Nic dziwnego, że Apostołowie nie dowierzali. Wiedzieli, na czym polega śmierć przez ukrzyżowanie, wiedzieli, że z tego się nie wychodzi cało – a teraz widzą Jezusa żywego i zdrowego.
I przemienionego. Jezus był na pewno ten sam, nie było żadnych wątpliwości co do Jego tożsamości – rozpoznali Go natychmiast. Ale nie był już taki sam. Jezus po Zmartwychwstaniu był inny: ciągle ten sam, ale nie taki sam. Nic dziwnego, że Apostołowie uznali Go za zjawę czy ducha. Najpierw dlatego, że żył, a po śmierci krzyżowej było to niemożliwe. Po wtóre dlatego, że był inny: doskonały, uduchowiony, chwalebny.
Pierwszą reakcją były przestrach i trwoga. I znów powody mogły być dwa. Według powszechnego przekonania Żydów, zobaczyć ducha czy anioła oznaczało rychłą śmierć. Ale gorszy był chyba drugi powód. Apostołowie mieli świadomość swej zdrady i tchórzostwa. Trudno im było spojrzeć Jezusowi w oczy. Pożerał ich wstyd i żal. Zawinili i obawiali się teraz kary, słusznych wyrzutów i zasłużonych pretensji.
Ale Jezus nic takiego nie powiedział ani nie zrobił. Wręcz przeciwnie: Jego słowa „Pokój wam” oznaczały przebaczenie i puszczenie w niepamięć wszystkiego, co przedtem zaszło. Jezus ich zrozumiał i wspaniałomyślnie im przebaczył. Nawet nie zająknął się o ich zachowaniu i o przeszłości. Nawiązał jedynie do swoich ran, jakby chciał potwierdzić, że Jego śmierć nie był złudzeniem ani przypadkiem. To była śmierć zaplanowana, przewidziana i potrzebna. Wszystko zostało wcześniej zapisane w świętych księgach.
Ludzie, nawet ci najbliżsi Jezusowi, całkowicie zawiedli, aby dzięki temu Bóg mógł w całej pełni okazać swoją miłość i łaskawość. Zbawienie dokonało się bez żadnego naszego udziału, bo miało być wyłącznym darem Bożej łaski. Dzięki temu człowiek mógł przekonać się i zrozumieć, że bez Boga sam nic nie może; a z drugiej strony, miał zobaczyć nieskończony ogrom Bożej miłości. I jeśli Jezus dał jakiś wyraz swemu rozczarowaniu, co do swoich uczniów, to raczej temu, że nie rozumieli Pisma i wątpili w Jego miłość, niż temu, że Go zostawili. I stąd ten wspaniałomyślny dar oświecenia i wniknięcia w tajniki Słowa Bożego.
I chyba dopiero ten dar Ducha Świętego pozwolił im przełamać swoje ograniczenia, lęki i dezorientację. Odtąd wiedzieli już, co się stało i co mają robić. Najpierw mieli się stać świadkami Zmartwychwstałego; dalej heroldami Dobrej Nowiny o przebaczeniu grzechów i zbawieniu w Chrystusie. Wreszcie mieli być nauczycielami Słowa Bożego, mieli pomagać innym w zrozumieniu tego, co oni już też rozumieli.