Ewa i Maciej Hudziakowie za kilka miesięcy będą świętować 10. rocznicę ślubu. On pochodzi z Pawłowa Skockiego, maleńkiej wioski leżącej pod Gnieznem, i jest projektantem programistą w dziedzinie automatyki. Ona od dziecka mieszka w Poznaniu. Pracowała jako nauczycielka, a teraz zajmuje się wychowywaniem córek: 6-letniej Gabrysi, 4-letniej Basi i półrocznej Tosi. − Postawiliśmy na rodzinę. Sądzę, że największy kapitał, jaki można przekazać dziecku to miłość w domu − mówi Ewa. Od kilku lat mieszkają na obrzeżach centrum Poznania, tuż przy kościele Matki Boskiej Bolesnej. − Taka bliskość kościoła mobilizuje − z uśmiechem stwierdzają małżonkowie. Angażują się w życie swojej parafii, jak i poza nią − w prace Duszpasterstwa Rodzin, w ramach którego Ewa od kilku lat przygotowuje narzeczonych do sakramentu małżeństwa.
Wspierana przez męża
Poznali się w 1999 r. na pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Oboje kończyli wtedy studia.
– Ani ja, ani mąż nie przypuszczaliśmy wówczas, że będziemy małżeństwem. To chyba dlatego, że mąż był małomówny – wspomina Ewa. Po pielgrzymce wybrali się z grupą paru osób na kilka dni w góry. − Wydawało mi się, że po tym wyjeździe nasza znajomość się zakończy. Tym bardziej, że wyjechałam na półroczne stypendium do Niemiec. Paradoksalnie jednak, ta rozłąka pozwoliła nam się do siebie zbliżyć − przyznaje. To bowiem listy przesyłane drogą mailową pozwoliły Maciejowi się otworzyć. − Podając więc własny przykład, wyjaśniam przychodzącym do poradni narzeczonym, że warto znać różnice temperamentów. To bardzo ułatwia życie – stwierdza Ewa. Warto też, będąc we dwoje, wspierać się w pielęgnowaniu swoich talentów. Takie oparcie w swojej żonie znajduje Maciej, który jeszcze jako młody chłopak grał na gitarze. − Podczas modlitwy we Wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym prosiłem jednak o dar, którym mógłbym służyć w parafii. Otrzymałem natchnienie, aby uczyć się gry na organach − wyznaje. Później był organistą w swojej rodzinnej parafii w Rejowcu. Po ślubie grał natomiast w kościele w Rogalinku, a i teraz zdarza mu się zastępować kolegów w różnych parafiach.
Aby dobrze przygotować się do małżeństwa, Ewa i Maciej postanowili ukończyć podyplomowe Studium Rodziny na Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. − Razem uczyliśmy się nowoczesnych metod rozpoznawania płodności. To bardzo ważne, aby małżonkowie mieli wspólny system wartości − zauważa Ewa. Razem jeżdżą też na rekolekcje i spotkania formacyjne, ale to ona lepiej czuje się w roli mówcy, dlatego prowadzi poradnię dla narzeczonych w jednej z poznańskich parafii, a także głosi katechezy przedmałżeńskie, w czym mąż ją wspiera. W czasie tych spotkań mówi przyszłym małżonkom o różnicach w przeżywaniu miłości i o różnorakich trudnościach, z jakimi będą się musieli, być może, zmagać w małżeństwie. A tych przecież nie brakuje, czego Ewa i Maciej sami doświadczyli.
Dziękujemy Bogu za Bogusia
Ich pierwszym dzieckiem był Boguś. Kiedy się urodził w styczniu 2003 r., lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. – Pierwszą informacją, jaką nam przekazali, było to, że synek ma tak poważną wadę serca, iż jego śmierć jest tylko kwestią godzin. Rozpoczęła się walka o jego życie. To, że miał równocześnie zespół Downa, nie było dla nas aż takim problemem, chociaż nie ukrywamy, że był to dla nas szok. Baliśmy się tego, w jakim stopniu nasz synek będzie niepełnosprawny umysłowo − wspominają rodzice. Boguś urodził się także z całym „pakietem” wad towarzyszących. Wskutek jednej z nich, gdy miał dwa tygodnie, amputowano mu prawą nóżkę. Wymagał także ciągłej tlenoterapii, co doprowadziło do pojawienia się zaćmy, nieoperacyjnej z powodu wady serca. − Ta trudna sytuacja bardzo nas jednak wzmocniła jako małżonków − przyznają. − Kiedy było nam szczególnie ciężko, staraliśmy się po prostu zaufać Bogu, przyjąć, że ma On wobec nas dobry plan. A tego, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, dowiemy się przecież dopiero w wieczności − podkreśla Maciej.
Po czterech miesiącach pobytu w szpitalu, gdzie Boguś był karmiony przez sondę, młodzi małżonkowie zabrali go do domu. Będąc pod opieką domowego hospicjum, zaczął zdrowieć, pić z piersi i „schodzić z tlenu”. Aż nadszedł taki moment, kiedy Hudziakowie zaczęli normalnie funkcjonować jako rodzina. Tym bardziej, że gdy Boguś miał dwa latka, Ewie i Maciejowi urodziła się Gabrysia, a dwa lata później − Basia. − Nasz synek zaczął też chodzić do przedszkola, złapał jednak jakąś infekcję i ponownie trafił do szpitala. Tam zupełnie nagle zmarł, choć wcześniej nastawiano nas na to, że za kilka dni wróci do domu − opowiada Ewa dodając, że w tych najcięższych pierwszych chwilach po śmierci synka młodsze córki sprawiły, iż starali się normalnie funkcjonować, co było tym trudniejsze, że Basia trafiła wówczas do szpitala z tą samą infekcją. − Dziękujemy Bogu za Bogusia, za to, że był nam dany na wychowanie i mogliśmy się nim cieszyć przez 5 lat − dopowiada Maciej. − Przez całe życie wypowiadamy w modlitwie Ojcze nasz słowa: „Bądź wola Twoja”. Nie wypadało się więc w tym momencie buntować, tylko konsekwentnie przyjmować wolę Bożą i za nią dziękować. Dziękowaliśmy ze łzami w oczach i na kolanach, ale to nam dawało dużo siły − wyznaje Ewa i dodaje, że wiara w to, że „po każdym Wielkim Piątku przychodzi Wielkanoc” pozwoliła im przetrwać śmierć dziecka. − Cały czas czujemy jego wstawiennictwo. Mamy w nim swojego orędownika w niebie – przyznają wspólnie małżonkowie. Podkreślają też, że oprócz oparcia w Bogu, doświadczyli również wsparcia ze strony wielu życzliwych osób. − To, że Boguś był z nami, dla wielu z nich było okazją do dobrych uczynków − zauważa Maciej.
Znaleźliśmy miejsce dla siebie
Wśród osób, które w tych trudnych chwilach wspierały rodzinę Ewy i Macieja, byli także ich znajomi z ruchu duchowości małżeńskiej Equipes Notre-Dame. Trafili do niego 4 lata temu, jeszcze kiedy żył Boguś. Oboje, jak wspominają, przed ślubem byli zaangażowani w Odnowę w Duchu Świętym, ale jako małżonkowie szukali dla siebie nowego miejsca. Mieli bowiem świadomość, że zaangażowanie w ramach Duszpasterstwa Rodzin na rzecz innych może prowadzić prędzej czy później do „wypalenia”. – Zależało nam na wspólnocie, która będzie dawała nam siłę. Zresztą to bardzo ważne, aby małżonkowie wzrastali razem. Wiedziałam, chociażby z przykładu moich rodziców, że przynosi to ogromne owoce – zaznacza Ewa, której młodszy brat Piotr został księdzem. Przyznają również, że bardzo im odpowiada to, iż w tym ruchu kładzie się nacisk na indywidualną pracę małżonków, m.in. na regularną modlitwę i lekturę Pisma Świętego. Uczestniczą oczywiście również w rekolekcjach Equipes Notre-Dame. − Staramy się jeździć na nie w ciągu roku. Wzięliśmy sobie bowiem do serca słowa usłyszane podczas jednych z nich, że rekolekcje nie powinny być dla rodziny jedyną formą letniego wypoczynku − podkreśla Maciej. Dlatego w czasie urlopu zabiera rodzinę w góry czy na spływ kajakowy. − Staramy się czynnie wypoczywać, a jednocześnie zwiedzać Polskę, oczywiście dostosowując trasy naszych wypraw do możliwości dzieci − dodaje. Ewa i Maciej cieszą się też, że już niedługo dzieci podrosną na tyle, że podczas wakacji będą mogli wyruszyć na swój rodzinny spływ dwoma kajakami. − Jak Pan Bóg da − podsumowuje z uśmiechem Ewa.