Logo Przewdonik Katolicki

Wiara prosta jak krzyż

Katarzyna Jarzembowska
Fot.

Są ich miliony. Na ulicy, w pracy, kawiarni ale najczęściej w czterech ścianach własnego domu. Niektórzy nie widzą, inni nie słyszą, a kolejni poruszają się za pomocą wózków. A my się z nimi integrujemy, choć częściej się ich boimy. Bo inność zawsze budzi strach. Niepotrzebnie. Ksiądz Piotr Buczkowski pracuje z osobami głuchoniewidomymi w Ośrodku...

Są ich miliony. Na ulicy, w pracy, kawiarni – ale najczęściej – w czterech ścianach własnego domu. Niektórzy nie widzą, inni nie słyszą, a kolejni poruszają się za pomocą wózków. A my się z nimi integrujemy, choć częściej się ich boimy. Bo „inność” zawsze budzi strach. Niepotrzebnie.

Ksiądz Piotr Buczkowski pracuje z osobami głuchoniewidomymi w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym im. Louisa Braille’a w Bydgoszczy. Ostatnio otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi przyznany przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Jednak wyróżnienia nie znaczą dla niego tyle, co przywiązanie i miłość podopiecznych – bo to oni pozwolili mu na nowo odkryć Chrystusa.

– Jak to się zaczęło? Pewnego dnia jedna z nauczycielek poprosiła o przygotowanie głuchoniewidomych do Pierwszej Komunii Świętej. To są tacy sami ludzie jak my, tylko trochę inaczej odbierają świat. Pracując z nimi, doświadczam miłości na skraju Drogi Krzyżowej. Czasami mam wrażenie, jakbym wrzucał jakieś skarby do studni. Z początku jest cisza, ale potem ten oddźwięk przychodzi – najczęściej w zupełnie nieoczekiwanym momencie.

Jak tłumaczy ks. Buczkowski, spotkanie z dzieckiem głuchoniewidomym to konieczność poddania się dotykowi – sprawdzenie, czy mam twarz – oczy i uszy. – Kiedyś czytałem książkę Heleny Keller, głuchoniewidomej pisarki i działaczki amerykańskiej, która wspominała, że największą tragedię w dzieciństwie przeżyła wtedy, kiedy dostała szmacianą lalkę, niemającą oczu i uszu. Była więc… nikim.

Zanim dzieci trafią do ośrodka szkolno-wychowawczego, dorastają w rodzinie, która często nie wie, jak prowadzić rehabilitację. A potem są problemy – dziecko nie potrafi samo jeść czy chodzić. Równie dramatyczne są pytania – co dalej? Czy to dziecko po powrocie do swojego środowiska będzie kochane? Jaka będzie jego przyszłość? Warto zwrócić uwagę na wielki dramat rodzeństwa osób niepełnosprawnych – czy można je zniewolić, żeby swoje życie poświęciło opiece nad niesprawną siostrą lub bratem? – Mam wrażenie, że wiele problemów wynika ze strachu przed spotkaniem z osobą niepełnosprawną. Ten lęk jest w każdym. Pamiętam, kiedy pierwszy raz wchodziłem do klasy, gdzie były dzieci głuchoniewidome. Jak one mnie przyjmą? Jak mam im opowiadać o Bogu? To przerastało moje wyobrażenia, mimo że miałem teoretyczne przygotowanie i konsultowałem się z innymi nauczycielami. Potem okazało się, że ten lęk był nie do końca uzasadniony. Trzeba się uśmiechnąć, powiedzieć dobre słowo, nawet jeśli ktoś nie widzi czy nie słyszy. Trzeba być sobą – mówi ks. Buczkowski. Duszpasterz osób niewidomych diecezji bydgoskiej uważa, że państwo, choć pomaga, często zapomina o rodzinie. – Chodzi nie tylko o rehabilitację osób niepełnosprawnych, ale o wsparcie ich bliskich. By potrafili zaakceptować niepełnosprawność i stworzyć swoim dzieciom perspektywę godnego życia.

Dzieci pokazały ks. Piotrowi inne spojrzenie na świat. – To wręcz absurd, ale to one nauczyły mnie fotografować – zwłaszcza zaułki i bramy, miejsca, gdzie za odchylonymi drzwiami kryje się tajemnica. Te zdjęcia są wynikiem spotkania z dzieckiem głuchoniewidomym. To obrazy malowane światłem. W archiwum mam ich… kilka tysięcy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki