Logo Przewdonik Katolicki

Więcej niż oczekiwaliśmy

Małgorzata Szewczyk
Fot.

W 1976 r. byłam jeszcze studentką. Moja reakcja na wiadomość o wyborze Karola Wojtyły w dużym stopniu zależna była od tego, czego doświadczyłam latem tego roku, kiedy mogłam przez ponad miesiąc przebywać we Włoszech wspomina prof. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa.

W 1976 r. byłam jeszcze studentką. Moja reakcja na wiadomość o wyborze Karola Wojtyły w dużym stopniu zależna była od tego, czego doświadczyłam latem tego roku, kiedy mogłam przez ponad miesiąc przebywać we Włoszech – wspomina prof. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa.

 

W planach pobytu była także środowa audiencja generalna u papieża, Pawła VI, do której jednak nie doszło, gdyż Ojciec Święty w tym właśnie czasie umarł. Po jego śmierci, w dniu rozpoczęcia konklawe, miałam szczęście uczestniczyć w uroczystej liturgii w Bazylice św. Piotra. Obecność kardynałów z całego świata, różnojęzyczny tłum wiernych dawał jedyne w swoim rodzaju poczucie uniwersalizmu Kościoła. Jako młoda dziewczyna z kraju spoza żelaznej kurtyny, dla której niezwykłym przeżyciem było samo znalezienie się po raz pierwszy na Zachodzie, doświadczałam powszechności Kościoła z niezwykłą intensywnością, jednocześnie miałam poczucie, iż moja przynależność do tej uniwersalnej wspólnoty jest oczywista. Po skończonej uroczystej liturgii kardynałowie procesyjnie udali się do Kaplicy Sykstyńskiej. Znalazłam się wraz z małą grupką Polaków tuż przy barierce oddzielającej wiernych od przechodzących hierarchów. Widok naszych kardynałów, Prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz Karola Wojtyły, na zawsze utkwił mi w pamięci. Ksiądz Prymas żywo reagował na pozdrowienia, które rozlegały się w języku polskim, i błogosławił obecnych rodaków. Kard. Wojtyła szedł niezwykle skupiony, z opuszczonym wzrokiem, jakby nie docierało do niego nic z tego, co działo się wokół.

 

 

„Kardynał Wojtyła został papieżem”

Wróciłam do kraju, a następnego dnia świat dowiedział się, że następcą św. Piotra został Jan Paweł I. Byłam w Rzymie i nie widziałam papieża. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek będę miała okazję pojechać do Włoch i uczestniczyć w papieskiej audiencji. Uważałam wszakże, że moje doświadczenie wspólnoty Kościoła u grobu św. Piotra wynagradza całkowicie to, czego nie dane mi było przeżyć. Po miesiącu, jak wiemy, przyszła wiadomość o niespodziewanej śmierci Jana Pawła I. Rozpoczęło się następne konklawe. Mieszkałam na stancji studenckiej bez telewizora i radia. 16 października 1978 r. przyjechał do mnie mój ojciec. Wieczorem niespodziewanie zastukał do nas mój przyszły mąż, który mieszkał w akademiku. Zdyszany, bez słowa powitania wyrzucił z siebie: „kardynał Wojtyła został papieżem”. Trudno było sobie w pierwszym momencie uświadomić pełne znaczenie tych słów, tak wydawały się nieprawdopodobne. Mój tato nie dał im wiary, póki nie znalazł potwierdzenia w oficjalnym komunikacie. W mojej pamięci odżył obraz z Bazyliki św. Piotra, z czasu rozpoczęcia poprzedniego konklawe.

 

Zmienił bieg dziejów

To, że początek pontyfikatu Papieża Polaka zmienia naszą historię, uświadamialiśmy sobie w tamtej sytuacji chyba wszyscy, niezależnie od żywości naszej wiary oraz poczucia związków z Kościołem. Twierdzę jednak, iż wszystko, co dokonało się później za sprawą Jana Pawła II, przerosło nasze oczekiwania i nadzieje, a w związku z tym do dziś nie do końca uświadamiamy sobie, w jakim stopniu wybór krakowskiego kardynała na Stolicę Piotrową wpłynął na bieg dziejów oraz na świadomość kolejnych pokoleń – nie tylko Polaków, nie tylko katolików i chrześcijan, również tych, którzy z przekory starają się publicznie odcinać od jakichkolwiek doświadczeń związanych z osobą Papieża Polaka.

Studiowałam w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wielu moich profesorów pozostawało w bardzo zażyłych, osobistych kontaktach z kardynałem Wojtyłą. Reakcje oczywiście były entuzjastyczne.

Wspomnień o prof. Karolu Wojtyle słyszało się wiele. Między innymi utkwiło mi w pamięci i to, że zwykle swoją profesorską pensję oddawał czy to duszpasterzom akademickim, czy komuś z wykładowców, kto miał kontakt ze studentami potrzebującymi finansowego wsparcia (np. śp. prof. Leokadii Małunowicz, z której ust dowiedziałam się o tym fakcie). Na pytanie, czy coś zostawia dla siebie, profesor z uśmiechem odpowiadał retorycznym pytaniem, czy widziano, by jakiś biskup w Polsce przymierał głodem.

 

Uniwersalizm Kościoła

Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny pojechałam do Warszawy i uczestniczyłam w liturgii na placu, który wówczas jeszcze nosił nazwę placu Zwycięstwa, co w tamtej sytuacji rozumieliśmy w sensie symbolicznym. Mogłam żartować, że to Papież musiał przyjechać do Polski, abym mogła go zobaczyć, skoro w Rzymie mi się nie udało. Byłam wówczas rekonwalescentką po przebytej, poważnej chorobie. Sama nie wiedziałam, skąd biorę siły, by wytrwać wiele godzin oczekiwania, a potem nabożeństwa w spiekocie i upale, jaki tego dnia panował. Wówczas nie było mowy, by można było gdzieś zakupić choćby butelkę wody. Dopiero po uroczystościach, po wyjściu z placu, „ratowaliśmy się” wodą z kranów, które na szczęście zostały zainstalowane na ulicach Warszawy.

Jednakże znacznie silniejsze od tych, mało w gruncie rzeczy istotnych szczegółów, było poczucie zaskoczenia wszystkim, co się działo, jakkolwiek wielokrotnie już opisywano to zbiorowe doświadczenie jedności, solidarności, jakiego, jadąc na spotkanie z Ojcem Świętym, nie spodziewałam się. Poczucia wspólnoty tylu zgromadzonych nie da się do końca opisać i przekazać. Stałym doświadczeniem, także późniejszych spotkań z Janem Pawłem II, jakkolwiek z największą siłą doznałam go wówczas w Warszawie, było to, że Papież przerastał oczekiwania, jakie z nim wiązaliśmy, że nie nadążamy za jego myślą, intencjami, głębią, za jego wiarą, nadzieją, miłością. Dziś, kiedy wezwanie: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” zna każdy, bo tylekroć było ono retransmitowane, powtarzane i komentowane, nie sprawia ono na słuchaczach wielkiego wrażenia. Dla niektórych stało się wyświechtanym sloganem. W sytuacji zniewolenia, w jakiej tkwiliśmy w tamtym czasie, wywoływały one wewnętrzny wstrząs. Czuliśmy moc tego, który je wypowiadał i wręcz zobowiązywał nas do dojrzałości w wierze i w życiu społecznym, domagał się od nas otwarcia na trudną do przewidzenia przyszłość. Rodziła się wewnętrzna gotowość uczestniczenia w niej, jakkolwiek nie mieliśmy pojęcia, jaki przybierze kształt. Jednak na dłuższą metę wcale nie było i nie jest łatwo przyjmować więcej, niż się człowiek spodziewa, gdyż wymaga się od niego ciągłej gotowości na przesuwanie wytyczonych sobie granic, ciągłego korygowania wizji świata i swojego życia w nim...

Jeśli chodzi o moje rzymskie doświadczenie uniwersalizmu Kościoła, zostało ono wzbogacone o poczucie ważności każdej jego cząstki, także tej, w której tkwiłam, w której ukształtowany został Papież powołany do tego, by dźwigać odpowiedzialność za całość. Ponadto to, co tak uniwersalne stało się jednocześnie tak bardzo bliskie i osobiste.

 

Jesteśmy depozytariuszami uniwersalnych wartości

Trudno byłoby wymieniać wszystkie wydarzenia z życia mojego i mojej rodziny, które w różnoraki sposób wiązały się z pontyfikatem oraz pielgrzymkami Jana Pawła II, toteż wspomnę jeszcze tylko o dwóch sprawach. O spontanicznym zgromadzeniu się lubelskiej społeczności akademickiej w kościele przy KUL-u na wieść o zamachu na Ojca Świętego. To młodzież rozpoczęła modlitwy w jego intencji, potem dołączyli księża studenci i duszpasterze. Czuwaliśmy i błagaliśmy o życie dla Tego, z którym całkiem realnie wiązaliśmy nadzieję – dla naszego kraju, dla siebie, dla świata. Wiedzieliśmy dobrze, że zamach jest ciosem Zła, które dąży do unicestwienia tego co dobre. Byliśmy przekonani, że Boża Moc może zniweczyć zamysły Złego. Nasze nadzieje nie zostały zawiedzione.

Drugą sprawą, o której chcę wspomnieć, jest twórczość literacka Karola Wojtyły – Jana Pawła II, bliska mi nie tylko dlatego, że jestem literaturoznawcą. Zresztą nie od razu potrafiłam ocenić głębię oraz artyzm Jego utworów, gdyż kompetencje studentki, jaką byłam w 1978 roku, były absolutnie niewystarczające. Medytacyjny w dużej mierze charakter tej twórczości odsłania jedną z najintymniejszych spraw Człowieka o bardzo głębokim życiu wewnętrznym – sposób przeżywania łączności z Bogiem w osobistej modlitwie. Poetycki testament, jakim jest – obok innych jego aspektów – „Tryptyk rzymski”, przyjmuję jako istotne przesłanie. Mający świadomość, że stoi u schyłku swego życia, Papież wskazuje, iż wszyscy jesteśmy depozytariuszami dwóch wielkich wartości o charakterze uniwersalnym. Są nimi Kościół oraz rodzina. W „Tryptyku...” zostaliśmy wezwani do odpowiedzialności za obydwie. Pontyfikat Jana Pawła II jest zatem dla mnie nieodmiennie wezwaniem do „podciągania się do dojrzewania w człowieczeństwie i chrześcijaństwie”.                                                

 

 


Mirosława Ołdakowska-Kuflowa - profesor, historyk literatury. Kieruje Katedrą Literatury Współczesnej w Instytucie Filologii Polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Zajmuje się literaturą XX w. i najnowszą, pograniczem literatury i religii, Biblią w literaturze, kulturowym pograniczem polsko-ukraińskim.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki