Przebieg kampanii wyborczej może prowadzić do niewesołych wniosków. Zamiast prezentacji programów politycznych i gospodarczych, znów mamy rywalizację agencji reklamowych. Kto ładniejszy? Kto głośniejszy? Kto bardziej wypomadkowany? Politycy – a raczej „zaklinacze elektoratu” – nie przedstawiają swoich zamierzeń. Krytykują przeciwników i... uśmiechają się do nas z plakatów. Jakie stawiają sobie cele? Jak chcą je osiągnąć? Czym różnią się od konkurentów? O tym wolą nie mówić! Wiedzą, że ich dostojne uśmiechy dla większości rodaków są ważniejsze od programu! Szkoda, bo byłoby o czym rozmawiać. Mieliśmy przecież w ostatnich latach sporo przypadków lekceważenia wyborczych obietnic. Mieliśmy tak zwanych liberałów, którzy obiecywali przed kamerami telewizyjnymi, że na dofinansowanie działalności własnej partii politycznej nie wezmą z budżetu państwa ani grosika, a później brali grube miliony. Mieliśmy „konserwatystów” głosujących przeciwko zasadom prawa naturalnego. Mieliśmy polityków domagających się dekomunizacji, później proponujących rządowe stanowiska byłym członkom PZPR. Mieliśmy „kawiorowych reprezentantów klasy robotniczej”, którzy obrażali się za stawiane pytania o źródła swojego majątku...
Na kogo w takim razie głosować? Do odpowiedzi na to pytanie nie powinniśmy się przymierzać, zanim nie znajdziemy odpowiedzi w sprawach znacznie ważniejszych. „Jakiej Polski chcemy?”, „Czego oczekujemy od tych, którzy mieliby rządzić?”, „Co decyduje o naszym poparciu dla konkretnego polityka?”.
Odpowiadając, kierujmy się własnymi poglądami. Traktujmy zdanie aktorów, dziennikarzy, piosenkarzy, socjologów czy innych „autorytetów medialnych” jako niewiele znaczącą ciekawostkę. Nie dajmy sobie wmówić, że głosując w wyborach, musimy zapomnieć o tym, że jesteśmy chrześcijanami. Nasza wiara, nasz światopogląd ma wpływ także na nasze polityczne wybory. Autorytety medialne ciągle nie wyjaśniły, z jakich to powodów chrześcijanin miałby popierać partie i polityków, którzy występują przeciwko Dekalogowi.
Po odpowiedzi na wcześniejsze pytania możemy wrócić do kwestii personalnych. Na kogo głosować? Na kandydata, który wydaje nam się najlepszy! Bez względu na to, czy „ma szansę” wygranej, czy nie.