31 sierpnia zakończyły się trzydniowe Archidiecezjalne Dni Katechetyczne. To dobra okazja, by przyjrzeć się pracy katechetów – misjonarzy polskich szkół.
W spotkaniu uczestniczyło 1300 nauczycieli religii z naszej archidiecezji. – Formacja wewnętrzna katechetów, choć przybiera różne kształty, jest obowiązkowa. Mówi o tym prawo oświatowe, zgodnie z którym nauczyciele powinni się troszczyć o podnoszenie swoich kwalifikacji – wyjaśnia ks. prof. dr hab. Tadeusz Panuś, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży w krakowskiej kurii. – Księża katecheci wyjeżdżają na rekolekcje, młodsi kapłani mają dodatkowe dni skupienia z wykładami, konferencjami. Siostry zakonne i osoby świeckie trzy razy w roku biorą udział w obligatoryjnych dniach skupienia i w czterodniowych rekolekcjach zamkniętych w Księżówce w Zakopanem.
O wysoki poziom nauczania dbają powołani biskupim dekretem wizytatorzy katechetyczni. Działają w ośmiu rejonach i sprawują pieczę nad blisko 200 katechetami. Hospitują lekcję i opiniują pracę katechetów, a opinie te są potrzebne do awansu zawodowego oraz przedłużenia misji kanoniczej.
By moc prowadzić katechezę, potrzebny jest dyplom z teologii. W ramach pięcioletnich studiów studenci zaliczają zajęcia z katechetyki. Jeśli chcą zostać nauczycielami, muszą – jak matematycy, geografowie czy historycy – ukończyć kurs pedagogiczny.
Tyle, jeśli chodzi o literę prawa.
Który lepszy?
Świecki czy osoba duchowna? – To pytanie jest źle postawione i przypomina dyskusję o tym, czy lepsza jest Wielkanoc, czy Boże Narodzenie – odpowiada ks. Panuś. – Zarówno świecki, jak i siostra zakonna czy ksiądz może być dobrym lub złym katechetą. Najważniejszy jest charyzmat, pasja, kreatywność, ciągłe szukanie nowych sposobów głoszenia prawdy. Możemy mieć świetnego wykładowcę akademickiego, który – gdyby poszedł nauczać katechezy – zamieniłby ją w imperium nudy. Piotr Dudzik, nauczyciel religii ze Świątnik Górnych, dodaje: – Ciekawa dla młodzieży może być katecheza prowadzona i przez świeckich, i przez duchownych. Świeccy mogą się podzielić swoim doświadczeniem z życia rodzinnego, a księża i siostry zakonne opowiedzieć o swoim powołaniu.
Walka o gimnazjalistów
Monika Rochowiak jest katechetką od 13 lat. Pracuje w Krakowie-Wróblowicach. Uczy głównie gimnazjalistów, ale także przedszkolaki oraz dzieci w podstawówce. Z każdymi pracuje się inaczej. – Myślę, że dzięki temu zachowuję psychiczną równowagę – mówi z uśmiechem. – Trudniej prowadzić katechezę dla gimnazjalistów. Zdecydowanie łatwiej jest być autorytetem dla małego dziecka. Młodzieży nie można niczego narzucać, bo się przeciwko temu zbuntuje. Są w wieku dojrzewania i wiele spraw postrzegają inaczej. Młodzi wszystko widzą w czarno-białych barwach, piętnują, co im się nie podoba, ale są osobami myślącymi – dzieli się swoim doświadczeniem. – Jest grupa młodzieży, która nie chce chodzić do kościoła, bo bycie katolikiem nie jest dzisiaj modne. Poza tym uważa, że ma bardziej interesujące możliwości spędzania wolnego czasu. Moją rolą jest zachęcanie, pokazywanie drogi do Boga oraz prawdziwych wartości, ale nic na siłę. Staram się to tak przekazywać, by uczeń przyjmował te prawdy. Ale młody człowiek musi czasami długo dojrzewać do wiary, do tego, by Pan Bóg stał się dla niego kimś ważnym. Jednak każdy zasługuje na to, by dać mu szansę. Dla Boga przecież nie ma nic niemożliwego. Dlatego nigdy nie neguję tych, którzy zadają pytania, choćby były one niewygodne. Jedyny warunek to kultura ich zadawania oraz odpowiedni czas, by nie rozbijać toku lekcji.
Fakty i mity
– W ciągu ośmiu lat pracy w gimnazjum i pięciu lat w podstawówce tylko kilkoro uczniów zrezygnowało z uczestnictwa w katechezie. Powodem było praktykowanie innego wyznania lub zdeklarowany ateizm. Pamiętam dziewczynę i chłopaka, którzy byli ateistami, ale chcieli przychodzić na religię jako wolni słuchacze (mieli możliwość spędzenia tego czasu np. w bibliotece, ale wybierali moje lekcje). Ich chodzenie na katechezę nie skończyło się wyznaniem wiary, ale widziałam, że zaczęli szukać. A kiedy pewnego dnia poprosiłam tego chłopaka, by narysował komiks do gazetki parafialnej, bo miał zdolności artystyczne, bardzo chętnie to zrobił – opowiada Monika Rochowiak. Podobne doświadczenia ma Paweł Dudzik: – W szkołach, w których pracowałem, tylko pojedynczy uczniowie nie chodzili na religię. Najczęstszą przyczyną było inne wyznanie lub deklaracja rodziców, że są niewierzący.
Ks. Panuś potwierdza te wnioski: – To, że bardzo wielu uczniów rezygnuje z katechezy, jest mitem. Kiedyś ze zdumieniem przeczytałem w „Tygodniku Powszechnym”, że z uczęszczania na katechezę w archidiecezji krakowskiej wycofało się o 12 proc. uczniów. Oznaczałoby to, że z religii rezygnowało 34 tys. młodych ludzi. To miasteczko wielkości Myślenic. Kiedy zapytałem redakcję, skąd ma takie dane, powołali się na „Gazetę Wyborczą”, ta zaś też nie potrafiła podać źródła tej wiadomości. W naszej archidiecezji na katechezę uczęszcza średnio 90 proc. uczniów.
Potrzeba współpracy
Jestem wdzięczna polskim biskupom za ich nową inicjatywę – Tydzień Wychowania, który od 12 do 18 września będziemy obchodzić pod hasłem „Wszyscy zacznijmy wychowywać”. Nie wiem jeszcze, co znajdzie się w pasterskim liście na niedzielę 4 września, ale pewnie nie zabraknie w nim zachęty do współpracy domu, szkoły i Kościoła.
Trud katechetów i nauka mogą pójść w las, kiedy przy szlifowaniu młodzieńczego charakteru zabraknie tej kooperacji. Bo jak efektywnie wychowywać, kiedy rodzice swoje, a nauczyciele swoje? Katecheci przyznają, że trudniej współpracuje się z młodzieżą z „małokatolickich” domów. Z jednej strony ich obowiązkiem jest nazywanie dobra dobrem, a zła złem, ale schody zaczynają się wówczas, gdy staje to w konflikcie z autorytetem rodziców. – Tłumaczę uczniowi, że nie wolno spożywać alkoholu do 18. roku życia i przeklinać, a on odpowiada, że rodzice mu na to pozwalają, więc najwyraźniej nie jest to wielkim przestępstwem. Jestem wtedy na straconej pozycji, bo po pierwsze nie powinnam podkopywać rodzicielskiego autorytetu i mówić przy całej klasie, że rodzice się mylą, a po drugie wiem, że uczeń bardziej ufa mamie i tacie niż mnie – opowiada jedna z moich rozmówczyń. – Z jednej strony młodzież krytykuje swoich rodziców, z drugiej powiela opinie słyszane w domu. Jeśli dom jest średnio religijny, to to widać. Często zadaniem katechezy nie jest pogłębianie wiedzy, ale uczenie najbardziej podstawowych prawd. Wtedy lekcje religii nabierają charakteru ewangelizacyjnego. Są rodzice, z którymi współpracuje się wspaniale, ale bywa i tak, że dziwią się, dlaczego dziecko przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej powinno co tydzień chodzić do kościoła – dodaje Monika Rochowiak.
Słońce na patyku
Współczesna polska szkoła jest jak pole minowe – niekorzystne dla nauczycieli przepisy, męczące wywody o obecności krzyża, laicyzacja i – jak twierdzi jedna z katechetek – mały prestiż społeczny tego zawodu. Na szczęście są ludzie, którzy podejmują trud pracy, która nierzadko przypomina misje w dalekich krajach. Życie osładzają im zabawne anegdotki: – Pewne dziecko zapytane, czy wie, co to jest monstrancja, odpowiedziało, że to takie słońce na patyku – opowiada katechetka z podstawówki. – Dzieci potrafią też wprawić w zakłopotanie. Bo jak tu wytłumaczyć ośmiolatkowi, kim jest nierządnica z Przypowieści o synu marnotrawnym? Inna nauczycielka wspomina: – Podczas jednej z prób komunijnych mama dziecka, spóźniona na nabożeństwo z poświęceniem świec, podeszła do nas, katechetów, i z przejęciem zapytała: „Czy ksiądz może jeszcze ochrzcić naszą świecę?”.
Co jednak najważniejsze, ludzie ci traktują swoją pracę jak powołanie i zaszczyt. – Centrum katechezy jest w Jezusie Chrystusie. Katecheta ma nie tylko nauczyć rzeczy pożytecznych w życiu, jak matematyk czy polonista, ale przygotować do życia wiecznego. Bardzo sobie cenię ten zawód. Daje mi on olbrzymią satysfakcję, bo mogę mieć udział, choćby malutki, w głoszeniu Królestwa Bożego – podsumowuje Paweł Dudzik.