Jako dziecko zastanawiałam się, jak to jest, że tyle osób modli się do Pana Boga w tym samym czasie, a On „nadąża”, by wszystkich wysłuchać. Choć z perspektywy wieku patrzę na to inaczej i zastanawiam się, jak z punktu teologicznego wygląda kwestia modlitwy. Jak ją można wytłumaczyć, mówiąc o niej jak o dialogu z Bogiem?
Zofia
W Kompendium Katechizmu czytamy, że „Modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga lub prośbą skierowaną do Niego o stosowne dobra, zgodnie z Jego wolą” (KKKK, 534). W dalszym ciągu wykładu mówi się tam o modlitwie jako osobowej i żywej relacji z Bogiem. Podczas gdy skłonni bylibyśmy twierdzić, że modlitwa to jeden z rodzajów ludzkiej aktywności, Kościół naucza, że jest ona darem Boga. Człowiek, który się modli, nie zwraca się zwyczajnie do czegoś, ale odpowiada na Boże wezwanie. Święta Teresa z Lisieux mawiała, że wszystko jest łaską. Możemy odnieść to stwierdzenie szczególnie do modlitwy. Zanim przypiszemy sobie zasługę (że się modlimy), musimy w pokorze stwierdzić, że nie byłoby naszej modlitwy bez inicjatywy z Bożej strony.
Dialog dokonuje się w modlitwie rzeczywiście, bo nie tylko człowiek mówi do Boga, ale i słucha (może nade wszystko słuchać winien) tego, co Bóg chce powiedzieć.
Odnośnie do dawnych, dziecięcych wątpliwości na temat Bożych możliwości słuchania wielu ludzi naraz, powiedzieć należy, że nawet wśród ludzi zdarza się nierzadko, że mają podzielną uwagę. Geniusz średniowiecza św. Tomasz z Akwinu potrafił podobno dyktować traktaty na cztery różne tematy równocześnie. I choć podzielność uwagi u ludzi nie jest zdolnością nieograniczoną, to Bóg jest przecież Panem rzeczy niemożliwych i posiada przymiot wszechmocy. Tu właśnie mieści się także owa możliwość wchodzenia w relacje i podtrzymywania ich z wielką liczbą modlących się na ziemi osób.