Logo Przewdonik Katolicki

Skoczę do Liroja

Anna Michalska
Fot.

Jak każdego dnia, stałam wczesnym rankiem na przystanku autobusowym, zirytowana już bardzo, gdyż autobus, na który czekałam, nie przyjeżdżał. Razem ze mną oczekiwało kilku, tych samych co zawsze, towarzyszy niedoli komunikacyjnej, gdy nagle przeszył nas krzyk młodzieńca, notabene wyglądającego na inteligenta, w obowiązkowym popielatym garniturku, z czarną teczuszką w ręce: Jasne, po południu wlecę do Kerfura i jeszcze skoczę do Liroja po farbę...

Jak każdego dnia, stałam wczesnym rankiem na przystanku autobusowym, zirytowana już bardzo, gdyż autobus, na który czekałam, nie przyjeżdżał. Razem ze mną oczekiwało kilku, tych samych co zawsze, towarzyszy niedoli komunikacyjnej, gdy nagle przeszył nas krzyk młodzieńca, notabene wyglądającego na inteligenta, w obowiązkowym popielatym garniturku, z czarną teczuszką w ręce: „Jasne, po południu wlecę do Kerfura i jeszcze skoczę do Liroja po farbę”...

 

 

 

Oczywiście spieszę wyjaśnić, że zachowałam oryginalną wymowę owego jegomościa. Ale cóż to za wymowa?! Niewtajemniczonym wyjaśniam, że młodemu człowiekowi chodziło zapewne o sieci sklepów Carrefour i Leroy. Wymowa obu nastręcza trudności wielu Polakom. Jest to poniekąd spowodowane wpływami angielszczyzny, o której już wcześniej pisałam. Niejako automatycznie przy wymawianiu obcych nazw, zupełnie nie licząc się z ich pochodzeniem, niczym kalkę przykładamy wymowę angielską. Otóż w obu przykładach należy zastosować wymowę francuską. I tak nie żaden Kerfur, Kerfer ani Liroj, Lejroj, a wyłącznie Karfur i Lerua.

 

Profanacja

Trzeba zaznaczyć, że niestety nie są to odosobnione przypadki. Jeszcze kilkanaście lat temu w Poznaniu można było usłyszeć o parku Wilsona (czyt. w) czy ulicy Roosevelta (czyt. przez dwa „o”). W takim brzmieniu użytkownicy języka zachowywali oryginalną pisownię tych nazw, co oczywiście musi dziś budzić powszechny uśmiech. Obecnie, na szczęście, zdarza się to niezmiernie rzadko.

Ale to co dotyka języków klasycznych... To jest dopiero chińszczyzna! Wydawało mi się, że siła tej tradycji przetrwa każdą burzę. Usilnie starałam się wierzyć, że to co słyszałam w radiu, to było li tylko przejęzyczenie, wypadek przy pracy, zmęczenie redaktora... Otóż nie! Można bowiem przesłyszeć się raz, dwa, ale kilka razy to już chyba nie jest możliwe. To już jest plaga! Profanacja łaciny, „królowej wśród języków”, jak zwykł mawiać mój łacinnik, profesor poznańskiego uniwersytetu, który władał nią w stopniu doskonałym. Te czasy niestety już bezpowrotnie minęły, ale szacunek do tego języka został mi wpojony, toteż słyszę okropny zgrzyt, by powołać się na terminologię muzyczną: dysonans, gdy ktoś zmienia brzmienie wyrazów, pomijając ich łacińskie korzenie. Myślę wówczas gorzko, ile jeszcze osób w Polsce pamięta, że połączenie „qu” trzeba odczytywać jak „kw”, a więc: rekwijem, kwantum, kwazi, kwi pro kwo, akwapark, akwen, a nie: rekłem, kłantum, kłazi, kłi pro kło, akłapark, akłen...  Większość z tych wyrazów od wieków istnieje w polszczyźnie z grupą głoskową „kw”, a nie „kł”!

 

„Najki”

Także utrwaloną tradycją wieków wymowę mają w naszym języku judaica – dokumenty, rękopisy, druki dotyczące Żydów. Ta pluralna forma (liczby mnogiej) pochodzi również z łaciny. Bezpośrednio wywodzi się od przymiotnika iudaicus – żydowski. Wymawia się ją u nas  z nagłosowym „j”, tak jak judaizm, judeochrześcijanin, a więc judaika, tymczasem na własne uszy słyszałam w telewizji, o zgrozo, o dżudaikach... Nic, tylko boki zrywać.

Obyśmy nie doczekali czasów, gdy nasze dzieci będą święcie przekonane, że jednym ze stołecznych pomników-symboli jest pomnik Najki – dla nas jeszcze Nike - bogini zwycięstwa...

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki