Nie wiem, czy ważniejsze jest… czwarte przykazanie i sprawianie radości mamie…, czy też dbanie o dobre samopoczucie mojej żony, wciąż niesłusznie oskarżanej i obrażanej, i dzieci, które w całej tej sytuacji czują się zagubione i niepewne?
Michał (imię zmienione)
Kilka słów odnoszących się do kontekstu stawianego pytania. Chodzi o osobę (mamę) ze stwierdzoną chorobą psychiczną, której objawy w tym wypadku w sposób bardzo dotkliwy uderzają w żonę i dzieci pana Michała. Kontekst ten jest o tyle ważny, że pozwala w całej pełni wyartykułować kilka fundamentalnych założeń.
Zarówno przykazanie: „czcij ojca swego i matkę swoją…”, jak i wszystkie pozostałe przykazania nie zostają nigdy zawieszone czy też zniesione przez nadarzające się okoliczności, natomiast sposób realizowania tego przykazania, bez jego łamania, w dużej mierze zależy od sytuacji. Już Księga Mądrości Syracha przypomina, że „…jeśliby nawet [ojciec] rozum stracił, miej wyrozumiałość, nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił… bo miłosierdzie względem ojca nie pójdzie w zapomnienie, w miejsce grzechów zamieszka u ciebie” (3, 13-14), a jednocześnie doskonale zdajemy sobie sprawę, że zupełnie inne wymagania to przykazanie stawia wobec małego dziecka (tzn. bezwzględne posłuszeństwo zapewniające mu bezpieczeństwo), inne są zadania stające przed dorastającym człowiekiem poszukującym swego miejsca w świecie (np.: obowiązek poszukiwania takich form wyrażania swego zdania, które nie będzie rodziców i opiekunów raniło czy też uczenie się trudnej sztuki wysłuchiwania ich opinii i zdania), a wreszcie inaczej musi odczytywać te same słowa IV przykazania dorosły, samowystarczalny człowiek, którego trosce powierzona jest jego własna żona i dzieci (np.: konieczność zapewnienia godziwej opieki i starania o dobrą starość rodziców). Oczywiście wymienione zadania nie wyczerpują w żadnym razie bardzo rozległych i szczegółowych relacji między dziećmi i rodzicami, a zaledwie wskazują na różnice w realizowaniu przykazania w zależności od sytuacji.
Przechodząc do konkretnych wątpliwości i pytań wyrażanych przez czytelnika, trzeba zaznaczyć, że nawet w sytuacji niezwykle trudnej syn musi zapewnić matce koniczną troskę i opiekę. I zadanie to należy zawsze rozumieć dosłownie. Warto jednak dość precyzyjnie określać, czego dana osoba koniecznie potrzebuje, aby nie przysparzać sobie fałszywych wyrzutów sumienia. Do niczego przecież nie prowadzi taka nieprecyzyjna świadomość, że „za mało” dałem z siebie. Podobnie, jak „zaspakajanie potrzeb” nie jest równoznaczne z „zaspakajaniem oczekiwań” – które przecież mogą być całkowicie nieuzasadnione. Zobowiązania, również wynikające z IV przykazania, muszą być konkretne (niestety nie da się na tak ogólnym forum precyzyjnie wskazać granic koniecznej opieki).
Jednak trzeba też pamiętać, że prawie zawsze przestrzeń działania, którą omawiamy, domaga się ogromnej wyrozumiałości ze strony współmałżonka. Bowiem to właśnie, w tym wypadku, żona musi przypominać sobie, że teściowa to przecież matka dla męża (jak wynika z szerszego opisu zawartego w liście, starania idące w tym kierunku są podejmowane).
Oczywiście nie należy w takim wypadku narażać się na niepotrzebne spotkania, jeżeli miałyby prowokować wybuchy gniewu i agresji, a biorąc pod uwagę, że zachowanie mamy nie wynika ze złej woli, ale z jej choroby, lepiej żeby takie kontakty nie prowokowały późniejszych pretensji i żalów. Uzasadnione zatem będą decyzje zmierzające do swego rodzaju separacji między synową a teściową. W praktyce wydaje się, że lepiej, aby pan Michał sam spotykał się ze swoją mamą. Tym bardziej że o ile dobrze rozumiem, to właśnie wobec synowej wyraża się tak silnie agresja.
Myślę również, że dzieciom, odpowiednio do ich wieku, można tłumaczyć zachowania babci, nie pozwalając, aby żyły w jakiejś niepewności czy wśród niedopowiedzeń. Nawet stosunkowo małe dziecko będzie w stanie przyjąć, że niewłaściwe zachowania, których mogą być świadkami, są wynikiem choroby, a nie złej woli.