Pięciuset
Łukasz Kaźmierczak
Według legendy, trzystu Spartan przeciwstawiło się pod Termopilami wielkiej armii perskiego władcy Kserksesa. Według doniesień prasowych, 500 polskich VIP-ów było sekretnymi współpracownikami komunistycznej bezpieki...
O istnieniu listy, na której znajdują się osoby, będące tajnymi współpracownikami służb PRL, a obecnie kreujące się bądź też występujące w roli autorytetów,...
Według legendy, trzystu Spartan przeciwstawiło się pod Termopilami wielkiej armii perskiego władcy Kserksesa. Według doniesień prasowych, 500 polskich VIP-ów było sekretnymi współpracownikami komunistycznej bezpieki...
O istnieniu listy, na której znajdują się osoby, będące tajnymi współpracownikami służb PRL, a obecnie „kreujące się bądź też występujące w roli autorytetów”, poinformował prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka. Szef IPN potwierdził, że Instytut sporządził listę nazwisk około 500 osób znanych obecnie z życia publicznego, które współpracowały z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. Obowiązek przygotowania i opublikowania takiej listy nałożyła na IPN poprzednia ustawa lustracyjna. Obecnie jednak lista nie może zostać ujawniona, bo ów przepis został zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny. „Publikacja katalogów osób traktowanych jako informatorzy przez tajne służby PRL oznacza legitymizację perspektywy służb państwa totalitarnego do wyciśnięcia piętna hańby na tych, których na tych listach umieszczono” – napisał Trybunał w pisemnym uzasadnieniu wyroku.
Mimo to część nazwisk, które prawdopodobnie znajdują się na „liście 500”, przedostała się do opinii publicznej. Powołując się na „źródła zbliżone do IPN”, Informacyjna Agencja Radiowa podała bowiem, że znajdują się na niej nazwiska prominentnych działaczy SLD. Jej zdaniem jako tajni współpracownicy figurują tam m.in.: Jacek Piechota – były minister gospodarki w rządzie Leszka Millera, Zbigniew Siemiątkowski – były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu, Longin Pastusiak – były marszałek Senatu, Andrzej Brachmański – były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządach Leszka Millera i Marka Belki, Roman Jagieliński – były wicepremier i minister rolnictwa w rządach Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza oraz Sławomir Wiatr – były minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i były pełnomocnik rządu do spraw informacji europejskiej (ten ostatni już wcześniej przyznał, że był tajnym i świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL).
Wśród kontaktów operacyjnych Służby Bezpieczeństwa wymienia się zaś nazwiska Dariusza Rosatiego – byłego ministra spraw zagranicznych oraz Wiesława Kaczmarka – byłego ministra skarbu.
Według „Rzeczpospolitej”, na „liście 500” figuruje także były prezydent Aleksander Kwaśniewski, natomiast „Dziennik” podaje, że są tam również politycy obecnej koalicji rządowej: wiceszef Samoobrony Janusz Maksymiuk oraz wiceminister transportu i szef koła Ruchu Ludowo-Narodowego Bogusław Kowalski.
Wraz z ujawnieniem części potencjalnych nazwisk z „listy 500” pojawiły się też zarzuty pod adresem IPN o świadome wypuszczenie tych informacji do mediów. SLD żąda nawet powołania sejmowej komisji śledczej, która wyjaśniłaby sprawę rzekomego „przecieku”.
„Oburza mnie to, że dochodzi do niekontrolowanego przecieku, który ma na celu uderzyć w przedstawicieli opozycji” – powiedział Dariusz Rosati – według IAR jeden z owych „500” na liście.
Poseł SLD Ryszard Kalisz określił z kolei działalność IPN, jako „państwo Kurtyki”. Jego zdaniem „IPN jest skrajnie ideologiczną, podległą PiS organizacją do przedstawiania fałszywej historii”. „Kurtyka musi odejść, trzeba zlikwidować IPN!” – grzmiał Kalisz.
Tymczasem była eseldowska szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek złożyła w warszawskiej prokuraturze okręgowej zawiadomienie o możliwości popełnienia w tej sprawie przestępstwa przez Instytut Pamięci Narodowej oraz Polskie Radio. Według Waniek, przestępstwo to polega na „przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków i działaniu w ten sposób przeciwko interesowi publicznemu, jak i prywatnemu”.
„Nie wykluczam również, że osoby, które dopuściły się tego czynu, działały w celu osiągnięcia korzyści osobistej, ponieważ za taką może być uznana korzyść polityczna” – napisała Waniek w zawiadomieniu złożonym w prokuraturze.
O tym, że prędzej czy później będzie trzeba opublikować „listę 500”, jest za to przekonany premier Jarosław Kaczyński. „Jest rzeczą oczywistą, że Polacy mają prawo do takiej wiedzy. Nam czasem zarzucano bez najmniejszych podstaw, że my ograniczamy demokrację. Demokrację chcą ograniczyć ci, którzy chcą wprowadzić cenzurę, czyli wrogowie lustracji, to oni się boją w Polsce demokracji, bo demokracja ich zmiecie” – powiedział premier.
Podobnego zdania jest koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann, który uważa, że obecność w życiu publicznym osób współpracujących z SB to „bomba z odbezpieczonym zapłonem”. Obaj politycy podkreślają jednak, że „listę 500” należy ujawnić jedynie w taki sposób, aby nie złamać prawa. Prezes IPN Janusz Kurtyka odpiera zaś wszelkie zarzuty pod adresem Instytutu. Kurtyka oświadczył wręcz, że nie ma możliwości, aby informacje na temat „listy 500” mogły zostać wyniesione z IPN. Przestrzegł także, że nazwiska z mediów to tylko spekulacje, a media mają „niepewne źródła”. Przyznał również, że „lista 500” miała być jedynie pierwszą redakcją, docelowo ten katalog mógłby liczyć około 500 tys. nazwisk. Prezes IPN dodał też, że wszelkie informacje są w Instytucie „dobrze chronione”.