Logo Przewdonik Katolicki

Boża sprawiedliwość, czyli wielkoduszność i miłosierdzie

Wojciech Żmudziński SJ
Obraz Jezusa Miłosiernego stworzony z 15 tys. zdjęć wiernych z całego świata. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, Kraków-Łagiewniki, 23.06.2016 r. fot. M.Lasyk/REPORTER/EAST NEWS

Wielu chrześcijan nie potrafi pogodzić Bożej sprawiedliwości z Bożym miłosierdziem. Nieraz dochodzą do przekonania, że Bóg jest trochę sprawiedliwy i trochę miłosierny, to znaczy wyciąga zasadniczo konsekwencje z naszych niewierności, ale jest również gotowy przebaczyć, jeśli Go o to poprosimy, naprawimy wyrządzone krzywdy i postanowimy poprawę.

Wymierzanie sprawiedliwości kojarzy nam się zwykle z karaniem winnych, a nie z ich usprawiedliwianiem. Wydaje się to bezdyskusyjne, ale nie było tak oczywiste w czasach Jezusa z Nazaretu.

Sprawiedliwość dokonująca się przed sądem
W starożytnym Izraelu wyrok wydawał sąd, ale mogła go wydać również osoba pokrzywdzona. Były więc dwa różne porządki wymierzania kary za przestępstwo. Gdy karę wymierzał sąd, to nawet jeśli nie udowodniono oskarżonemu winy, sędzia nie mógł odstąpić od wydania wyroku skazującego. Kogo więc wtedy karał? Jeśli zeznania świadków nie zgadzały się, karę przewidzianą za popełniony czyn ponosił ten, kto oskarżył niewinną osobę. Taka historia jest opisana w 13. rozdziale Księgi Daniela – słynny proces Zuzanny fałszywie oskarżonej o cudzołóstwo kończy się skazaniem tych, którzy na nią donieśli. Po ponownym przesłuchaniu zeznania dwóch członków rady starszych były sprzeczne. Ponieśli więc karę śmierci przewidzianą dla Zuzanny. Biblia hebrajska określa taki porządek prawny słowem miszpat.
Podobnie przebiegał proces Jezusa. Wiemy z ewangelicznych relacji, że zeznania świadków nie zgadzały się (Mk 14, 56). To wzbudziło przerażenie w oczach sędziego, który dobrze wiedział, że Jezus został oskarżony przez Sanhedryn, czyli przez Wysoką Radę, reprezentującą cały Izrael. Zgodnie z prawem sąd powinien Go uniewinnić, a na śmierć skazać naród. Najwyższy kapłan Kajfasz dobrze o tym wiedział. Ewangelista Jan relacjonuje, jak uświadamiał członków Wysokiej Rady: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11, 49b–50). Przedstawiciele narodu, sądzący Jezusa, musieli zmierzyć się z dość absurdalną sytuacją, którą sami wykreowali. Jeśli uniewinniliby Jezusa, to na krzyżu powinni zawisnąć ci, którzy go fałszywie oskarżyli. Każdy Żyd, znający wówczas prawo, nie mógł zaprzeczyć, że nauczyciel z Nazaretu został niewinnie skazany i nie on powinien zawisnąć na krzyżu.
Jezus umiera na Golgocie. Umiera za cały naród. Umiera za każdego, kto uniknął słusznej kary. Zbawiciel idzie na śmierć drogą, którą zgodnie z panującym wówczas prawem, powinien przejść każdy Żyd. Na krzyżu zawisł niewinnie oskarżony, a oskarżyciele uniknęli kary przewidzianej przez prawo. Tak wygląda ukrzyżowanie Jezusa w świetle żydowskiej praworządności sprzed dwóch tysięcy lat.

Sprawiedliwość wymierzana przez ofiarę
Przyjrzyjmy się teraz drugiemu porządkowi prawnemu, mającemu również swoje umocowanie w sądownictwie starożytnego Izraela. Gdy sprawa nie trafiła jeszcze do sądu, wyrok mogła wydać sama ofiara. Zanim jednak wymierzyła karę, musiała pamiętać o obowiązującym w Izraelu zakazie zemsty streszczającym się w słynnym zdaniu „oko za oko, ząb za ząb”. Wbrew potocznemu rozumieniu tej zasady, nie pozwalała ona na wymierzenie zbyt wysokiej kary. Ofiara nie mogła się mścić, a kara powinna być adekwatna do wyrządzonej krzywdy. Jeśli ktoś wybił ci ząb, nie mogłeś go ukarać wybiciem mu dwóch zębów. Mogłeś natomiast wymierzyć niższą karę lub zupełnie z niej zrezygnować, czyli bezwarunkowo przebaczyć, choćby dlatego, że bardziej zależy ci na relacji niż na wyrównaniu rachunków. Jakkolwiek się dogadaliście, sąd już tą sprawą się nie zajmował.
W tym kontekście łatwiej nam zrozumieć słowa Jezusa: „Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz” (Mt 5, 25–26). Ten apel o dogadanie się daje przestrzeń przebaczeniu, stwarza możliwość zrezygnowania nawet z zadośćuczynienia.
Powróćmy do procesu Jezusa zakończonego skazaniem niewinnego i wyobraźmy sobie, jak niesie krzyż na Golgotę. Jest niewinną ofiarą. Przybity do krzyża może teraz prawomocnie osądzić i ukarać swoich oprawców zgodnie ze sprawiedliwością, którą Biblia hebrajska nazywa rib. Jezus, wisząc na krzyżu, odbywa sąd nad całym narodem, nad całą ludzkością. Na krzyżu odbywa się sąd nad światem. I z krzyża pada ostateczny wyrok, który wszyscy dobrze znamy: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. W ten sposób sprawiedliwość stała się usprawiedliwieniem. Od tego czasu Boża sprawiedliwość będzie dla nas, chrześcijan, gestem usprawiedliwienia i miłosierdzia. Nie ma w Kościele innej sprawiedliwości jak darowanie winy z tak wielką miłością, aby mobilizowała sprawcę do wdzięczności i zadośćuczynienia.  
Zbuntowany przeciwko miłosierdziu
Z tak wielkoduszną sprawiedliwością, niedomagającą się swego, nie mógł pogodzić się prorok Jonasz, którego Bóg posłał do Niniwy z przesłaniem Bożego miłosierdzia. Jonasz znał dobrze okrucieństwa Niniwitów i współcześni mu Żydzi wiele od nich wycierpieli. Dlatego odmówił wykonania Bożego polecenia i postanowił uciec statkiem do Tarszisz, czyli tak naprawdę na koniec znanego wówczas świata. Wiemy, że jego ucieczka od powierzonej mu misji nie powiodła się. Spełniał ją jednak bez przekonania. Zamiast głośno wołać, przechadzał się po Niniwie i mamrotał pod nosem Boże wezwanie do nawrócenia tak, aby nikt go nie usłyszał.
„I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego. (…) Zobaczył Bóg czyny ich, że odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej”
(Jon 3, 5.10).
Gdy Bóg zlitował się nad mieszkańcami Niniwy, Jonasz obraził się na Boga, który według niego powinien być konsekwentny w egzekwowaniu ustanowionego przez siebie prawa. Z takim Bogiem, zbyt miękkim i zbyt kompromisowym, nie chciał mieć do czynienia.
„Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się. Modlił się przeto do Pana i mówił: «Proszę, Panie, czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą. Teraz Panie, zabierz, proszę, duszę moją ode mnie, albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie»” (Jon 4, 1–3). Wolał umrzeć niż służyć takiemu „niekonsekwentnemu” Bogu.
Z dylematem Jonasza zmaga się niejeden katolik, któremu trudno byłoby zrozumieć, gdyby najwięksi zbrodniarze ludzkości dostąpili Bożego miłosierdzia.

Bóg nikogo nie karze
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za złe nie karze występnych. Wbrew temu, czego uczono mnie na katechezie w latach 70. ubiegłego wieku, kara, która spada na złoczyńców, jest konsekwencją ich czynów. „Twoja niegodziwość cię karze, a twoje niewierności cię osądzają” – tłumaczy prorok Jeremiasz (Jr 2, 19). Bóg nie jest oskarżycielem. Jest nim szatan. Na tym polega sąd, że gdy sami siebie oskarżamy, Jezus nas usprawiedliwia. A gdy się usprawiedliwiamy, szatan nas przed Bogiem oskarża.
Gdy siostra Faustyna Kowalska przypomniała nam o tajemnicy Bożego miłosierdzia, wielu fanów modnej dziś świętej nie rozumiało jej przesłania, bo woleli ekscytować się mistycznymi przeżyciami, jakich doświadczyła, niż tym, co chciała nam przekazać. A orędzie, jakie wypowiada w imieniu Chrystusa, jest bardzo proste i trudno go nie zrozumieć: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do Miłosierdzia Mojego” (Dzienniczek nr 300). Te słowa należałoby czytać w świetle Jezusowego zapewnienia, że Bóg „jest dobry dla niewdzięcznych i złych” (Łk 6, 35), a także w kontekście zachęty skierowanej do wszystkich ludzi: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Na tym polega doskonałość, do jakiej powinniśmy dążyć.  

Kto wierzy, nie idzie na sąd
Dlaczego przez tyle wieków straszono chrześcijan sądem? By utrzymać ciemne masy w karności i posłuszeństwie? Biblia wyjaśnia, że Bóg Ojciec nikogo nie będzie sądził, bo sąd przekazał Chrystusowi. Natomiast ci, którzy uwierzyli w Chrystusa, w ogóle nie idą na sąd. Czy ktoś wam o tym kiedykolwiek mówił?
„Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia” (J 5, 22–24).
Kto wierzy w Boga, nie idzie na sąd. Czy nie jest to rewolucyjne stwierdzenie? Chodzi oczywiście o żywą wiarę, o taką wiarę, którą widać nie tylko w obrzędach i w pobożnych modlitwach, lecz o taką, którą można zobaczyć w postawie miłości okazywanej nawet największemu wrogowi. Jeśli jednak kogoś skrzywdziliśmy, to czy skrzywdzona przez nas osoba nie zechce nas kiedyś osądzić tak, jak to przewidywało prawo rib? Pozostaje nam wierzyć, że będzie miała miłosierdzie nad nami.
Paweł Apostoł zaskakuje nas informacją, że święci będą sędziami tego świata i zwraca się do wspólnoty w Koryncie: „Czyż nie wiecie, że będziemy sądzili także aniołów” (1 Kor 6, 3). W pierwszych wiekach chrześcijaństwa każdy chrześcijanin należał do wspólnoty świętych, czyli zbawionych. Jeśli Chrystus rzeczywiście nas zbawił, to czy nie poprosi nas, byśmy wydali wyrok również w sprawie zbuntowanych aniołów? Czy będzie on podobny do wyroku, jaki zapadł z krzyża w naszej sprawie?

Zabiliśmy Bogu Syna!
Na krzyżu dokonało się nasze usprawiedliwienie. Ten, kto to zrozumie, kto tego doświadczy, padnie na kolana i zaleje się łzami wstydu i wdzięczności. Ale na krzyżu dokonało się coś jeszcze. Bóg nas usynowił, a chcąc być dzisiaj poprawnym, należałoby jeszcze dodać: „ucórczył”. Uczynił nas swoimi dziećmi. Najlepiej ilustruje to historia z początku XX wieku opisana w jednym z kanadyjskich pism chrześcijańskich.
Gdy pierwsi misjonarze przybyli do Alberty w Kanadzie, napotkali na wrogość ze strony wodza jednego z indiańskich plemion. Gdy ten zabił ojca jednego z misjonarzy, ów misjonarz wziął ze sobą osiodłanego konia swojego ojca i poszedł do obozu Indian, by spojrzeć w twarz zabójcy. Gdy został wpuszczony przed oblicze wodza, rzekł: „Zabiłeś mi ojca, więc teraz musisz wziąć jego konia i stać się dla mnie ojcem”. Zaskoczony tymi słowami wódz odpowiedział: „Mój synu, teraz to ty mnie zabiłeś!”.
To, co zostało zabite w tej historii, to nienawiść. Przebaczenie przemieniło relację między sprawcą zbrodni a ofiarą (historia na podstawie: Today in the Word, Moody Bible Institute).
Takie cuda są możliwe dzięki Duchowi Świętemu, który uzdalnia do heroicznych czynów. Zabiliśmy Bogu Syna i Bóg, przekazując nam królestwo, mówi: „To ty zabiłeś mi Syna. Teraz ty, masz być mi synem. Musisz mi Syna zastąpić. Twoje dłonie mają być jego dłońmi. Masz spoglądać na świat i na ludzi oczyma Chrystusa”. Doświadczając w głębi naszego serca, tak wielkiego przebaczenia, trudno jest nie przebaczyć tym, którzy wobec nas zawinili.

Zapach sprawiedliwości
Prawdę o miłości do osoby, która mnie skrzywdziła, można znaleźć nawet w przyrodzie. Jest w Afryce taka roślina, którą miejscowi nazywają kwiatem przebaczenia. Gdy się na nią nastąpi, wydziela przyjemną woń. To tak, jakby ci przebaczała, zanim jeszcze zdążysz ją przeprosić. Przebaczając, roztaczamy wokół siebie zapach świętości. Psalmista, zapowiadając nadejście zbawienia, śpiewa: „Wierność z ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość wychyli się z nieba” (Ps 85, 12). Przebaczająca sprawiedliwość sprowadza niebo na ziemię.
Ewangeliczna sprawiedliwość nie polega na wyrównywaniu rachunku krzywd, lecz na postawie, która przywraca relacje miedzy ludźmi i harmonię w świecie. Jest łagodna i cierpliwa. Wyzwala sprawcę od grzechu, a skrzywdzonego od nienawiści. Otwiera krwawiące serca na wielkoduszność i czułość Boga, który leczy rany.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki