Jest gdzieś daleko miejsce, o którym warto usłyszeć. Dublin - stolica Irlandii, serce szmaragdowej wyspy.
W każdej europejskiej stolicy wyczuwalny jest pewien zapach kultury danego kraju. Czasem bywa może trochę zasłonięty jakąś administracyjną czy polityczno-dyplomatyczną kurtyną, za jej kulisami widać jednak swojską tradycję i muzykę, która od dawien dawna gra wszystkim z tej samej, rodzimej partytury.
Kiedy przechadzamy się dzielnicami Dublina, widać wyraźnie różnicę miedzy innymi stolicami, jakże znanymi nam z wielu zapewne wojaży. Dublin jest mały. I może właśnie dlatego kameralny klimat tego miasta skupia ludzi przy sobie. Spacerując, widać specyficzne kwadratowe domki, a w oczy rzucają się piękne kolorowe drzwi - czerwone, niebieskie i żółte. Wszędzie jest czysto i widać rozsiane skwery zieleni, które w niezwykły sposób upiększają miasto.
Ziarno tradycji to tutejszy taniec i muzyka. Są miejsca, gdzie ludzie ciągną tłumami, by zobaczyć popis tancerzy i grajków. Wówczas dusza aż się rwie w wir tej atmosfery. Szansą przeżycia prawdziwej, uroczej irlandzkiej nocy wabi i zachęca dzielnica Temple Bar, gdzie nie sposób nie trafić na dobrą zabawę. Wieczorem młodzi i starsi przy ciemnym Guinessie czy tutejszej irlandzkiej whisky przesiadują aż do rana na niekończących się rozmowach.
Choć Irlandia jest krajem w 92 procentach katolickim, gdzie tradycja chrześcijańska sięga V wieku, Dublin to miasto wielowyznaniowe. Dużo jest tu kościołów z okresu średniowiecza, które często wtapiają się w architekturę domów mieszkalnych i biurowców. Stary Dublin zachwyca urokiem potężnych romańskich budowli. Patrząc na nie oczami wyobraźni, przenosimy się w wiek XII, z tego bowiem okresu pochodzi dubliński zamek, katedra św. Patryka, patrona Irlandii, stare mury i bramy miasta.
Symbolem nowoczesności, choć nie tak bardzo umiłowanym przez rodowitych dublińczyków, jest pnąca się 120 metrów ponad miasto srebrna iglica, która stoi w jego centrum. Wybudowana dwa lata temu, swą szczupłą sylwetką i oryginalnym wyglądem przyciąga uwagę ludzi, zwłaszcza tych z zagranicy. Klimatu dodaje również dzieląca miasto na dwie części rzeka Liffey, która wpada do morza. To właśnie na niej rozciągnięte są mosty - stare, odrestaurowane i piękne.
Deszcz to najstarszy chyba mieszkaniec Irlandii, który jak w Szkocji daje o sobie znać niemalże codziennie. Mogłoby się nawet wydawać, że ostudza temperament miasta. To jednak tylko pozory. W rzeczywistości życie kwitnie od wczesnego rana do wieczora. Podobnie jak w Anglii zgiełk i hałas nie ustaje nawet w porze popołudniowego lunchu. Dopiero późnym wieczorem, gdy ulice miasta na dobre już rozświetli blask lamp, cichnie życie. Oczywiście z wyjątkiem Temple Baru, z którego tu i ówdzie dochodzi tradycyjna, irlandzka nuta.
Tekst i zdjęcie: