Z bliska wygląda to zupełnie inaczej niż się człowiekowi wydaje. Nawet w cierpieniu i śmierci dostrzec można piękno i głęboki sens. Trzeba tylko umieć patrzeć.
Zanim trafili na szpitalne oddziały, niewiele myśleli o umieraniu. To jasne, że każdy musi odejść, ale jeszcze nie dziś, nie jutro... kiedyś. Będąc z chorymi, zrozumieli, że tak naprawdę odchodzi się po trosze każdego dnia, a cierpienie i śmierć nie są czymś abstrakcyjnym i odległym, ale rzeczywistością dziejącą się tu i teraz. O swoim byciu z chorymi oraz pracy na oddziale paliatywnym opowiadają klerycy II roku Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie.
* * *
Tomasz Kwiatkowski: - Przyznam szczerze, że się bałem. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z ludźmi przewlekle chorymi i umierającymi. Pytałem siebie, czy podołam, czy dam radę? Zupełnie niepotrzebnie. Już pierwszego dnia nauczyłem się myć chorych tak, by nie sprawiało im to bólu. Nauczyłem się im pomagać, gdy tego potrzebowali. Na zastanawianie się i myślenie o sobie nie było po prostu czasu. Zrozumiałem, jak bardzo jestem potrzebny. Jaką wagę ma każdy najdrobniejszy gest, słowo, obecność.
Tomasz Krzysztofiak: - W takich miejscach jak hospicjum czy szpital człowiek zapomina o tym, co zostawił na zewnątrz. Czuje się bardziej potrzebny i wartościowy. Tam życie płynie zupełnie inaczej, jakby w innym rytmie. Najzwyczajniejsze podanie szklanki wody, poprawienie poduszek, wyjście na spacer jest czymś bardzo cennym. Człowiek zaczyna rozumieć, jak wiele radości sprawia służenie innym i co ważniejsze, nie czeka na podziękowania. Chociaż chorzy i tak dziękują, często tylko uśmiechem, bo na słowa wielu nie ma po prostu sił.
* * *
,,Z każdym dniem zdążamy do śmierci. Bez tej podstawowej świadomości zapanowanie nad naszym życiem, naszymi działaniami i nad światem, w którym żyjemy jest absolutnie niemożliwe" - pisze w swojej książce ,,Aktywna strona nieskończoności" amerykański antropolog Carlos Castaneda. Ta świadomość jednak wydaje się być bardzo mała, wręcz nikła. Lansowany współcześnie kult młodości i styl życia z tym związany nie skłania do egzystencjalnych refleksji. Nasza cywilizacja nie lubi starości, cierpienia, słabości, bezsilności i przemijalności. Spychamy myśl o nich w najciemniejszy kąt naszej jaźni i udajemy, że nas to nie dotyczy. A przecież od zaakceptowania faktu, iż jesteśmy śmiertelni, zależy w dużym stopniu jakość naszej egzystencji. To, jak żyjemy i jakich wyborów dokonujemy. Świadomość śmierci pomaga nam mądrzej i lepiej żyć.
* * *
Tomasz Krzysztofiak: - Pamiętam panią, która leżała w jednej z sal na oddziale paliatywnym. Iskierka życia, choć bardzo słaba, ciągle się w niej tliła. Odeszła pewnego popołudnia. Takie chwile są bardzo trudne. Człowiek zaczyna myśleć o własnej śmierci, o tym, że jego bliscy też kiedyś odejdą. Uświadamia sobie nieuchronność tej chwili i zaczyna z innej perspektywy patrzeć na swoje życie. Nabiera dystansu do codzienności. To bardzo cenne doświadczenie, choć niełatwe. Myślę, że bez wiary trudno tak naprawdę pogodzić się ze śmiercią.
Kamil Gawłowski: - Nie wiem, czy do widoku ludzkiego cierpienia można się przyzwyczaić. Wiem jednak, że gdy jest to konieczne, można się przełamać i pokonać własny strach. Doświadczyłem tego pomagając na oddziale ratunkowym. Kiedyś, mając udzielić pomocy rannym, pewnie bym panikował, nie wiedział, co robić. Dziś nie mam już takich obaw. Wiem także, że praca lekarzy i pielęgniarek - mimo, że czasami tak źle się o niej mówi - jest bardziej służbą niż zawodem. Oni także są powołani.
Karol Świderski: - Czasami wystarczy samo bycie przy chorym, wysłuchanie go, potrzymanie za rękę. Myślę, że ludzie zdrowi nie zdają sobie do końca sprawy z tego, jakie to ma dla chorych znaczenie. Nie chodzi o współczucie, ale o współodczuwanie. Wykorzystanie wrażliwości, którą każdy z nas w sobie nosi, a którą tak często zagłusza egoizm.
* * *
Czy obcowanie z ludźmi umierającymi i cierpiącymi może dawać radość? Czy przynosi spokój i poczucie spełnienia? Tak, choć wielu osobom wydaje się to absurdalne. Przekraczając próg hospicjum, wchodzi się do świata, w którym rzeczy ważne stają się mniej ważne, a te z pozoru błahe - niezwykle istotne. Patrząc na śmierć, zaczyna się doceniać życie, a pomagając cierpiącym, kochać ich takimi, jakimi są. Mimo ich fizycznej słabości, ran, niedołęstwa. Młodzi ludzie pracujący w hospicjach jako wolontariusze mówią, że radość daje już samo bycie z chorymi, świadomość, że się jest im potrzebnym. Zrobić coś, pomóc, ulżyć - oto cały sens. Spełnienie. Dotychczasowy system wartości wywraca się do góry nogami. W obliczu cierpienia i śmierci pieniądze, sukces, kariera tracą swą magiczną moc. Nagle chce się bardziej ,,być" niż ,,mieć".
* * *
Tomasz Kwiatkowski: - Po tym wszystkim, co zobaczyłem i czego doświadczyłem na oddziale paliatywnym, zupełnie inaczej patrzę na ludzi chorych i przygniecionych brzemieniem wieku. Przestałem się skupiać na sobie. Zacząłem myśleć o tym, co mogę zrobić dla innych. Bardziej też doceniam to, co od Pana Boga otrzymałem. Wiele osób myśli o zdrowiu i życiu jako o czymś bardzo oczywistym. Nie dziękują za nie, bo po co, przecież im się należy. Ja wiem, że trzeba być wdzięcznym.
Tomasz Krzysztofiak: - Ludzie dotknięci ciężką chorobą często pytają: dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało? Boją się, buntują, chcą konkretnej odpowiedzi. Ale takiej odpowiedzi nie ma. Trwanie przy nich, towarzyszenie im w bólu, uczy człowieka pokory. Pozwala mu zrozumieć, że nie wszystko od niego zależy. Pojąć, co się tak naprawdę w życiu liczy.
kleryk Tomasz Kwiatkowski
,,Na co dzień się o tym nie myśli. Widząc czyjeś cierpienie i śmierć, człowiek pojmuje, że też kiedyś odejdzie".
kleryk Tomasz Krzysztofiak
,,To bardzo cenne doświadczenie. Pozwala nabrać właściwego dystansu do siebie i własnych problemów".
kleryk Kamil Gawłowski
,,W szpitalu widziałem radość narodzin i smutek śmierci. Dwa bieguny życia. Początek i koniec".
kleryk Karol Świderski
,,Patrzyłem na zupełnie inny świat i przestałem się go bać. Zrozumiałem, że mogę coś zrobić".