Z prof. Andrzejem Saksonem, dyrektorem Instytutu Zachodniego
w Poznaniu, rozmawia Adam Suwart
Niektórzy członkowie środowiska „wypędzonych” podważają niekiedy granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Czy rzeczywiście na płaszczyźnie prawa międzynarodowego istnieje jakakolwiek podstawa kwestionowania obecnego porządku granicznego?
– Nie. Ta kwestia została w relacjach polsko-niemieckich raz na zawsze zamknięta poprzez postanowienia traktatu z 1990 roku o uznaniu przez Republikę Federalną, zjednoczone Niemcy, polskich granic zachodnich. Były dwa wielkie porozumienia w tej sprawie: układ graniczny z 1990 roku i późniejszy o dobrosąsiedzkiej współpracy z 1991 roku. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego i relacji polsko-niemieckich sprawa ta jest więc jednoznacznie zamknięta. Natomiast środowiska tzw. wypędzonych do ostatniej chwili próbowały przeszkodzić tej sprawie i zostawić otwartą tzw. kwestię niemiecką, niemniej jednak m.in. kanclerz Helmut Kohl doprowadził do tego, że parlament Niemiec zatwierdził tę granicę zdecydowaną większością głosów. Generalnie ta kwestia nie jest obecnie przedmiotem jakiejkolwiek publicznej debaty, co najwyżej poszczególni obywatele niemieccy mogą mieć w tej materii swoje własne, prywatne opinie.
Skoro mamy ustalony porządek prawny i nie ma nad nim dyskusji, to czy my, Polacy, powinniśmy czuć się moralnie zobowiązani do przeprosin za wysiedlenia Niemców z ich dawnych ziem będących dziś integralną częścią Rzeczypospolitej?
– Kwestia przeprosin może być rozpatrywana na kilku płaszczyznach: pomiędzy państwami, pomiędzy organizacjami i pomiędzy indywidualnymi ludźmi. Jeżeli w liście Episkopatu Polski do biskupów niemieckich z 1965 roku sformułowano stwierdzenie: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, to trudno było w owych czasach o wymowniejszy gest dobrej woli, skierowany pod adresem całego narodu niemieckiego za nieszczęścia, które się dokonały. Kościół przemawiał nie tylko w imieniu kilkudziesięciu hierarchów czy nawet całego duchowieństwa, ale w pewnym sensie w imieniu tych ponad 90 proc. Polaków, którzy byli z Kościołem związani. Wydaje się, że nasi zachodni sąsiedzi nie byli wtedy do końca gotowi nie tylko na ekspiację, ale także na przyjęcie przeprosin ze strony polskiej za nasze nieporównanie mniejsze przewiny z czasów powojennych przesiedleń.
Wydaje się, że Niemcy nadal nie są gotowi do przyjęcia takiej postawy, skoro środowiska wysiedlonych, w okresie wyborów kokietowane przez niemal wszystkie niemieckie partie polityczne, zaczynają rewidować historię i budować nową tożsamość Niemiec jako kraju ofiar drugiej wojny światowej.
– Rzeczywiście. Jednym z postulatów tych środowisk, kierowanym pod adresem państwa polskiego, jest uznanie wysiedleń Niemców za „zbrodnię przeciwko ludzkości” oraz oczekiwanie przeprosin ze strony Polski za ten „zbrodniczy akt”. Strona polska odpowiada na takie agresywne roszczenia konsekwentnie, że nie ma zgody na takie rozumienie historii, ponieważ – jak pisał w jednym ze swoich artykułów Marek Edelman – „kat nie może być ofiarą”. Trudno, żeby państwo polskie przepraszało Niemcy za to, co działo się podczas przesiedleń Niemców z polskich ziem w latach 1945-49. Były to bowiem działania, do których doszło wskutek rozpętanej przez Niemcy drugiej wojny światowej, w wyniku której Polska ucierpiała jako jedna z najtragiczniejszych ofiar. Same wysiedlenia nie wynikały z polskiej inicjatywy, ale z decyzji międzynarodowych, podejmowanych m.in. podczas konferencji w Jałcie i w Poczdamie, na które Polska nie miała bezpośredniego wpływu.
Warto zauważyć, że szczególną hipokryzją jest wysuwanie żądań i roszczeń przez środowiska niemieckich przesiedleńców tylko wobec Polski i Czech. Dlaczego podobnych oczekiwań nie stosuje się wobec Federacji Rosyjskiej? Przecież Związek Radziecki w wyniku drugiej wojny światowej wszedł w posiadanie północnych obszarów Prus Wschodnich, które stanowiły integralne terytoria Rzeszy Niemieckiej. Tam dokonywały się najbardziej brutalne wysiedlenia Niemców; tam odbywały się „marsze śmierci”, tam występowały przypadki kanibalizmu itd. Dzisiaj wobec Federacji Rosyjskiej niemieccy „wypędzeni” nie formułują takich roszczeń, jak pod adresem Polski czy Czech. Zresztą Niemcy zostali wysiedleni przez Francuzów także z Alzacji i Lotaryngii w latach 1945-1946, a nie słyszałem, żeby wobec Francji kierowano podobne pretensje.