Logo Przewdonik Katolicki

Wychowanie - fascynująca przygoda!

Kamila Tobolska
Fot.

Z Szymonem Grzelakiem, doktorem psychologii, praktykiem i badaczem zajmującym się zagadnieniami wychowania i profilaktyki problemów dzieci i młodzieży rozmawia Kamila Tobolska

Z Szymonem Grzelakiem, doktorem psychologii, praktykiem i badaczem zajmującym się zagadnieniami wychowania i profilaktyki problemów dzieci i młodzieży, rozmawia Kamila Tobolska

 

 

Pozwoli Pan, że zacznę od nietypowego pytania. Co Pan szczególnie pamięta ze swojej młodości?

− To, że jako młody człowiek doświadczyłem zagubienia w samotności. Byłem bardzo zblokowany, miałem pozakładane rozmaite maski: sprawnego działacza czy człowieka zaangażowanego w różne sprawy. Jednocześnie zgubiłem gdzieś własne życie i nie byłem zdolny do tworzenia bliskich relacji. Nie mogłem odnaleźć miłości. Musiałem się w końcu przełamać i wyjść na spotkanie z drugim człowiekiem. Zacząłem więc szukać, a byłem wówczas człowiekiem niewierzącym. W swoich poszukiwaniach otarłem się nawet o buddyzm. Jednak dopiero pewne przeżycia dane od Boga sprawiły, iż dotarło do mnie, że  On jest i że mnie kocha razem z całym moim złem. Potem, mimo że było mi trudno, wiedziałem już, że to wszystko ma sens. Czułem, że moje słabości otwierają mnie na moc Boga i dzięki Jego mocy i miłości stopniowo dokonuje się wielka przemiana mego życia.

 

Muszę przyznać, że imponują mi Pana starania o to, aby jak najwięcej młodych ludzi doświadczyło tej mocy i jak najpiękniej przeżyło własną młodość. Podczas licznych spotkań uczniowie i studenci słuchają Pana z zapartym tchem. O czym im Pan mówi?

− Po prostu dzielę się z młodymi ludźmi moimi życiowymi doświadczeniami. Tym, co było dla mnie trudne i co powodowało ból i cierpienie. Staram się przedstawiać im życie, które jest poszukiwaniem pięknej miłości i uświadamiać, że ze związku dwojga ludzi można tworzyć coś wspaniałego. Mówiąc najogólniej, promuję chrześcijańskie podejście do spraw seksualności i miłości. Moje życie zawodowe traktuję zresztą jak misję.

 

Realizując tę misję, jako szczęśliwy mąż i ojciec czterech córek, stara się Pan również docierać do innych rodziców. Podpowiada im Pan, jak sprawić, aby wychowywanie dzieci było fascynującą przygodą.

− Zacznę od podkreślenia tego, że każde małżeństwo ma Boży dar wychowywania swoich dzieci. Nie zawsze rady innych osób czy mądrości zawarte w książkach będą się sprawdzały. Trzeba się kierować własnym wyczuciem. W dzisiejszych czasach coraz więcej młodych małżeństw myśli bardzo twórczo. Wychowanie dzieci jest dla nich niezwykle ważną sprawą i tym samym są otwarci na pomysły. Zwracam więc ich uwagę na moc, jaka drzemie w inicjacjach i na to, że można ją wykorzystać w wychowywaniu dzieci w duchu wyznawanych wartości. Dzieci potrzebują, aby stawiać im progi rozwojowe. Oczekują, że będziemy wprowadzać je w nowe obszary życia, pozwalać im na nowe obowiązki czy dawać nowe przywileje.

 

Gdy mówimy o inicjacji, przychodzi nam na myśl inicjacja seksualna, narkotykowa czy alkoholowa.

− No właśnie. Niestety, dzisiaj słowo „inicjacja” ma negatywny wydźwięk. Bardzo często mówi się o inicjacji w kategoriach wtajemniczenia przez grupę rówieśniczą w coś złego. I dlatego tak ważne jest w wychowywaniu to, aby nie dać sobie odebrać rodzicielskiego prawa czy przywileju, że to właśnie my możemy i powinniśmy świadomie wprowadzać dzieci we wszystkie aspekty życia. Pierwszy raz w życiu dziecka pada śnieg, pierwszy raz idzie ono do szkoły... Wszystko jest pierwsze i w to „wszystko” rodzice mogą dzieci świetnie wprowadzać. Również w swój system wartości. Można to przekuć na piękny system inicjacyjny działający wewnątrz rodziny. Automatycznie te złe inicjacje staną się blade i nieciekawe. Przecież atrakcyjność wypalenia z kolegami pierwszego papierosa wzrasta przez fakt, że rodzina nie potrafi zaproponować dziecku czegoś piękniejszego.

 

A jak  było w Pana rodzinie? Kiedy wpadł Pan na pierwszy inicjacyjny pomysł?

− To było wówczas, gdy najstarsza, obecnie 15-letnia córka, nie bardzo chciała się ubierać. Wtedy wymyśliłem tzw. kartę ubieracką. Potem zaczęliśmy z żoną szukać pomysłu na to, jak wprowadzać dzieci w domowe obowiązki. Wymyśliliśmy wówczas, że zanim każda z córek wejdzie w ten nowy świat, wybierze się ze mną na kilkugodzinną wyprawę. Dopiero po niej dziecko podejmuje obowiązki związane z codzienną pomocą w domu. Wychowując nasze córki, cały czas staram się dostrzegać wszelkie wydarzenia i sytuacje, które mogą być dla nich okazją do inicjacji.

 

Gdyby miał Pan określić podstawową zasadę dobrej inicjacji, jak by ona brzmiała?

− Przede wszystkim trzeba wprowadzać dzieci w różne aspekty życia dużo wcześniej, niż czyni to świat. Dajmy na przykład dziecku odczuć, że traktujemy je jak nastolatka już rok lub nawet dwa lata wcześniej, niż ono samo poczuje się nastolatkiem z tego powodu, że pójdzie do gimnazjum czy będzie miało jakieś doświadczenia wśród rówieśników.

 

A co z inicjacjami typowo chrześcijańskimi?

− Inicjacji chrześcijańskich jest niestety mało. Mamy chrzest, potem długo, długo nic. Pierwszą Komunię Świętą, znowu długo nic. Następnie bierzmowanie, a potem ewentualnie kolejne sakramenty. Te przerwy z punktu widzenia rozwoju dziecka są bardzo długie. Dlatego całkiem rozsądne wydaje mi się zagęszczenie tych inicjacji. Trzeba maksymalnie wykorzystać i uatrakcyjnić sposób przeżywania przez dziecko tych inicjacji, które wymieniliśmy, ale też na zasadzie obyczajów wprowadzić nowe pomysły inicjacyjne.

 

Warto więc, jak Pan wspomniał, „maksymalnie wykorzystać” nasze inicjacje chrześcijańskie. Jakiś konkretny przykład?

− Np. Pierwsza Komunia Święta, która zazwyczaj jest niezwykłym przeżyciem dla dziecka. W naszym domu ważnym symbolem jest zapalenie przez dziecko świecy chrzcielnej przymocowanej do wiszącego na ścianie tzw. krzyża komunijnego. Ma to miejsce w czasie uroczystości pokomunijnej. Natomiast głównym prezentem komunijnym jest trzydniowy wyjazd z obojgiem rodziców. To dla dziecka wielkie święto i przeżycie. Po Pierwszej Komunii Świętej następuje też zmiana zasad funkcjonowania dziecka w rodzinie.

 

Zapewne ma Pan też wiele pomysłów na przeżywanie takich okresów liturgicznych jak Adwent i Wielki Post?

− To są okresy, które umacniają inicjacje, dlatego warto przeżywać je twórczo, w rodzinny sposób. W naszym domu robimy kalendarz adwentowy zawierający wiele różnych pomysłów. Każdego dnia dzieci wyciągają kartki, na których jest napisane, co miłego danego dnia będziemy wspólnie robili. Natomiast w Wielkim Poście każdy dobry uczynek lub każdą sytuację przezwyciężenia własnej słabości żona zaznacza w specjalnym zeszycie. Ich liczba ma swój wyraz np. w ilości kwiatków w konkretnym kolorze wyszytych na poduszce wielkopostnej, a w następnym roku np. w ilości kolorowych cekinów naklejanych na specjalne jajko. W ten sposób Wielki Post staje się czasem okazywania sobie i innym miłości, czasem pokonywania siebie.

 

Podpowiedzmy naszym czytelnikom, że wiele innych pomysłów na to, jak twórczo i z radością podejść do wychowywania dzieci znajduje się w napisanej przez Pana książce zatytułowanej Dziki ojciec.

− To są propozycje zaczerpnięte nie tylko z naszego domu, ale również z życia innych rodzin i każdy może je oczywiście wykorzystać. Zachęcam jednak do wymyślania własnych propozycji na inicjacje w rodzinie. Można sięgać do bogactwa drobnych rzeczy, które pamiętamy z własnego dzieciństwa. Wystarczy po prostu „pogrzebać” we własnej pamięci.

Ja natomiast staram się zbierać wszelkie nowe pomysły i pokazywać je innym. Dlatego tych z Państwa, którzy chcieliby się ze mną podzielić swoimi propozycjami, zachęcam do przesłania ich pod mój adres e-mailowy: pion_sz@wp.pl. Być może za jakiś czas ukaże się rozszerzone wydanie Dzikiego ojca, wzbogacone o pomysły kolejnych rodziców.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki