód Europy, spotykałem się z zarzutami, że Kościół nic dla nich nie robi. A przecież Kościół niejako razem z nimi emigrował, posyłając duszpasterzy. Duchowni w różnych ośrodkach polonijnych pomagali rodakom wytrwać w wierności Chrystusowi i Ewangelii oraz bronić na obczyźnie wartości wyniesionych z katolickich domów. Tak samo patrzę na duszpasterstwo wojskowe. Nigdy nie będę zabierał głosu i dyskutował na temat politycznych decyzji władz. Zawsze będę zabierał głos w sprawie człowieka. Powtarzam za Janem Pawłem II, że wojna niczego nie rozwiązuje. A my, kapłani, mamy wewnętrzny obowiązek, by być razem z żołnierzami, towarzyszyć im i ich wspierać.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki