Podziały występujące w polskim społeczeństwie od lat opisywane są przez socjologów. Po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich opisy te nabrały szczególnej wyrazistości. Jeśli wierzyć profesjonalnym analitykom, z naszego społeczeństwa ostatecznie wyodrębniła się samozwańcza intelektualna elita!
Dobre samopoczucie członków „elitarnej” wspólnoty może mieć solidne podstawy! Nie dość, że wiedzieli, jak i na kogo głosować, to niektórym z nich udało się też skończyć studia. W ich towarzystwie nietrudno spotkać ludzi dobrze radzących sobie z czytaniem, pisaniem, a nawet podstawowymi działaniami matematycznymi! Wśród „elity” regularnie czytuje się „najbardziej opiniotwórcze gazety”. Poza przezabawnymi historyjkami na temat wzrostu prezydenta naszego kraju modne jest tu okazywanie lekceważenia zaściankowym gustom społeczeństwa, demonstracja zniesmaczenia wszelkimi poczynaniami „religiancko-nacjonalistycznego” rządu i przesadny entuzjazm po jakichkolwiek niepowodzeniach czy choćby krytycznych głosach na temat Polski, napływających z dowolnego zakątka świata.
„Gigantyczne budowle sakralne, wśród których nie odróżnisz kościoła od zdobnego hangaru na tarcze rakietowe”, modlący się o deszcz politycy, „przegięcie” z trzydniową żałobą po tragicznym wypadku autobusu z pielgrzymami powracającymi z Francji, bezsensowne i pełne hipokryzji prośby o zmianę terminu koncertu zespołu Rolling Stones... To tylko przykłady straszaków, jakimi – w kraju i za granicą – posługują się polskie „wykształciuchy” mówiące o sytuacji w swojej Ojczyźnie.
Na marginesie, „intelektualistom”, którzy sami nazywają się „wykształciuchami”, warto przypomnieć, że to nie Ludwik Dorn jest autorem tego terminu.
O „wykształciuchach” mówił już przed laty Aleksander Sołżenicyn. Określenie to odnosiło się do niezbyt lotnych umysłowo przedstawicieli nowej sowieckiej inteligencji. Według sławnego rosyjskiego pisarza, na tego typu miano zasługiwali osobnicy obdarzeni naukowymi tytułami, ale niezdolni do samodzielnego, analitycznego spojrzenia na świat.
Obserwacje Sołżenicyna nie tracą na swej aktualności. Uczelniany dyplom zdaje się w coraz mniejszym stopniu świadczyć o jego posiadaczu.