Swego czasu po sieci krążył viralowy filmik przedstawiający pewien eksperyment. Mała dziewczynka ubrana w ładne i drogie ciuchy stała samotnie i bezradnie na środku ulicy w wielkim mieście. Co chwila podchodził do niej jakiś dorosły, pytając, czy wszystko w porządku, gdzie są jej rodzice i czy potrzebuje pomocy. Kilka godzin później tę samą dziewczynkę ubrano w stare, zniszczone ciuchy i dziurawe buty, ubrudzono jej buzię i ręce. Dziewczynka stanęła w tym samym miejscu, tak samo samotna i bezradna, lecz tym razem… nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Żyję, więc oceniam
Dziwne? Niekoniecznie. Dobitnie obnażone w tym eksperymencie ocenianie rzeczywistości w uproszczony sposób jest naturalną skłonnością naszego umysłu. Już jako małe dzieci poznajemy, że świat składa się z wielu elementów i niemożliwe jest przyswojenie wszystkich informacji pochodzących z zewnątrz. Dlatego też zostaliśmy wyposażeni w zdolność przetwarzania wiadomości w taki sposób, by było nam je łatwiej asymilować. Aby poradzić sobie z ilością znaczeń wokół nas, wytwarzamy w umysłach tzw. schematy poznawcze, czyli pewnego rodzaju szufladki z określonymi kategoriami i cechami. Możemy np. uznawać, że uczeń, który zawsze dostaje piątki, to ten najbardziej zdolny, a matka, która poświęca życie zawodowe, żeby wychowywać dzieci, to dobra matka.
Jak łatwo się domyślić, taka skłonność umysłu otwiera drogę do wielorakich zniekształceń. Psychologowie nazwali je błędami poznawczymi – dochodzi do nich wtedy, gdy zaczynamy nieracjonalnie oceniać rzeczywistość. Wie o tym kobieta, która impulsywnie kupiła sukienkę, lecz w domu uznała, że jednak jej się nie podoba. Zamiast jednak ją zwrócić, uparcie ją nosiła, przekonując samą siebie, że jest przecież idealna do jej ulubionych butów (strategia konfirmacji). Przekonał się o tym ktoś, kto poznając nową osobę zachwycił się jakąś jej cechą, a potem przez pryzmat tej cechy ocenił bardzo pozytywnie całą jej osobę (efekt aureoli). Gorzki smak błędów poznawczych zna również ten, kto pewnego dnia obudził się w tak złym nastroju, że był święcie przekonany, że jego smutek nigdy się nie skończy (iluzja wstrząsu).
Jednym z najbardziej spektakularnych błędów tego typu są stereotypy – to właśnie upraszczając rzeczywistość wokół siebie, stwierdzamy, że czarnoskórzy ludzie są od nas gorsi, geje to zboczeńcy, a wszyscy muzułmanie to terroryści. Gdy bohater Dnia świra krzyczy: „Moja racja jest najmojsza”, ulega błędowi poznawczemu polegającemu na egocentrycznym spostrzeganiu świata – tylko to, co moje, dla mnie zrozumiałe czy przeze mnie doświadczone jest właściwe i prawdziwe.
O jeden krok za daleko
Na swojej drodze spotykamy tak wielu ludzi, że nasz umysł by zwariował, gdyby ich najpierw nie skategoryzował. Zatem dosyć szybko, bo już na etapie pierwszego wrażenia, przyklejamy im etykietki. Poznając nową osobę, myślimy: „fajny”, „jakaś dziwna”, „chyba ma ze sobą problem”, „z nią mogłabym się zaprzyjaźnić”, „on jest nieuczciwy”. Mamy w głowie szufladki na sprzymierzeńców i wrogów, przyjaciół oraz tych, z którymi kompletnie nie mamy o czym rozmawiać. I znów, to nie dziwne, że tak robimy – właśnie ten mechanizm poznawczy pomaga nam się zaadaptować do świata.
Niestety w tym wypadku na horyzoncie pojawia się poważna pokusa, której zapewne każdy z nas uległ przynajmniej raz w życiu – pokusa obmawiania. Między szybką i prostą oceną świata zachodzącą tylko w naszym umyśle na potrzeby adaptacji (dajmy na to, że stwierdzam, że ktoś jest podejrzany i nie będę z nim rozmawiał) a ujawnieniem tej myśli publicznie w mniejszym lub większym gronie (np. gdy wiedziony emocjami po spotkaniu z „podejrzaną” osobą zaraz o tym donoszę koleżance) jest niebezpiecznie cienka granica. Ten o jeden krok za daleko czyni z nas plotkarzy, oszczerców i ludzi o niepohamowanym języku – tych, którzy na podstawie swoich bardzo nieprecyzyjnych intuicji wysuwają jednoznaczne opinie na temat innych.
Dlaczego obmawiamy?
Kto z nas nie zna dreszczyku emocji, gdy możemy podzielić się nowo usłyszaną plotką z kolegami z pracy? Choć nie wiemy nawet, ile w niej prawdy, jest tak ekscytująca, że bez wahania dostarczamy sobie tych przyjemnych wrażeń. Niestety, często nie zdajemy sobie sprawy ani z tego, że może z tego powodu cierpieć osoba, którą obmawiamy, ani z tego, że nabyta przez nas informacja mogła już przejść przez dziesiątki ust i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Na dobrą sprawę, ze względu na ogromną zdolność naszych umysłów do zniekształceń, powinniśmy być niepewni każdego „wrażenia”, które mamy na czyjś temat lub każdego słowa, które usłyszeliśmy o kimś.
Za to zamieszanie odpowiedzialne są jednak nie tylko nasze zniekształcenia poznawcze, ale również emocjonalne. Skłonność do obmawiania innych ludzi jest głęboko zanurzona w naszych zranieniach i trudnych historiach. Jeśli sami nie czujemy się ze sobą bezpieczni, będziemy dewaluować innych, aby odzyskać poczucie kontroli. Świetnie obrazuje to mechanizm projekcji – sami czując się słabi, nieinteligentni czy nudni będziemy to projektować na innych ludzi, aby pozbyć się ciężaru nieprzyjemnej cechy i dzięki temu nie musieć się z nią konfrontować.
Powody emocjonalne, dla których obmawiamy, można mnożyć bez końca. Jednym z popularnych jest zazdrość – kiedy ktoś ma coś, czego my nie mamy, najprostszą drogą ucieczki od tego napięcia jest wysnucie niesprawiedliwego osądu. Gdy np. dziecko przyjaciółki uczy się lepiej niż nasze, możemy z zaskakującą gorliwością obmawiać jego słabość do słodyczy. Dewaluujemy wtedy „przedmiot pożądania”, odwracamy uwagę od konfliktu i przez jakiś czas możemy się czuć spokojni. Lękowe przywiązanie do własnej racji często zwodzi nas na manowce plotkowania. Gdy bezpiecznie czujemy się dopiero wtedy, kiedy mamy nad czymś kontrolę, będziemy agresywnie narzucać innym swoje przekonania lub przynajmniej w duchu myśleć, że i tak to my mamy rację. Wtedy nie do przyjęcia stanie się inna perspektywa widzenia świata czy w ogóle inność i różnorodność jako taka. To oczywiście spowoduje, że kiedy ktoś będzie postępował według swoich przekonań, będziemy mieć go za gorszego, a żeby zredukować nasze napięcie , „obsmarujemy” go za jego plecami. W pułapkę obmawiania wpadają również perfekcjoniści, którzy stawiają sobie oraz innym wyśrubowane wymagania. Nie potrafią spocząć, dopóki nie dopną wszystkiego na ostatni guzik i wszystko nie będzie idealne. Ponieważ jednak jest to niemożliwe, bardzo często miotają się między poczuciem porażki a pragnieniem ideału, co prędzej czy później wpędza ich w depresję. Gdy swoje standardy przerzucają na świat innych ludzi, nietrudno o odczuwanie wobec nich pogardy i bardzo krytyczny stosunek. Aby unieść bolesny ciężar własnej niedoskonałości, atakują niedoskonałość w innych właśnie poprzez obmawianie.
A co na to Bóg?
Bóg nie pozostaje obojętny wobec zjawiska obmawiania – Pismo Święte jest pełne cytatów dotyczących „złego języka”. „Kto zamieszka na Twojej świętej górze? Ten, który postępuje bez skazy, działa sprawiedliwie, a mówi prawdę w swoim sercu i nie rzuca oszczerstw swym językiem” (Ps 15, 1–3); „Przeklinajcie potwarcę i dwujęzycznego: wielu bowiem zgubili żyjących w zgodzie” (Syr 28, 13); „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mt 7, 3). Zresztą i w Dekalogu mamy przykazanie dotyczące języka: Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Dlaczego Bogu tak bardzo niemiły jest ten, kto obmawia? I czemu nasze słowa mają aż takie znaczenie?
Być może odpowiedź tkwi w samym początku historii stworzenia. Zauważmy, że słowo Boga ma moc stwórczą – Jego słowo tworzy cały świat i człowieka. Z ust Bożych wychodzi tylko to, co jest konstruktywne i budujące. Na słowo Jezusa demony opuszczają opętanych, ludzie zostają uzdrowieni z chorób i uwolnieni z grzechów. Tymczasem słowo obmowy jest czymś całkowicie odwrotnym – to słowo niszczące, dewaluujące, odzierające człowieka z godności. Krzywda, którą możemy uczynić złym słowem, staje się czasem raną na lata. „Bywa taki sposób mówienia, który do śmierci można porównać” (Syr 23, 12). Może wydawać się nam, że obmawianie to tylko niewinna czynność przy porannej kawie z przyjaciółką, jednak w Bożej logice sprawą życia i śmierci jest to, co wychodzi z naszych ust.