Logo Przewdonik Katolicki

Jak palce jednej ręki

Renata Krzyszkowska
Fot.

Mało brakowało, a mogły nie przeżyć. Przedwcześnie urodzone pięcioraczki, które przyszły na świat w lutym br. w poznańskiej klinice, są na tym świecie dzięki modlitwie rodziców i fachowej opiece lekarzy. Choć najgorsze już za nimi, ich życie nadal jest zagrożone i potrzebują fachowej pomocy. Państwo Górkowie pochodzą z Brzeska w Małopolsce. Są małżeństwem od dwóch lat,...

Mało brakowało, a mogły nie przeżyć. Przedwcześnie urodzone pięcioraczki, które przyszły na świat w lutym br. w poznańskiej klinice, są na tym świecie dzięki modlitwie rodziców i fachowej opiece lekarzy. Choć najgorsze już za nimi, ich życie nadal jest zagrożone i potrzebują fachowej pomocy.

Państwo Górkowie pochodzą z Brzeska w Małopolsce. Są małżeństwem od dwóch lat, oboje przed trzydziestką. Pięcioraczki to ich pierwsze dzieci. – Gdy tylko poznałem Kasię, od razu dostrzegłem, jak wspaniałą jest osobą, i bardzo szybko zapragnąłem, by została moją żoną – mówi Grzegorz Górka. Rodzina jest dla nich najważniejsza, dlatego od razu po ślubie zapragnęli ją powiększyć. Pani Kasia zaczęła się leczyć hormonalnie. – O tym, że urodzę pięcioraczki, dowiedzieliśmy się bardzo wcześnie. Już w czasie pierwszej wizyty kontrolnej badanie USG pokazało pięć bijących serduszek. Oboje z mężem bardzo się ucieszyliśmy. Jeszcze nie wiedzieliśmy, z jak dużym ryzykiem dla dzieci wiąże się ciąża mnoga – mówi Katarzyna Górka.

Wielkie wyzwanie
Od samego początku rozpoczęła się walka o życie dzieci. Mało kto wierzył, że uda się utrzymać tę ciążę i że wszystkie dzieci przeżyją. Modliła się za nich cała parafia w Brzesku, działający tam Krąg Rodzin Katolickich, przyjaciele, sąsiedzi, znajomi. – Bez przerwy czuliśmy ich wsparcie – mówi Grzegorz Górka. Ciąża była zagrożona. Pani Kasia trafiła do szpitala w Łodzi. Gdy dostała czterdziestostopniowej gorączki, lekarze liczyli się z rozpoczęciem przedwczesnej akcji porodowej. Gdyby do tego doszło, szpital, w którym przebywała, z uwagi na remont, nie byłby w stanie objąć opieką całej piątki. Dzieci trzeba by było rozesłać do różnych szpitali. Jedynym ośrodkiem, który w tym czasie mógł zapewnić wszystkim dzieciom miejsce na oddziale intensywnej terapii, był szpital przy ul. Polnej w Poznaniu. – Choć staraliśmy się opóźnić poród, dzieci przyszły na świat w 26. tygodniu ciąży, już kilka dni po przyjęciu ich mamy do naszej kliniki. Tak wczesne narodziny każdego dziecka to wielkie wyzwanie dla położników, a w przypadku pięcioraczków wszystko się jeszcze bardziej komplikuje – opowiada prof. Janusz Gadzinowski, szef Katedry i Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Opatrzność czuwa
Dzieci ważyły od 600 do 840 g. – Do końca życia nie zapomnę, jak urodziło się pierwsze. Emilka ważyła nieco więcej niż dwie szklanki wody i miała małe szanse na przeżycie – opowiada Grzegorz Górka. – Od razu była sztucznie wentylowana, ale lekarz pozwolił mi ją pocałować. Nie da się opisać tego, co czułem w tym momencie i potem, gdy rodziły się kolejne dzieci. Szczęście przeplatało się ze strachem o ich zdrowie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, co to znaczy wcześniak urodzony w 26. tygodniu ciąży, jak słabe i niepewne jest jego życie – dodaje. W najgorszym stanie był Karolek, jedyny chłopiec w całej gromadce. – Imię otrzymał na cześć Karola Wojtyły. Wydawało się, że nie przeżyje, ale Opatrzność chciała inaczej – Grzegorz Górka przerywa swą wypowiedź i milknie wzruszony. – O takich rzeczach trudno się mówi. Mamy przy sobie obrazek otarty o grób Sługi Bożego Jana Pawła II i relikwie Świętego Ojca Pio. Codziennie się modlimy i czasami dotykamy nimi nasze dzieci. W ich łóżeczkach wiszą święte medaliki, które otrzymaliśmy od zaprzyjaźnionego księdza. Czujemy, że nasze dzieci są pod szczególną opieką. Bogu dziękujemy też, że trafiliśmy do poznańskiego szpitala, gdzie lekarze z całym poświęceniem zajęli się naszymi dziećmi – dodaje.

Kosztowna rehabilitacja
Wszystkie dzieci, choć tak małe, musiały przejść wiele operacji, m.in. serca i jelit. Od chwili narodzin miały bardzo poważne zaburzenia oddychania, bo ich płuca nie były w pełni rozwinięte. By mogły przeżyć, trzeba było je zaintubować i mechanicznie wentylować. Wiąże się to z ryzykiem różnych powikłań, np. dysplazji oskrzelowo-płucnej. Według danych statystycznych, 30 proc. wcześniaków z tym powikłaniem nie dożywa pierwszego roku. Najgorszy dla dzieci będzie okres jesienno-zimowy, gdy łatwo o infekcje wirusowe, które mogą dla nich okazać się zabójcze. Cała piątka miała retinopatię, czyli uszkodzenie siatkówki. Mimo że były już poddane laseroterapii, ich wzrok jest zagrożony. Statystyki podają, że 15 proc. dzieci tak wcześnie urodzonych może nigdy nie widzieć.

– Leczenie każdego z pięcioraczków kosztowało do tej pory średnio 150 tys. złotych. Nie moglibyśmy im skutecznie pomóc, gdyby nie sprzęt, jaki otrzymaliśmy od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dzieci jeszcze długo będą musiały być intensywnie rehabilitowane. Każde z nich będzie wymagało co najmniej dwóch godzin rehabilitacji dziennie. Rodzice sami nie dadzą sobie rady. Będą potrzebowali pomocy, także finansowej – mówi prof. Janusz Gadzinowski. Na szczęście młodej rodzinie pomógł już burmistrz Brzeska, który przekazał jej na własność mieszkanie w centrum miasta i pieniądze na jego gruntowny remont. Do tej pory państwo Górkowie mieszkali u swojej babci. Pomoc ta jednak nie wystarczy.

Sama miłość to za mało
Dwoje najsilniejszych dzieci, Kamilka i Maja, opuściło już szpital. Trójkę pozostałych: Karolka, Emilkę i Wiktorię przewieziono samolotem do szpitala w Prokocimiu na dalsze leczenie. Obecnie stan wszystkich dzieci jest ustabilizowany, karmione są już przez smoczek i prócz Emilki ważą ponad trzy kilogramy. Jednak fakt, że urodziły się tak wcześnie, niesie ze sobą wiele komplikacji zdrowotnych. Ich rozwój jest utrudniony. Będą wymagały wielu kosztownych zabiegów, czeka je jeszcze niejedna skomplikowana operacja. Dzieci wymagają specjalistycznego pokarmu, od 50 do 70 pieluszek dziennie, drogich lekarstw. Rodzicom brakuje środka transportu, który umożliwiłby przewóz dzieci na konsultacje lekarskie. – Bez pomocy będzie nam bardzo ciężko, ale dla dzieci zrobimy wszystko. Bogu dziękujemy, że żyją. To jest najważniejsze. Nie wyobrażamy sobie, by któregoś mogło zabraknąć. Nawet jeśli nigdy nie miałyby całkowicie wyzdrowieć, zawsze będziemy je kochać takimi, jakimi są – mówi Grzegorz Górka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki