Logo Przewdonik Katolicki

Co w sercu, to na języku

Michał Gryczyński
Fot.

Z ks. kan. Zbigniewem Pawlakiem, uczącym przyszłych kapłanów sztuki spowiadania, rozmawia Michał Gryczyński Czy spowiadamy się jeszcze z grzechów popełnianych mową, np. z wulgaryzmów? Owszem, zwłaszcza dzieci. A najczęściej chłopcy, którzy wyznają, że mówili brzydkie wyrazy. Dziecko powie cholera i przychodzi do spowiedzi. Natomiast z dorosłymi...

Z ks. kan. Zbigniewem Pawlakiem, uczącym przyszłych kapłanów sztuki spowiadania, rozmawia Michał Gryczyński

Czy spowiadamy się jeszcze z grzechów popełnianych mową, np. z wulgaryzmów?
– Owszem, zwłaszcza dzieci. A najczęściej chłopcy, którzy wyznają, że mówili „brzydkie wyrazy”. Dziecko powie „cholera” i przychodzi do spowiedzi. Natomiast z dorosłymi jest rozmaicie: ludzie prości mówią o tym podczas spowiedzi, choć można wyczuć pewną powierzchowność, za którą kryje się przeświadczenie, że nie popełnili żadnego grzechu. Natomiast ludzie głębiej przeżywający wiarę i samą spowiedź raczej nie uważają, że to grzech. Zazwyczaj są to grzechy powszednie, ale wulgarny język razi, a człowiek, który się nim posługuje, w naszych oczach brzydnie.

Mową jednak można zgrzeszyć także ciężko, np. niszcząc czyjeś dobre imię albo złorzecząc...
– To prawda, jeśli kryje się za tym chęć poniżenia bliźniego albo życzenia mu rozmaitych nieszczęść. Mamy wtedy do czynienia z przekleństwem, które jest przeciwieństwem błogosławieństwa. W ten sposób uzewnętrzniamy to, co tak naprawdę w nas siedzi.

A jak jest z tzw. milczkami oraz z naszą skłonnością do obmawiania innych i plotkowania?
– Z milczeniem bywa rozmaicie; często jest oznaką nieśmiałości, ale może być również wyrazem pychy wobec innych. Natomiast plotka i obmowa mogą być grzechem ciężkim; to zależy, jakich spraw dotyczą. Nie wolno nam, np. dla przyjemności, niszczyć bezsensownie czyjegoś dobrego imienia, nawet jeśli ktoś w swojej słabości upadł. Wielu nie uważa tego za grzech, powiadając, że taka jest prawda. I co z tego? Człowiek, który upadł, potrzebuje pomocy, a nie osądu. Co nie oznacza, oczywiście, tolerancji dla grzechu.

Zapytam jeszcze o język homilii. Jakim językiem powinno się mówić o Bogu, aby trafić do serca słuchaczy?
– To trudne, zwłaszcza w obecnych czasach. Im jestem starszy, tym bardziej odczuwam odpowiedzialność za wierność autentyzmowi Ewangelii. Jak mam mówić, żeby przekazać współczesnemu człowiekowi to, czego Pan Jezus nauczał dwa tysiące lat temu? Kiedy byłem młodym kapłanem, nie miałem takich problemów, np. zaraz po studiach wygłosiłem homilię o Heideggerze do... górali i byłem bardzo zadowolony. Dziś jednak staram się mówić prosto, choć nie jest to łatwe. Tę sztukę posiadł, jak mało kto, zmarły ksiądz Twardowski, odkrywając urzekającą głębię prostoty.

Jaka więc powinna być mowa chrześcijanina?
– Św. Paweł uczył, że taka, jakby sam Bóg przez nas mówił, czyli budująca innych. Mamy być cierpliwi i łagodni, bo język zagniewania rani innych ludzi. Po języku widać, czy człowiek promieniuje dobrem, czy złem. Zdarza się, że jesteśmy prowokowani i niełatwo się opanować, ale Pan Jezus był cichy i pokornego serca.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki