Logo Przewdonik Katolicki

Zastrzyk z muchy

Michał Bondyra
Fot.

Co może łączyć muchę i czarny pył? Na przykład to, że fragmenty tej pierwszej i śladowa ilość tego drugiego znalazły się w jednorazowych strzykawkach. Wykryto je w kilku sztukach, ale zagrożona jest cała 153-tysięczna partia. A o wszystkim dowiadujemy się po siedmiu miesiącach od wykrycia sprawy. Czarny humor? Nie polska rzeczywistość. Zaczęło się we wrześniu ubiegłego...

Co może łączyć muchę i czarny pył? Na przykład to, że fragmenty tej pierwszej i śladowa ilość tego drugiego znalazły się w jednorazowych strzykawkach. Wykryto je w kilku sztukach, ale zagrożona jest cała 153-tysięczna partia. A o wszystkim dowiadujemy się po siedmiu miesiącach od wykrycia sprawy. Czarny humor? Nie – polska rzeczywistość.

Zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku. To wtedy feralną partię hiszpańskich strzykawek jednorazowego użytku zakupił Radomski Szpital Specjalistyczny im. Tytusa Chałubińskiego. – Zanieczyszczenia odkryto na początku grudnia, na oddziale okulistyki. O fakcie tym zostali powiadomieni dyrekcja szpitala, dostawca strzykawek i prokuratura. Wszystkie strzykawki od tego dostawcy zostały zebrane i zabezpieczone, zakończono współpracę z tym dostawcą – mówił Andrzej Pawelczuk, nowy dyrektor radomskiego szpitala. Sęk w tym, że o feralnych strzykawkach firmy Becton Dickinson Polska poprzednik Pawelczuka zapomniał poinformować Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych. Przez siedem miesięcy nie zrobiła tego także prokuratura w Radomiu. O niczym nie wiedziało również Ministerstwo Zdrowia, sam producent oraz rozprowadzający je dwaj hurtownicy: łódzki Skamex i warszawski Mitramed. Dopiero publikacja „Dziennika” przed kilkoma dniami nagłaśniająca całą sprawę spowodowała konkretne reakcje. Zaczęto wycofywać podejrzaną 153-tysięczną partię strzykawek, z której – jak ustalił „Dziennik” – do trzech hurtowni i 16 szpitali, głównie w Warszawie, Szczecinie, Łodzi i Krakowie trafiło 86 tys. sztuk. W kilkanaście tysięcy zanieczyszczonych produktów najprawdopodobniej zaopatrzone zostały też przychodnie, apteki i gabinety lekarskie. Resztę – jak poinformował rzecznik resortu zdrowia Paweł Trzciński – jeden z hurtowników sprzedał do Czech. Po tym, jak stwierdzono „pewne zaniechania” dotyczące sporów kompetencyjnych i opieszałości w śledztwie prowadzonym w Radomiu, sprawę przejęła prokuratura okręgowa w Lublinie. Brak poinformowania Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, a co za tym idzie w dalszej kolejności Ministerstwa Zdrowia to zaniechanie prawne przede wszystkim władz szpitala w Radomiu, bo jak powiedział szef resortu Zbigniew Religa: „prokuratura i policja nie mają obowiązku zawiadamiania urzędu rejestracji”.

Zapewne ktoś spyta, skąd takie larum? Ano stąd, że wykorzystanie zabrudzonych strzykawek może doprowadzić do zakażenia, gorączki, spadku ciśnienia, dreszczy, a nawet sepsy. O zbadanie związku feralnych strzykawek ze wzrostem zachorowań na początku roku na tę ostatnią chorobę domaga się Stowarzyszenie Pacjentów „Primum Non Nocere”. Zdaniem stowarzyszenia, sepsę wywołały bakterie z rodziny meningokoków, które wcześniej nie pojawiały się masowo w naszym kraju. Tę hipotezę całkowicie wykluczyło jednak Ministerstwo Zdrowia. Rzecznik resortu Paweł Trzciński, powołując się na eksperta ministerstwa w tej dziedzinie prof. Walerię Hryniewicz, powiedział, że tamte zakażenia zostały wywołane przez bakterie, które żyją tylko w organizmie ludzkim i nie przetrwałyby w strzykawce.

O tym, że strzykawki wolne były od jakichkolwiek bakterii zapewnił też prezes Becton Dickinson Polska Marin Koening: „są jałowe nawet jeżeli podczas procesu produkcji dostały się do nich jakieś zanieczyszczenia”. Koening podkreślił bowiem, że podczas procesu produkcji wszystko jest wyjałowione i nie ma niebezpieczeństwa, że znajdują się tam bakterie stanowiące zagrożenie dla życia.

Uspokaja też lubelska prokuratura. Według niej zabrudzona seria strzykawek 0607186 o numerze katalogowym 396 nie spowodowała, według dotychczasowej wiedzy, u nikogo zagrożenia życia, poza przypadkiem z Chorzowa, który będzie jednak jeszcze weryfikowany.

Sprawa strzykawek pokazuje, że lenistwo, głupie zaniechanie, a może brak kompetencji dyrekcji radomskiego szpitala, a także brak logicznego myślenia i wyjścia poza ramy obowiązującego prawa ludzi z radomskiej prokuratury mogły doprowadzić do wielkiego dramatu. Tym razem jeszcze się udało, ale czy następnym będziemy mogli powiedzieć to samo? Oby tego następnego razu jednak nie było...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki