O czasach rodzącej się „Solidarności” oraz przemianach, które nastąpiły po latach, z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, rozmawia Marcin Jarzembowski
Z „Solidarnością” jest Ksiądz związany od samego początku. Wiemy, że zryw Sierpnia’80 był wydarzeniem na skalę światową. Czy możemy w jakiś sposób porównać tamten okres ze współczesnością?
– Oczywiście, że tak. Na pewno jest to wielki fenomen. Z „Solidarnością” byłem związany jeszcze jako kleryk i do dzisiaj te ideały są dla mnie bardzo ważne. Gdy patrzę na całe swoje życie, to mogę powiedzieć, że ukształtowały mnie dwie rzeczy – seminarium oraz „Solidarność”. W „Solidarności” znajduję wiele wartości, które odnoszę do swojej pracy duszpasterskiej. Na co dzień opiekuję się osobami niepełnosprawnymi oraz wspólnotą ormiańską. W jednym i w drugim przypadku znajduję tam elementy mocno związane z „Solidarnością”, czyli troskę o tych najmniejszych, ubogich wyrzuconych poza margines społeczny. Przypuszczam, że gdyby nie „Solidarność” robiłbym zupełnie coś innego. Jako kapłan miałbym inne podejście do wielu spraw.
Cofnijmy się do roku 1980. Jak wspomina Ksiądz tamten czas?
– Dla mnie był to niesłychany wybuch ludzkiego entuzjazmu. Byłem wówczas klerykiem czwartego roku. Pomimo murów seminarium, które oddzielały nas od społeczeństwa, mogłem obserwować, co się dzieje. Wszyscy bardzo mocno to przeżywaliśmy. Wielu księży zaangażowało się w „Solidarność”. Dla mnie natomiast jeszcze większym przeżyciem był stan wojenny. Jako diakon przebywałem wtedy na praktyce w parafii i bezpośrednio uczestniczyłem w tych wydarzeniach. Pomagaliśmy ludziom wyrzuconym z pracy i tym, którzy się ukrywali. Wtedy również zrozumiałem, jak ważną sprawą jest głoszenie Ewangelii oraz pomoc bliźniemu.
Posługiwał Ksiądz wówczas w niezwykłym środowisku.
– Tak. Po święceniach kapłańskich w 1983 roku związałem się z ks. Kazimierzem Jancarzem, który założył Duszpasterstwo Ludzi Pracy w Krakowie Mistrzejowicach. Dzięki obopólnej przyjaźni dojeżdżałem do niego i pomagałem w posłudze. Po pewnym czasie te wydarzenia mocno mnie wciągnęły. Już w 1988 roku byłem kapelanem podczas strajku w Nowej Hucie. W każdy czwartek spotykaliśmy się na Mszach Świętych za Ojczyznę. Mistrzejowice były otwarte dla wielu osób. Artyści organizowali niezależne wystawy. Poznałem wielu ludzi, z którymi przyjaźnię się do dziś. To również rzutowało na moje podejście do wielu spraw. Pochodzę z rodziny inteligenckiej i nigdy wcześniej nie miałem kontaktu ze światem robotniczym. Dopiero Mistrzejowice pokazały mi, że istnieje wielka i wspaniała grupa robotników – ludzi, którzy mają swoją godność i oczekiwania.
Te przemiany nie były łatwe. Wielu ludzi zapłaciło za to wielką cenę.
– Widziałem to na co dzień. Największe wrażenie robiło na mnie to, kiedy pracownik był wyrzucany lub represjonowany, a miał żonę i dzieci. Do dzisiaj są to dla mnie wielcy bohaterowie. Mając takie ogromne obciążenie, tak wspaniale się zachowali. To jeszcze bardziej mnie umacniało – ludzie z zasadniczym wykształceniem czy po technikum potrafili dać ogromne świadectwo.
A jaka była w tym rola Sługi Bożego Jana Pawła II?
– Przede wszystkim, gdyby nie Ojciec Święty, „Solidarności” by nie było. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że zrodziła się ona po Jego pierwszej pielgrzymce do Polski. Poza tym Jan Paweł II „Solidarność” umacniał przez cały czas. Apogeum miało miejsce w Gdańsku Zaspie w 1987 roku. Mogłem w tym spotkaniu uczestniczyć. On to dzieło cały czas popierał – jest duchowym ojcem „Solidarności” do dzisiaj. Jego nauczanie spowodowało, że to wszystko odbyło się bez rozlewu krwi i przemocy. I słowa: „Nie ma wolności bez «Solidarności»” są po 26 latach ciągle aktualne.
Dzisiaj kościoły nie są tak wypełnione jak 26 lat temu. Wielu odeszło od „Solidarności”. Czym można tłumaczyć to zjawisko?
– Są to nieuchronne procesy, które dokonują się w naszym społeczeństwie. Jednak nie jest aż tak źle. W tamtych czasach Kościół był również jedyną alternatywą dla ludzi niewierzących i niepraktykujących, którzy przychodzili na Mszę za Ojczyznę, bo uważali to za swój obowiązek obywatelski. W tej chwili w świątyniach są ci, którzy głęboko wierzą i potrzebują tych wartości w życiu codziennym. Dlatego mniejszą liczbą bym się tutaj nie przejmował.
Czyli, podsumowując, ideały sprzed lat są wciąż aktualne?
– Patrząc na siebie i przyjaciół, mogę śmiało powiedzieć, że ideały „Solidarności” zmieniły nasze życie. Spowodowały, że mamy inne spojrzenie na świat. To są rzeczy, które ustawicznie trzeba odkrywać i poszukiwać. Świat się zmienia, ale ideały pozostają te same. Można je realizować na różny sposób.