Jak mówi, zamiłowanie do latania ma we krwi. Zaraził się od taty, który jest bliski diamentowej odznaki. Kiedy wsiada za stery szybowca, może liczyć tylko na własne umiejętności i dobre warunki pogodowe. Na ziemi najczęściej można go spotkać w domowej pracowni, gdzie skleja modele najróżniejszych szybowców. Latanie i modelarstwo to jego nieodłączne pasje. Bydgoszczanin Łukasz Karłowski jest uczniem trzeciej klasy Liceum Towarzystwa Salezjańskiego.
Łukasz to bardzo skromny człowiek. Ma dopiero 18 lat. Jednak wie, co chciałby robić, jakie są jego marzenia. O lataniu i sklejaniu szybowców mógłby rozmawiać godzinami.
Pierwszy raz w przestworzach
– Zaczęło się od sklejania małych, plastikowych modeli, a potem przeszło w sportowe modelarstwo. Nieco później przyszła miłość do szybownictwa. Obecnie latam trzeci sezon i w obu dziedzinach odnoszę sukcesy – powiedział z dumą. Tata Łukasza należał do szybowcowej kadry juniorów i latał w niej przez cztery lata. – Chciałbym mu dorównać. Dokładnie pamiętam swój pierwszy lot, mimo że wcześniej z instruktorem było ich około pięćdziesięciu. To jest moment, którego nigdy się nie zapomina. Lot był za mechaniczną wyciągarką i trwał pięć minut. Zanim zdążyłem nacieszyć się powietrzem, byłem już na dole.
Łukasz wsiadł pierwszy raz do szybowca w 2004 roku. Obecnie posiada trzecią klasę szybowcową i dwa warunki do srebrnej odznaki, tzn. warunek pięciogodzinnego lotu oraz przewyższenie 1000 metrów. Przed nim przelot 50 kilometrów, aby uzyskać srebrną odznakę i następne warunki do złotej i diamentowej. Aby otrzymać tę ostatnią odznakę, należy spełnić trzy kolejne warunki. Pierwszym jest przewyższenie pięciu tysięcy metrów, bardzo rzadko uzyskiwane. Drugim – przelot po trójkącie 300 kilometrów, a trzecim – wykonanie przelotu po trasie trójkąta 500 kilometrów. – Większość moich rówieśników po ukończeniu szkolenia nie pojawia się już na lotnisku. Ja natomiast latam dalej. Sam pilotuję „Bociana”, „Puchacza” i „Pirata”. Za mną 150 lotów i 50 godzin w powietrzu. Najdłuższy lot wyniósł prawie sześć godzin. To jest coś, do czego człowiek nieustannie tęskni – powiedział Łukasz.
Szkoła cierpliwości
W życiu Łukasza są i takie chwile, kiedy zamiast w górę – schodzi na dół… do swojej pracowni. Tam realizuje plany modelarskie, które są rozrysowane na papierze. Wszystko pod okiem instruktora Wiesława Nowaczyka. – Najpierw były to proste, plastikowe modele z czasów II wojny światowej. Aż w pewnym momencie zostałem zapisany do Młodzieżowego Domu Kultury nr 5. Wówczas rozpocząłem sklejanie modeli szybowców z drewna. I tak zaczęły się udziały w zawodach modelarskich. Byłem w Suwałkach, Dęblinie oraz Stalowej Woli. W Bydgoszczy zdobyłem mistrzostwo w młodszej kategorii wiekowej – podkreślił. Wykonanie jednego modelu zajmuje Łukaszowi około roku. – To ćwiczenie własnej cierpliwości. Jeden błąd może spowodować, że cała praca pójdzie na marne. Opracowuję i wycinam najróżniejsze kształty, przykładając największą wagę do skrzydeł – dodał. Materiały, z których wykonuje modele, to specjalne gatunki drewna oraz włókna węglowe. Kiedy model jest gotowy, zaczynają się treningi, zawody i emocje. Wszystko zależy od dobrego wyczucia momentu, w którym model powinien zostać wypuszczony, oraz umiejętności modelarza podczas holowania modelu na jak najwyższą wysokość, na holu o długości 50 metrów. – Po starcie model jest zdany na łaskę Boga oraz warunki panujące w powietrzu. Tego nie da się do końca opisać. Tym trzeba żyć. Kocham latanie i modelarstwo – zakończył.
Łukasz Karłowski z Bydgoszczy jest szybownikiem i modelarzem. Na co dzień uczęszcza do trzeciej klasy o profilu matematyczno-fizycznym Liceum Towarzystwa Salezjańskiego. Swój pierwszy lot odbył w 2004 roku. Jego ojciec powrócił do latania po ponad dziesięciu latach. Oboje twierdzą, że mają temat, który mogą „nawijać” w nieskończoność.