Powrót Bydgoszczy do macierzy na kartach literatury
Ma gród nad Brdą swoją uznaną literaturę. „Most Królowej Jadwigi”, „Kamienny bruk”, „Klatka”… – o tych „powieściach bydgostianach” wie niemalże każdy lokalny czytelnik. „Wolność” Macieja Wierzbińskiego to z kolei wydane w okresie międzywojnia dziełko, które czeka na ponowne odkrycie.
Dziełko. Słowo jak najbardziej odpowiednie; awanturniczo-batalistyczna powieść autorstwa wielkopolskiego dziennikarza nie należy do wielkiej literatury. Została napisana pod wpływem gorących emocji, naznaczona manierą ówczesnego konwenansu, dla dzisiejszego odbiorcy obcego, wręcz śmiesznego. Fabuła roi się od uproszczeń, naiwności – to minusy wydania. Zdecydowanymi walorami książki są zaś: autentyczny patriotyzm (świadectwo czasów) i reportażowe opisy dramatycznych wydarzeń, walk, z których wiele można traktować jako dokument! Są beletryzowanym źródłem historycznym, bezcennym dla entuzjastów dziejów regionalnych „małych ojczyzn”. Mieszkańcy Bydgoszczy, Nakła, Szubina, Rynarzewa, Kcyni, Paterka winni sięgnąć po „Wolność”! Warto zadać sobie trud poszukiwania jej w bibliotekach, na półkach biblioteczki babuni…
Poniższe fragmenty, ilustrujące bydgoskie wypadki pamiętnego stycznia 1920 roku, składają się na powieściowy epilog. Zachowana pisownia oryginalna:
Dnia 19 stycznia burmistrz Bydgoszczy złożył klucze miasta w ręce władz polskich w obecności starosty, podkomisarjatu i zarządu Rady Ludowej. I już miasto przyoblekało się w nowe szaty, już w oknach i na balkonach jawiły się barwy polskie i orły białe. […] A Polska zbliżała się szparko. Szła z szeregami wojska, z proporcami ułanów […] 20 stycznia radosny rozhowor wkradał się na Rynek. […] Oniemiało wszystko i hejnał z wieży kościoła pojezuickiego oznajmił miastu wieść cudowną […]. Rozległa się powitalna pieśń zespolonych kół śpiewackich. Zaczem ukazał się baon saperów i pół szwadronu ułanów. Wstąpił na mównicę prezes Rady Ludowej, dr Biziel, z chlebem solą i ciepłem, podniosłem słowem dla zwiastunów nowej ery. Następnie ks. dziekan Tyrakowski, poczynając od słów: „Oto dzień, który uczynił Pan, uczcił walecznego żołnierza” […], zaintonował „Boże coś Polskę”. […] We dwa dni potem szczęśliwe miasto zerwało się na wielkie święto narodowe, jedyne w swoich dziejach. Strojne wspaniale, wieczorem iluminowane przyjmowało generała Dowbór-Muśnickiego. […] Duma wzbierała w sercach, gdy przed placem Wolności defilowały wojska, pułk za pułkiem. Przyglądała się temu z okna sędziwa pani Konstancja z panią Ireną i synami pana Władysława i powtarzała rozczulona: – To sen, to sen!... To w Bydgoszczy!? Skąd to się wzięło? Pan Bóg wszechmocny tak sprawił… […] A Arturek zawołał: – Babciu, jesteśmy w Polsce!