Wątpliwości wokół Traktatu Konstytucyjnego UE dały elitom politycznym naszego kraju okazję do zademonstrowania swej niezłomności w obronie interesów Ojczyzny. Niektórzy z partyjnych liderów zgłosili nawet gotowość przelania własnej krwi, aby tylko nie dopuścić do przyjęcia niekorzystnych dla Polski rozwiązań zawartych w traktacie.
„Nicea albo śmierć!” – wołał dramatycznie jeden z popularnych polityków. Okrzyki naszych bohaterów ucichły jednak, gdy przewodnictwo w Unii Europejskiej objęły Niemcy. Partyjni koledzy zapalczywego obrońcy „Nicei” twierdzą już, że „powinniśmy zrezygnować z obrony nicejskiego systemu głosowania”. Także polski prezydent – na długo przed spotkaniem z niemiecką kanclerz Angelą Merkel – złagodził krytykę rozwiązań proponowanych w „najgrubszej konstytucji świata”. Za to pani kanclerz już pierwszego dnia wizyty w Polsce ogłosiła, że „nadszedł czas na decyzję w sprawie konstytucji”.
Politykom zza Odry bardzo zależy na przyjęciu konstytucji. Zapewniają nas o swej trosce o Polskę, choć dotąd rzadko korzystali z okazji, aby poprzeć nasze propozycje w wewnątrzunijnych sporach.
Niemiecka kanclerz nie chce umieszczenia invocatio Dei w preambule europejskiej konstytucji, bo nie zgadzają się na to Francuzi. W sprawie rurociągu gazowego omijającego Polskę Niemcy nie pomogą, bo jest to inwestycja rosyjska. Planów rozmieszczenia w Polsce tarczy antyrakietowej nasi zachodni sąsiedzi też nie mogą poprzeć, aby nie robić przykrości mieszkańcom Kremla...
Na szczęście, w odpowiednim momencie, przypomniał o sobie szef Powiernictwa Pruskiego Rudi Pawelka. Jego organizacja zarzuca Polsce „dokonanie zbrodni przeciwko ludzkości” wobec przesiedleńców po II wojnie światowej i domaga się odszkodowań za mienie pozostawione na polskich Ziemiach Odzyskanych. Trudno o lepszą okazję do poprawienia polsko-niemieckich relacji. Zgodnie z deklaracjami, nasi sąsiedzi zza Odry zamierzają troszczyć się o Polskę nie gorzej niż o swój własny kraj. Może oddanie im części wywalczonych w Nicei wpływów nie powinno nikogo przerażać?
Przyszedł czas próby. Na razie jest optymistycznie. Kanclerz Merkel potwierdziła, że to nie Polacy wywołali II wojnę światową! Czy niemiecki rząd weźmie na siebie ewentualne koszty roszczeń „wypędzonych”?