Ksiądz abp Henryk Muszyński ustanowił bł. bp. Michała Kozala patronem Archidiecezjalnego Domu Księży Seniorów w Gnieźnie. Biskupa, męczennika i byłego rektora gnieźnieńskiego seminarium duchownego wspominają pamiętający go kapłani: ks. Józef Szczepaniak i ks. prałat Joachim Benhke.
Moja pierwsza rozmowa z błogosławionym Michałem Kozalem była bardzo krótka - mówi ks. Szczepaniak. - To było we wrześniu albo październiku 1934 roku. Zgłosiłem się do gnieźnieńskiego seminarium, którego był wówczas rektorem. Przyjął mnie w swoim pokoju i oświadczył: "Proszę pana, rok akademicki już się zaczął. Proszę przyjechać za rok." Przyjechałem. Posadził mnie naprzeciwko siebie i uważnie mi się przyglądał. Miał niezwykle przenikliwe spojrzenie. Pytał, dlaczego chcę wstąpić do seminarium, czy mam dziewczynę, w jakim gimnazjum się uczyłem, kim są moi rodzice... Był przy tym bardzo skupiony i poważny... Takim go widzę do dziś...
Był dla nas wzorem
Błogosławiony bp Michał Kozal urodził się w 1893 roku w Nowym Folwarku koło Krotoszyna. W 1918 roku przyjął święcenia kapłańskie i rozpoczął pracę duszpasterską jako wikariusz i katecheta w Bydgoszczy. W 1927 roku został mianowany ojcem duchownym, a po dwóch latach rektorem Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Skromny, uduchowiony, nieustannie rozmodlony, był dla alumnów uosobieniem pokory i pobożności. Ksiądz Józef Szczepaniak wspomina, iż podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu, gdy wielu klerykom drętwiały już kolana, on klęczał niewzruszony na posadzce i zwykle jako ostatni się z niej podnosił. Do kaplicy udawał się także po zapadnięciu zmroku, w czasie silentium religiosum (ciszy religijnej), by przez wiele godzin, niejednokrotnie długo w nocy, trwać na modlitwie. Wpajał też przyszłym kapłanom zasady dobrego wychowania. Mawiał: "Pamiętajcie, byście w czasie wizyty nie zapuścili korzeni" oraz "Punktualność i jeszcze raz punktualność". Był przy tym człowiekiem niezwykle sumiennym, opanowanym i rzeczowym, który dużo więcej wymagał od siebie niż od innych.
Ja przeżyłem, a on zginął
W listopadzie 1939 roku bł. Michał Kozal, od niespełna pięciu miesięcy biskup we Włocławku, został aresztowany przez hitlerowców i osadzony w miejscowym więzieniu, a później przewieziony do Lądu nad Wartą. Księdzu prałatowi Joachimowi Benhke, jako jednemu z niewielu, udało się wówczas z nim porozmawiać. - Dowiedziałem się, że Niemcy chwilowo ograniczyli nadzór - wspomina - Wsiadłem na rower i pojechałem. Ksiądz biskup Michał Kozal przyjął mnie w swojej "celi". Był jak zawsze bardzo spokojny. Opowiadał o aresztowaniu. Nie chciał dobrowolnie opuszczać swoich wiernych. Powiedział Niemcom, że będzie nadal urzędował i wtedy go uwięzili. Gdy się z nim żegnałem, klęknąłem, a on udzielił mi błogosławieństwa. Ja przeżyłem, a on zginął w Dachau. Ksiądz prałat mówiąc o swym rektorze, ma łzy w oczach. - To był niezwykły człowiek - dodaje - Miał w sobie wiele pokory i jednocześnie siły. Umacniał nas w drodze do kapłaństwa i pokazywał, jak kształtować siebie na wzór Chrystusa.
Kapłaństwo znaczone cierpieniem
Do obozu koncentracyjnego w Dachau ks. bp Michał Kozal został wywieziony w 1941 roku. Dostał pasiak, numer obozowy 24544 i legowisko w jednym z brudnych i przepełnionych baraków. Do końca wspierał i służył tym, którzy podobnie jak on odarci zostali niemal ze wszystkiego. Pielęgnując chorych, zachorował na tyfus. Zmarł 26 stycznia 1943 roku zabity śmiercionośnym zastrzykiem. W jednym z kazań powiedział: "Prawdziwą wielkość człowieka mierzy się miarą jego zjednoczenia z Bogiem. Mierzy się jego umiejętnością i gorliwością wykonywania planów Bożych. Obiektywnie najwięcej znaczy ten, który nosi w sobie życie Boże i potrafi to życie budzić w innych oraz doprowadzać do jego pełnego rozwoju".
Tekst i zdjęcia: