Miały być szyby naftowe, miliardowe kontrakty dla naszych firm i „województwo irackie” w polskiej strefie stabilizacyjnej. Miast tego pozostał jedynie powojenny kac i świadomość niewykorzystanych gospodarczych szans.
Zgodnie z wcześniejszą deklaracją rządu Donalda Tuska, w październiku dobiegnie końca nasza wojskowa obecność w Iraku. I choć rozpoczynaliśmy tę misję jako jeden z trzech głównych koalicjantów uczestniczących w operacji „Freedom Iraq”, to efekty naszego pięcioletniego pobytu w tym kraju są, łagodnie mówiąc, dość mizerne. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że przy skali naszego obecnego zaangażowania i ogólnej sytuacji panującej w Iraku ten moment równie dobrze mógł nastąpić dwa, trzy lata temu. Gdyby tak się stało, do Polski wróciłoby pewnie kilku chłopaków w polskich mundurach więcej...
Nie ma kasy na pustyni
Po błyskawicznym zwycięstwie sił koalicyjnych nad przestarzałą i słabo zmotywowaną iracką armią Polsce powierzona została kontrola nad strefą stabilizacyjną w środkowo-południowym Iraku - bagatela 80 tys. km2, czyli blisko 20 proc. powierzchni tego bliskowschodniego kraju. To miała być nagroda za nasz wojskowy wkład wniesiony w iracką wiktorię. Nic więc dziwnego, że polscy przedsiębiorcy ostrzyli sobie zęby na wielomiliardowe zyski przy odbudowie irackiej infrastruktury. Co śmielsi snuli zaś wizje korzyści związanych z tamtejszymi olbrzymimi złożami ropy naftowej i gazu ziemnego.
Pieniądze zarabiali jednak inni. Tacy, jak choćby amerykańska firma Washington Group International, która zyskała prawie miliard USD na naprawie, modernizacji i utrzymaniu wydobycia ropy w Iraku, albo brytyjski Aegis, wykonawca kontraktu o wartości 430 mln USD na koordynację całego systemu ochrony w Iraku. Ba - interesy robili w Iraku nawet ci, których próżno było szukać wśród uczestników antysaddamowskiej koalicji - Chińczycy, Francuzi, Niemcy...
A my? Niedawno „Rzeczpospolita” wyliczyła, ze koszt polskiego udziału w tej wojnie wyniósł niecałe 800 mln zł, a na irackich kontraktach zarobiliśmy 410 milionów, tyle, że amerykańskich dolarów (gł. na sprzedaży sprzętu wojskowego). Doprawdy trudno ten rezultat uznać za jakiś oszałamiający sukces finansowy...
Symbolem naszej niemożności stał się przegrany przez Bumar przetarg na dostawy broni dla irackiej armii. Żadna z polskich firm nie znalazła się też na amerykańskich listach preferencyjnych dostawców. Ale to nie tylko wina Amerykanów - nasi przedsiębiorcy wskazują na mało energiczne działania kolejnych polskich rządów, politycy zaś odgryzają się, wypominając biznesmenom brak dostatecznej współpracy między samymi zainteresowanymi firmami.
W składzie irackiej porcelany
Niby więc zarządzaliśmy naszą częścią irackiego „tortu”, ale tak naprawdę byliśmy jedynie bocznym trybikiem w wielkiej amerykańskiej machinie wojennej. O wszystkim od samego początku decydowali ludzie z Pentagonu i Białego Domu. Na nasze szczęście to oni ponoszą więc główną odpowiedzialność za utratę wiarygodności całej irackiej operacji, po tym, gdy okazało się, że informacje o broni masowego rażenia były tylko zwykłym blefem cierpiącego na manię wielkości Saddama Husajna. Podobnie zresztą, jak doniesienia o ścisłych związkach irackiego reżimu z terrorystami z al Kaidy.
Polskiej armii udało się też uniknąć w Iraku takich kompromitujących wpadek, jakie przydarzyły się brytyjskim i amerykańskim żołnierzom przy okazji sprawy Abu Ghraib i kilku jeszcze innych irackich więzień. Między bajki można jednak włożyć propagandowe opowiastki MON-u o tym, jak to bardzo iracka ludność pokochała polskie wojsko. Bo nawet jeśli większość Irakijczyków autentycznie nienawidziła Saddama Husajna, to i tak byliśmy, i pozostajemy dla nich nadal, jeśli nie okupantami, to na pewno intruzami, próbującymi z gracją słonia lawirować pomiędzy niezrozumiałymi dla nas plemiennymi i religijnymi miejscowymi konfliktami.
Pod względem politycznym zyskaliśmy niewiele – owszem, zacieśniliśmy sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, ale bez jakichś wymiernych efektów. Bo jedna przyjacielska wizyta prezydenta Busha w Juracie - w świetle choćby nierozwiązanego do dziś problemu amerykańskich wiz dla Polaków - to stanowczo zbyt mało.
Gdyby więc poszukać jakiegoś namacalnego efektu naszej irackiej misji, to zawiera się on tak naprawdę w zdaniu wypowiedzianym onegdaj przez George’a Busha: „Nie mam wątpliwości, że świat bez Saddama Husajna jest lepszym i bezpieczniejszym miejscem”.
Czy ta wojna była konieczna?
ks. prof. Andrzej Szostek, kierownik Katedry Etyki na Wydziale Filozofii KUL: – W moim przekonaniu każda wojna jest „grą”, w której w ostatecznym rozrachunku przegrywają wszyscy. I to nie tylko dlatego, że działania wojenne przynoszą śmierć, łzy i zniszczenia, ale także z tego powodu, że wprowadzają tak wielką atmosferę nienawiści, iż łatwo zapomnieć o tym, że człowiek po drugiej stronie frontu to nade wszystko nasz bliźni. Z tego względu rzeczywiście trudno wojnę usprawiedliwiać.
Istnieją sytuacje, w których staje się ona smutną koniecznością, głównie dlatego, by nie pozostawiać bezbronnymi tych, którzy są niesprawiedliwie atakowani. W tym kontekście w doktrynie Kościoła pojawiła się koncepcja wojny sprawiedliwej – i trzeba podkreślić, że do dziś nie straciła ona na aktualności. Pytanie tylko, czy tę formułę da się zastosować także w stosunku do wojny w Iraku. Moim zdaniem chyba jednak nie. Czy dzięki działaniom wojennym załatwiono pozytywnie jakiekolwiek problemy tego kraju? Czy po obaleniu reżimu Saddama Husajna w Iraku zapanował pokój? Czy świat jest dziś przez to bezpieczniejszy? To pytania raczej retoryczne.
Druga sprawa: przypominam, że jednym z istotnych elementów wojny sprawiedliwej jest jej obronny charakter. Czy wojna w Iraku może być za taką uznana? Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest wcale taka prosta. W przypadku „klasycznym” wojna sprawiedliwa jest odpowiedzią na wcześniej rozpoczętą, niesprawiedliwą agresję. Sytuacja zmienia się jednak, gdy mamy do czynienia z wojną prewencyjną, podejmowaną po to, by uniemożliwić napad, do którego niesprawiedliwy agresor już się przygotowuje. Takim „nieklasycznym” przypadkiem wojny były chociażby działania Józefa Piłsudskiego w 1920 roku, który uprzedził bolszewicką inwazję na Polskę, ratując tym samym nasz kraj przed groźbą ataku wojennej machiny sowieckiej. W takich przypadkach można chyba zaliczyć wojnę prewencyjną do kategorii wojen sprawiedliwych. Niemniej jednak, aby móc ten argument wykorzystać, potrzeba naprawdę silnych argumentów. I wydaje mi się, że Piłsudski miał je o wiele mocniejsze niż George Bush. Świadczy o tym choćby to, że do dziś nie otrzymaliśmy żadnych wiarygodnych informacji (zwłaszcza o pracach nad bombą atomową), które mogłyby usprawiedliwić podjęcie prewencyjnych działań wojennych w stosunku do irackiego reżimu.
I wreszcie: w przypadku konfliktu w Iraku poważne wątpliwości budzi fakt, czy aby na pewno wykorzystano wszystkie możliwe środki nacisku, zanim przystąpiono do rozwiązań siłowych. Kościół przy tego rodzaju obiekcjach zajmuje jednoznaczne stanowisko: rozstrzyganie problemów społecznych drogą zbrojną to absolutna, smutna ostateczność.
Polskie ofiary wojny w Iraku:
- mjr Hieronim Kupczyk - 6 listopada 2003
- st. szer. Gerard Wasielewski – 22 grudnia 2003
- członek polskie ekipy telewizyjnej Mounir Bouamrane – 7 maja 2004
- dziennikarz Waldemar Milewicz - 7 maja 2004
- kpt. Sławomir Stróżak – 8 maja 2004
- st. chor. Marek Krajewski - 8 maja 2004
- pracownik amerykańskiej firmy Blackwater Krzysztof Kaśkoś – 5 czerwca 2004
- pracownik amerykańskiej firmy Blackwater Artur Żukowski - 5 czerwca 2004
- st. kpr. Tomasz Krygiel - 8 czerwca 2004
- st. szer. Andrzej Zielke - 8 czerwca 2004
- kpr. Marcin Rutkowski – 29 lipca 2004
- szer. Sylwester Kutrzyk – 19 sierpnia 2004
- st. szer. Grzegorz Rusinek - 19 sierpnia 2004
- st. szer. Krystian Andrzejczak - 21 sierpnia 2004
- ppor. Piotr Mazurek – 12 września 2004
- st. szer. Grzegorz Nosek - 12 września 2004
- ppor. Daniel Różyński - 12 września 2004
- chor. Paweł Jelonek – 15 grudnia 2004
- kpt. Jacek Kostecki - 15 grudnia 2004
- mł. chor. Karol Szlązak - 15 grudnia 2004
- st. szer. Roman Góralczyk – 25 lutego 2006
- sierż. Tomasz Murkowski – 10 listopada 2006
- st. szer. Piotr Nita – 7 lutego 2007
- st. szer. Tomasz Jura – 20 kwietnia 2007
- funkcjonariusz BOR Bartosz Orzechowski – 3 października 2007
- mjr Jarosław Posadzy - 7 lipca 2007
- st. kpr. Andrzej Filipek – 2 listopada 2007