Logo Przewdonik Katolicki

Dziewięć dni wolności

Michał Gryczyński
Fot.

Pierwsza pielgrzymka Sługi Bożego Jana Pawła II do Ojczyzny była jednym z najważniejszych wydarzeń w powojennych dziejach naszego narodu. Po ośmiu miesiącach pontyfikatu przybył do ojczystej ziemi Pielgrzym w bieli, witany entuzjastycznie jako największy z rodu Polaków.

 

Pierwsza pielgrzymka Sługi Bożego Jana Pawła II do Ojczyzny była jednym z najważniejszych wydarzeń w powojennych dziejach naszego narodu. Po ośmiu miesiącach pontyfikatu przybył do ojczystej ziemi Pielgrzym w bieli, witany entuzjastycznie jako największy z rodu Polaków.

 

Ojciec Święty pielgrzymował po Polsce pomiędzy 2 a 10 czerwca 1979 roku, nawiedzając: Warszawę, Gębarzewo, Gniezno, Jasną Górę, Częstochowę, Kraków, Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice, Oświęcim, Brzezinkę, Nowy Targ, Mogiłę, Nową Hutę.

 

Kiedy maj był w czerwcu

Hasłem przewodnim pielgrzymki były słowa hymnu: „Gaude Mater Polonia” – „Raduj się Matko Polsko”, napisanego w XIII wieku na kanonizację Stanisława ze Szczepanowa, Biskupa-Męczennika. Rok 1979 był bowiem czasem obchodów dziewięćsetnej rocznicy jego męczeńskiej śmierci.

Władze komunistyczne usiłowały nie dopuścić do przyjazdu Jana Pawła II w maju, bo właśnie na ten miesiąc zaplanowane były główne uroczystości ku czci św. Stanisława. A symbolizuje on sprzeciw Kościoła wobec demoralizacji sprawujących rządy. Konieczna więc była osobista interwencja Prymasa Stefana Wyszyńskiego u I sekretarza PZPR Edwarda Gierka, natomiast Episkopat Polski ostatecznie zgodził się na czerwcowy termin pielgrzymki i... przeniósł obchody uroczystości na ten właśnie miesiąc. 

Władze, za pomocą mediów, usiłowały zniechęcić wiernych do bezpośredniego udziału w spotkaniach. Pielgrzymów straszono tłumami tratujących się ludzi, kreślono wizję zapaści komunikacyjnej, przewidywano duże kłopoty z ewentualną  pomocą medyczną i przestrzegano przed możliwością ograbienia pustych mieszkań. A transmisje telewizyjne naznaczone były, oczywiście, licznymi manipulacjami. Kamery miały koncentrować się na osobach duchownych i ludziach w podeszłym wieku, unikając licznie zgromadzonej młodzieży oraz szerokich ujęć, które pokazywałyby setki tysięcy pielgrzymów. Wszystko to na niewiele się zdało, a kościelna służba porządkowa spisała się na medal.

 

Ucałował polską ziemię

Przed trzydziestu laty postanowiliśmy wybrać się w niewielkim gronie studentów z poznańskiego duszpasterstwa akademickiego księży pallotynów do Gębarzewa. Ta wielkopolska wieś, położona obecnie w powiecie gnieźnieńskim, gmina Czerniejewo, przylega do południowo-zachodniej granicy miasta Gniezna. W stanie wojennym Gębarzewo zyskało sławę, jako miejsce jednego z obozów, w których komuniści internowali działaczy „Solidarności”. Ale my o istnieniu Gębarzewa wiedzieliśmy kilka lat wcześniej, ponieważ właśnie tam uczestniczyliśmy w spotkaniu z polskim Papieżem.

A wyruszyliśmy dzień wcześniej, po południu, bo chcieliśmy jeszcze zobaczyć w telewizji przylot Ojca Świętego do Polski. Kiedy ukazał się w drzwiach samolotu, kiedy ucałował ziemię, kiedy odegrano hymn Watykanu, kiedy wypowiedział pierwsze słowa – wtedy już wielu podskórnie przeczuwało, że od tej pory nic już nie będzie takie, jak było. Choć któż mógł przypuszczać, że stanie się to co później nastąpiło?

Może to dzisiaj wydawać się nieco infantylne, ale przeżywaliśmy wtedy chwile dzikiej radości, że oto „komuna”  przeżywa zakłopotanie wobec takiego gościa. Ba, nie brakło i takich, którzy  każde zdanie wypowiadane przez Jana Pawła II komentowali, zacierając ręce: - Ale im powiedział! Kto nie żył pod rządami reżimu, może tego obecnie nie rozumieć, ale wówczas nikogo to nie gorszyło.

 

Gębarzewo i Wzgórze Lecha

Kiedy podjechaliśmy „maluchem” pod dom koleżanki, aby zabrać jej ojca, z domu wyskoczył żwawo starszy pan w furażerce na głowie i z gitarą w ręce, pokrzykując: „Habemus Papam!”. I tak wyruszyliśmy do Gębarzewa. Po przyjeździe rozbiliśmy namioty i rozpoczęło się oczekiwanie.

Późnym wieczorem zaniepokoiłem się, że my tak sobie tutaj podśpiewujemy przy akompaniamencie gitary, a tymczasem kilkaset metrów dalej za kilkanaście godzin wydarzy się coś niezwykłego. Nie namyślając się zbyt długo, włożyłem do plecaka pół bochenka chleba oraz butelkę wody i ruszyłem na błonia. Położyłem się ziemi, przy samych barierkach, na wprost ołtarza, z plecakiem pod głową i usiłowałem zasnąć. Ale moja drzemka nie trwała długo,  bo na gębarzewskie pola nadciągali tłumnie pielgrzymi. Co i rusz ktoś mnie trącał nogą, a dookoła panował coraz większy gwar: jacyś ludzie toczyli ożywioną dyskusję, inni wyśpiewywali pieśń za pieśnią, jeszcze inni odmawiali Różaniec. Rad nie rad, podniosłem się i spostrzegłem, że już nie jestem tak blisko, jak mi się wcześniej wydawało. To co będzie później? - przemknęła mi myśl, bo przecież dopiero świtało. Zaspany przemyłem twarz, przegryzłem kęs suchego chleba i stanąłem twardo na nogach, broniąc swojego miejsca.

Władze bowiem zatroszczyły się o to, aby nikt z nas nie znalazł się zbyt blisko Ojca Świętego. Pojąłem to - jak chyba większość pielgrzymów – dopiero kiedy ok. godz. 11 pojawił się Jan Paweł II. Był tak bardzo od nas oddalony, wydawał się taki maleńki...

Wszyscy wpadli w swoisty amok i wydawało się nawet, że Ojciec Święty nie będzie miał szansy przemówić, bo entuzjazm ludzi jest tak wielki, iż nie zostanie dopuszczony do głosu. Ale Papież nie dość, że przemówił i był znakomicie przez wszystkich słyszany, to jeszcze mówił takim głosem, który wprost powalał. Tembr głosu znakomitego aktora – pomyślałem wówczas, wpatrując się w jego sylwetkę. Po latach szczerze przyznaję, że niewiele z jego słów zapamiętałem, ale chyba nie byłem w tym odosobniony. Tak naprawdę papieskie przesłanie z Gębarzewa przyswoiłem sobie dopiero po powrocie do domu, słuchając nagrań. Zbyt wielkie były emocje...       

Dzień był upalny, toteż Jan Paweł II powiedział z uśmiechem: - „Opuszczając Rzym myślałem, że tutaj w Polsce zażyję świeżości. Jak widzicie, papież jest omylny!”. I pozdrowił wszystkich - również przedstawicieli władzy, służb  porządkowych i milicji -  jako „królewski szczep piastowy”: „...kiedy teraz staję tu, na tym błoniu, wyrasta mi przed oczyma duszy może ta piastowska puszcza, a może już właśnie błonie. A na tym błoniu jest św. Wojciech, przemawiający do naszych praojców. A może na tym błoniu Bolesław Chrobry, wykuwający granice naszej pierwotnej państwowości, Bolesław Chrobry, jednoczy to pierwsze, piastowskie gniazdo Polaków ze Stolicą Świętą...”.

W sposób szczególny Papież zwrócił się do katechetów i całej młodej Polski, bo Rok Pański 1979 był na całym świecie obchodzony jako Rok Dziecka. Spotkanie zakończyło się modlitwą Anioł Pański.

A potem było jeszcze niezapomniane spotkanie z młodzieżą na gnieźnieńskim Wzgórzu Lecha, gdzie Jan Paweł II mówił o polskim dziedzictwie duchowym, jakie zaczęło się od „Bogurodzicy”.  Do tej pory mam w uszach głos Jana Pawła II wyśpiewującego pełnym głosem, razem z młodzieżą, dobrze nam znane pieśni i piosenki.

 

Mówił jak prorok

Podczas wszystkich spotkań Ojciec Święty przemawiał jak natchniony, a ludzie słuchali go z zapartym tchem, żywo reagując brawami i okrzykami. A w niedzielny poranek uroczystości Zesłania Ducha Świętego była transmisja z warszawskiego placu Zwycięstwa i pamiętna suplikacja: „Wołam ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”.

Ojciec Święty mówił zupełnie jak prorok. Szkoda, że po latach nieco zapomniane zostały słowa homilii, po których nastąpiła najdłużej trwająca, kilkunastominutowa owacja. Słowa kluczowe, bodaj najważniejsze podczas I pielgrzymki do Ojczyzny: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa - to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa. I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi”.

 

Zaczyn wolności

Półtora miesiąca później wyruszyliśmy autostopem z moją przyszłą żoną śladami papieskiej pielgrzymki. Byliśmy m.in. na Jasnej Górze, w Oświęcimiu, Wadowicach, Kalwarii Zebrzydowskiej, w Krakowie i oczywiście w Tatrach. 

Przeżycia tamtych dni miały wkrótce przynieść zdumiewające owoce w naszej Ojczyźnie. Ludzie bowiem podczas spotkań z Ojcem Świętym zobaczyli, ilu ich jest i jak potężną siłę stanowią. A jego nauczanie pomogło im zintegrować się wokół zasad i wartości, wzmacniając poczucie własnej tożsamości. Z perspektywy czasu wiadomo, że wołanie Jana Pawła II zostało wysłuchane i Duch Święty zstąpił na „tę ziemię”. Owocem tych dziewięciu dni wolności było doświadczenie Sierpnia 1980 oraz powstanie ruchu „Solidarność” i cała dalsza droga Polski ku wolności.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki