Zesłanie Ducha Świętego uważa się za narodziny Kościoła, dlaczego?
– Trudno jest wskazać jeden moment, o którym można by powiedzieć, że oto teraz, w tej jednej chwili, w pełni urzeczywistnił się Kościół. Dzień zesłania Ducha Świętego to całkowite ujawnienie tego, co, jak pisze św. Paweł w Liście do Efezjan, było odwiecznym planem ukrytym w Bogu (Ef 3, 9). Powoływanie do życia nowego Ludu Bożego – Kościoła – to, w pewnym sensie, dzieło całego życia Zbawiciela. Niewątpliwie istotnym prafundamentem Kościoła był moment Wcielenia Syna Bożego. Potem ważny był czas, kiedy Chrystus formował swoich uczniów, głosząc im prawdę o Królestwie Bożym. Wreszcie w Wieczerniku dał Apostołom sakrament Eucharystii, niewyczerpane źródło życia Kościoła. Moment Pięćdziesiątnicy jest istotnym i namacalnym dopełnieniem całego procesu. Jezus mówił do Dwunastu, że Pocieszyciel, kiedy przyjdzie, wszystko im przypomni. To nie znaczy, że Apostołom uleciały z pamięci słowa Zbawiciela. Duch Święty sprawił, że to, co słyszeli od Chrystusa, to, co wiedzieli i czego przy Nim doświadczyli, przeniknęło do głębi ich serc. Stało się fundamentem ich najgłębszej tożsamości. Oni już to wszystko teraz nie tylko znali rozumem. Oni tym zaczęli żyć. Oddali się Bożej sprawie do końca.
A jak ważny jest fakt zesłania Ducha Świętego indywidualnie, dla każdego wierzącego?
– Często można spotkać ludzi, którzy wyznają: „ja wiem, że Bóg mnie kocha, ale jednocześnie czuję się smutny i samotny”. Bardzo słaba jest nasza ludzka umiejętność kochania drugiej osoby i przyjmowania miłości od Boga i od bliźnich. Obecność Ducha Świętego radykalnie to w nas zmienia. Bóg staje się nam bliski nie tylko jako ciekawy obiekt intelektualnego poznania czy przedmiot emocjonalnej fascynacji. W Duchu Świętym Bóg przenika nas całkowicie. Św. Paweł wołał nawet: „Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal 2, 20). Obecność Stwórcy staje się tak bliska i namacalna, że - jak mawiali święci - nawet cierpienie staje się rozkoszą. To dlatego zaraz po dniu Pięćdziesiątnicy Apostołowie potrafili cieszyć się, że dane im było cierpieć dla imienia Jezusa. Obecność Ducha Świętego w sercu człowieka przewartościowuje całe jego życie.
Duch Święty przyniósł Apostołom, a za ich pośrednictwem także i nam, ochrzczonym, siedem darów. Czy któryś z nich jest dla nas szczególnie ważny?
– Nie ma darów mniej lub bardziej ważnych. Wszystkie są niezbędne w realizowaniu posłannictwa Kościoła w świecie. Jakąś ich hierarchię może tymczasowo kreować potrzeba, w jakiej znalazł się konkretny człowiek czy jakaś wspólnota. Dlatego i ja, odpowiadając na to pytanie, subiektywnie podkreślę dar męstwa. Wszyscy chyba dostrzegamy, że Kościołowi potrzeba dziś świadków. Fundamentem zaś każdego świadectwa są właśnie męstwo i odwaga. Trzeba rzeczywiście pokonać w sobie lęk, by przyjąć ogień Ewangelii do swego życia i świadczyć o Chrystusie w swoim środowisku słowem, postawą, zachowaniem. Niekiedy my, chrześcijanie, dajemy się chyba za bardzo wyciszyć wobec krzykliwej postawy „piewców postępu”. Nie chodzi mi o to, by zachęcać do uczestnictwa w słownych przepychankach, ale do świadczenia Ewangelii radykalizmem chrześcijańskiego życia. Dar męstwa jest źródłem tego płomienia, o którym Chrystus mówił, że ma świecić przed ludźmi jako znak rozpoznawczy uczniów Chrystusa.
Czy wśród katolików istnieje wystarczające zrozumienie roli Ducha Świętego w ich życiu?
– Spotkałem się z opinią, że wciąż jesteśmy zbyt chrystocentryczni. A przecież gdyby nie trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej, to ofiara krzyża byłaby tylko sprawą Ojca i Syna. To Duch Święty sprawia, że łaski z Golgoty rozlewają się po całym Kościele. Kapłan podczas sprawowania Eucharystii, tuż przed przeistoczeniem, wzywa właśnie Ducha Świętego. To On, ponad czasem i przestrzenią, łączy wszystkich zgromadzonych na Mszy św. z odwiecznym źródłem życia Kościoła. Każdy z nas powinien wzywać Ducha Świętego często, by ożywiał naszą modlitwę i całą służbę Bożą. Problem polega jednak na tym, że Pocieszyciel zstępuje na ludzi, którzy w swej pokorze stali się jak puste, otwarte naczynie. Dopóki zachowujemy uparcie nasze własne pomysły na życie, dopóki chcemy mieć wszystko pod swoją kontrolą, dopóty możemy wręcz uniemożliwiać Mu przeniknięcie naszych wnętrz.
Biskup Marian Duś, urodził się 25 czerwca 1938 r. w Róży, w diecezji tarnowskiej. Na kapłana 6 czerwca 1968 r. wyświęcił go kard. Stefan Wyszyński. Po studiach, zakończonych doktoratem z filozofii w zakresie nauk społecznych, pełnił funkcję prefekta w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie i wykładowcy socjologii. 7 grudnia 1985 r. ustanowiony biskupem tytularnym Thenae i jednocześnie biskupem pomocniczym arch. warszawskiej. Sakrę biskupią przyjął w uroczystość Objawienia Pańskiego - 6 stycznia 1986 r. - z rąk Prymasa Glempa. Od 1992 r. jest członkiem Rady Ekonomicznej KEP. Aktualnie kieruje Wydziałem Administracji Ogólnej i Personalnej, Wydziałem Spraw Zakonnych i Wydziałem Budowy Kościołów. Pełni też funkcję prezesa Zarządu Fundacji Budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Jest także delegatem Księdza Prymasa do kontaktów z władzami państwowymi i samorządowymi.